czwartek, 25 kwietnia 2024

24 kwietnia 2024


1. W związku z tym, że powinienem cały dzień spędzić przy komputerze zajmując się zawodowymi obowiązkami, zacząłem kosić. Najsamprzód naładowany akumulator, całkiem zgrabnie poradził sobie z odpaleniem. Zacząłem kosić. Kosiłem i kosiłem. W pewnym momencie doszło do mnie, iż nie koszę równo. Po rozebraniu kosiska, okazało że był strzelił pasek napędzający skrajny prawy nóż. Zamówiłem. Będzie w poniedziałek. 

Już się miałem poddać, ale sobie przypomniałem, że mam jeszcze jedno sprawne kosisko. Przepiąłem i kosiłem dalej. Słuchając Ostatniego pokolenia w Kanale Zero. Ciekawe to było doświadczenie, gdyż Mazurek i – w mniejszym stopniu – Stanowski, nie dali się aktywistom skompromitować do reszty. W znaczeniu: gospodarze mieli zbyt do gości osobisty stosunek. 
Zabawne w sumie było, że pan starszy mówił, że to, co Ostatnie pokolenie robi, to protest obywatelski i że są gotowi ponieść za to odpowiedzialność, jednocześnie mówiąc, że osobiście boi się przyklejać do ulicy. 
Złą informacją jest, że nie mogę sobie przypomnieć na ile sędzia w „Yollowstone” skazał ekoaktywistkę. To była jedna ze scen, za którą cenię rzeczony serial. Obok tej, gdzie wywierana jest presja na kalifornijskich motocyklistach.

2. Poszliśmy z pieskiem. Przez nową bramkę. Serdecznie wzruszyła moją osobę następująca sytuacja. Otóż idziemy sobie pi dwóch stronach słusznej wielkości kałuży. Ciągnięta smycz robi w tej kałuży falę, której piesek się przestrasza. A jeszcze się bardziej przestrasza, gdy smycz z kałuży wyciąga jakąś gałąź. Dociera do niego, że to tylko gałąź. Przestrach zamienia się we wkurw, a w związku z tym, że nie ma wokół nikogo poza mną, wkurw ten postanawia piesek rozładować na mnie. I to jest zła informacja.
Łatwo nie było. Dobrze, że smycz długa. Okręciłem wokół drzewa i kolega nie mógł mie podgryzać. Posiedzieliśmy chwilę, ciśnienie zeszło i poszliśmy dalej. 
A dalej były zające. Ważne że uciekły. 

3. Rozmawialiśmy z sąsiadem Tomkiem o kurach. Pan Zbyszek, który miał być teraz moim dostawcą jajek, nie może ich dostarczyć, gdyż przyjechała do niego wnuczka. I zbiera jajka dla niej. Ale kupił też nowe. Kury, nie jajka. 
Tomek mówił, że kura przemysłowo znosi przez rok. A potem mniej. Na tyle mało, że się przemysłowo nie opłaca. Złą informacją jest, że nie udało mi się dowiedzieć, ile kura żyje, Nikt nie wie. 

środa, 24 kwietnia 2024

23 kwietnia 2024

 


1. Byłem w pałacu w Bojadłach, na spotkaniu poświęconym konserwacji zabytków. Złą informacją jest, że przyjechałem za późno, by wysłuchać wszystkich wykładów.
Właściciela Bojadeł (właściwie to fundatora fundacji, której pałac przekazał) poznałem w 2015 roku w Bukareszcie. Jest dyplomatą. Wtedy był dwójką w Rumunii. Poszliśmy do jakiejś knajpy pić wino, w mieście trwały zamieszki spowodowane nieodpowiedzialnym zachowaniem Andrzeja Dudy, który bezpośrednio po przylocie na spotkanie B9 (chyba pierwsze właściwie, stąd „B” w B9), podjechał pod spaloną dzień wcześniej dyskotekę, w której pożarze zginęło ze trzydzieści osób, by tam zapalić znicz. No i jak to zrobił, podniósł się rwetes, że jak to jest, że przylatuje jakiś Polak i natychmiast jedzie na miejsce, a nikt z miejscowych polityków się tam nie pojawił, a wiadomo, że ofiar było tyle, bo ktoś łapówkę wziął za przymknięcie oczu na połamanie przepisów przeciwpożarowych. No i z tego rwetesu zrobiły się zamieszki, w wyniku których opadł rząd. Te zamieszki i upadanie rządu działy się podczas obiadu wydawanego przez prezydenta Iohannisa. Choć chyba rząd upadł dzień później. W każdym razie po powrocie okrężną trasą, bo przez zamieszki się trudni wracało do hotelu, poszliśmy z Arkiem do knajpy, gdzie się zgadaliśmy, że i skąd znamy lubuskie. I ciekawe to było doświadczenie. 
Pierwszy raz w Bojadłach byłem chyba w 2016 roku. Może rok później. Od tego czasu bardzo dużo się zmieniło. Pałac jest zjawiskowy. A rewaloryzują go właściwie bez pomocy Państwa. 

2. Byłem na spacerze z pieskiem nową trasą. Czyli przez nowo otwartą bramkę. Później, za Dębniakiem w prawo, w stronę Węgrzynic. Później w lewo, w lewo i w lewo. Po pierwszym „w lewo” potknąłem się o grzyba. Wyglądał jak prawdziwek, tyle że był ciemniejszy, miał równie ciemną nogę i od spodu był czerwony. Ojciec mówił, że ktoś mu mówił, że z Zachodniopomorskiem pojawiły się prawdziwki. Dziwny grzyb w lesie uwiarygadnia tę informację. Wieczorem chciałem odpalić kosiarkę. Akumulator nie stanął na wysokości zadania. I to jest zła informacja, gdyż akumulator ten jest nowy. Zobaczymy rano. 
Ale może nie przypadkiem ktoś dorobił w kosiarce główny wyłącznik prądu. Może było tak, że prąd którędyś uciekał. Następnym razem zostawię kosiarkę z włącznikiem wyłączonym i zobaczymy, co się stanie. 

3. Zasnąłem przy dziesiątym odcinku „Szoguna”. I to jest zła informacja, bo będę musiał oglądać ten odcinek jeszcze raz. 


wtorek, 23 kwietnia 2024

22 kwietnia 2024


1. Łażenie po Krakowie z walizką jest bez sensu. Wiem, bo łaziłem. Jeździłem też tramwajem. Najsensowniejsze jednak było jeżdżenie Boltem i Uberem. Peregrynacje związane były z podsumowywaniem wczorajszych wyborów. No więc tak: sukces mimo porażki. Przebudzenie obywatelskie – ludzie zaczęli nie głosować na partyjne szyldy. Przynajmniej część ludzi. Wynik wyborów efektem Wassermann. Wszyscy czekają na to, aż się okaże co za to dostanie. W bloku, w którym mieszkałem na Piaskach między 1978 a 1992, mieszkało z tysiąc ludzi. Różnica, to pięć takich bloków (więcej, bo dzieci jednak nie głosują). Platforma niby wygrała, ale jakby dostała łomot, bo nawet tam, widzą jak wielkie użyto środki i jak mało brakowało, by były na nic. No i nieistniejąca partia CPK. Znaczy: partii nie ma, ale są wyborcy. 
Ludzi, którym się nie podoba to, co się dzieje w Krakowie, jest procentowo więcej, niż tych, którym się nie podobało to, co się działo w Warszawie, kiedy Ruchy Miejskie próbowały odwołać HGW. Jest więc szansa, że prezydent Miszalski nie będzie się pilnował. Środowisko zaś wyborców kandydata Gibały, będzie pilnować, by się Miszalski pilnował. W każdym razie warto patrzeć na to, co się będzie w Krakowie dziać. 


2. Nie pamiętam, czy to już mówiłem, ale Balice są jakoś klaustrofobiczne. I zatłumione, w znaczeniu, że jest tam zbyt wielu ludzi naraz. Przed startem staliśmy w kolejce. Cztery samoloty czekały, bo wojskowy pilot Bryzą trenował dotykanie pasa. Bryza mała, samoloty czekające duże. Zabawnie to wyglądało.
Na Balicach parkuje jeden z ukraińskich dyspozycyjnych chyba boeingów. Już ponad dwa lata. 
W Warszawie wysiadłem bramką obok bramki, którą miałem wsiadać. Jeszcze mi się tak nie zdarzyło. I właściwie się nie zdarzyło, bo kazali nam przejść do bramki po drugiej stronie lotniska. 

Musiałem podjechać do Nowego Tomyśla, bo niesławny w pewnych kręgach „Lubuszanin” pociąg z Lublina do Zielonej Góry miał takie spóźnienie, że bardziej się opłacało pojechać czterdzieści kilometrów na wschód i stamtąd na zachód, niż godzinę z kawałkiem czekać na dworcu w Babimoście. Tak udało się być przed jedenastą w domu. 
„Lubuszanin” jest niesławny, bo się często spóźnia, Za to jest tańszy. Przypomina to trochę rysunek Raczkowskiego zainspirowany historią z Warszawy początku lat dwutysięcznych. Z taksówki wysiada człowiek z podbitym okiem. Biją, ale są najtańsi. 
W oryginale chodziło chyba o to, że kierowca taksówki pobił jakich dwóch znanych gejów. Złą informacją jest, że nie pamiętam, co to była za korporacja. 

3. Przed północą nawiedziłem sąsiada Tomka. Przez nowo założoną bramkę. Złą informacją jest, że się Białorus popsuł. Chyba uszczelka pod głowicą. Jutro ma przyjechać mobilny naprawiacz. Miałem dołożyć swoje trzy grosze do montażu bramki, montując zamek. W znaczeniu: wkładkę. Okazało się, że śruba blokująca jest o parę milimetrów zbyt długa, więc ją jutro będę musiał obciąć.  

poniedziałek, 22 kwietnia 2024

21 kwietnia 2024


1. Przespałem pół dnia. Właściwie to przedrzemałem, oglądając jednym okiem czwartą serię „24 godzin”. I to jest zła informacja, bo miałem iść na mecz „Cracovii”. Trzydzieści lat temu zdarzało mi się chodzić na drugie połowy meczów, bo wpuszczali za darmo. Teraz się już tak nie da. 

2. Zjadłem późne śniadanie w „Żonglerce”. Bardzo porządną kanapkę z krewetkami. Pojeździłem tramwajem. Odkryłem przy okazji, że po niegdysiejszej drukarni, gdzie drukowano gazety, w których w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych pracowałem, została wyłącznie dziura w ziemi, którą za chwilę wypełnią fundamenty jakichś pewnie bloków. 
Widziałem też wieczorne, grupowe wyjście, by zagłosować w wyborach. No i zaprowadzono mnie do tajskiej restauracji przy Dolnych Młynów. Ponoć wybitnej, ale nic nie zjadłem bo nie miałem czasu. I to jest zła informacja. 

3. Obserwowałem wieczór wyborczy u kandydata Gibały. Exit polls, mimo iż przegrane, dostarczyły sali wiele radości. Później zaczęły spływać wyniki z komisji, które tę radość podtrzymywały. Aż przyszło w końcu 90% i się okazało, że nic z tego nie będzie.
Prawda jest taka, że kandydat Gibała osiągnął gigantyczny sukces. W pierwszej turze dostał prawie osiemdziesiąt tysięcy, w drugie o czterdzieści tysięcy więcej. Do zwycięstwa brakło mu z pięć tysięcy (istnieje szansa, że odebrała mu je pani Wassermann). Mało brakowało. Patrząc na siły i środki zaangażowane przez kontrkandydata, można mieć wątpliwości, czy wybory były równe. Ale taki mamy klimat. 
Cóż, w każdym razie, wygląda na to, że Kraków będzie dalej podążał ścieżką wytyczoną przez profesora Majchrowskiego. I to jest zła informacja.


 

niedziela, 21 kwietnia 2024

20 kwietnia 2024

 


1. Prawie spóźniłem się na samolot. To efekt mojej poprzedniej pracy, gdzie się przyzwyczaiłem, że na lotnisko trzeba przyjechać przed odlotem samolotu. Jakieś boardingi, kolejki do kontroli nie miały znaczenia. Najpierw nie wyglądało to wszystko dobrze, gdyż boltowiec popełniał wszelkie możliwe błędy przy wyborze pasów. Poźniej zrobiło się lepiej, gdyż kolejka do kontroli nie była straszna. Na koniec, bezpośrednio przede mną otwarto nową bramkę. W każdym razie pod gate (jak to nazywają na lotnisku) trafiłem pięć minut przed boardingiem. No i się okazało, że samolot jeszcze nie doleciał. Z tego wszystkiego, wylecieliśmy z godzinę po czasie. 
Złą informacją jest, że nie jest powiedziane, że takie szczęście będę miał za każdym razem, więc powinienem się przyzwyczaić do tego, że na Okęciu powinienem być godzinę przed boardingiem. 

2. Z fascynacją obserwowałem socialową imbę: Duda zjadł pizzę. Imba rzeczona najwięcej mówi o skuteczności Marcina Mastalerka, gdyż udało mu się w społeczeństwie wytworzyć przekonanie, że jeżeli się gdzieś pokazuje, to razem z nim jest głowa państwa. Tym razem tysiące internautów Andrzeja Dudę zobaczyło w Wojtku Kolarskim.

Amerykański Kongres przegłosował pomoc dla Ukrainy. 
„Former President Trump's meeting with Polish President Andrzej Duda at Trump Tower included discussion of Russia's war in Ukraine. Duda is «staunchly anti-Russia. So, in terms of a persuasive voice on the Ukraine issue, he might be able to get through to Mr. Trump» on the aid package” – napisało parę dni temu CBS. 
Paweł Kowal ogłosił, że to na pewno efekt tweeta Donalda Tuska. Tego, w którym naobrażał republikanów. To, że Paweł Kowal gada głupoty, to nic nowego. Bardziej interesujący jest entourage w jakim te głupoty opowiada. Otóż w profesor Kowal jest szefem sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. I w związku z tym jeździ po świecie. Zdecydowanie bardziej niż poprzednicy. Ale to jakoś można uzasadnić – dawno nie jeździł i musi zobaczyć, jak się świat od poprzedniego razu zmienił. Trudniej uzasadniać, że jeździ po tym świecie ze świtą. Ma swojego fotografa i kamerzystę, którzy wrzucają w Internet obrazki. Na przykład: Kowal czyta gazetę. Kowal i wiewiórki. Kowal przed drzwiami czeka na coś. Za PiS-owskiego reżimu zdarzały się przypadki wojewodów, którzy jeździli z podobnymi ekipami. Różnica jest taka, że oni jeździli wokół komina, a Kowal lata po świecie. Dokumentowanie działalności Kowala nie ma specjalnego sensu, bo jego funkcja nie ma jakiegoś specjalnego znaczenia. Zasięgi postów w których efekty tego dokumentowania widać biorą się raczej z szydery niż zainteresowania. 
Złą informacją jest, że ludziom, którzy drą łacha z tych obrazków pewnie by nie było do śmiechu, gdyby się dowiedzieli ile pieniędzy z ich podatków na to idzie. 

3. Tymczasem w Krakowie. Ja tymczasem jestem w Krakowie. 
Idąc przez rynek zobaczyłem wiec Jaszczura Olszańskiego. Żyłem w przekonaniu, że to wszystko, co robi jest jakimś rodzajem stand-up'u. Jednak było tam parę osób, które sprawiały wrażenie, jakby brały to na poważnie. 
Kiedy przechodziłem mówił akurat, że kiedy przejmie władzę, to stworzy urząd bezpieczeństwa, który będzie weryfikował polskość i niepolaków usuwał z funkcji. Opowiedział też historię o jego znajomym, którego za niedopełnienie formalności Urząd Skarbowy ukarał kwotą 50 tys. zł. Znajomy ubrał białą koszulę, jarmułkę, poszedł do tego Urzędu i urzędniczka, jak tylko go zobaczyła, karę cofnęła. Więcej nie słuchałem. Wolność słowa ma swoje minusy. I to jest zła informacja. 

Później wszedłem do knajpy „Żonglerka”, na rogu Syrokomli i Ujejskiego. Świeżo otwartej przez mojego znajomego z czasów licealnych. Zaczęli się tam pojawiać ludzie, których nie widziałem ze trzydzieści lat. Ciekawe doświadczenie. 

No i z tego wszystkiego zrobiła się szósta rano. 


piątek, 19 kwietnia 2024

19 kwietnia 2024



1. Zimno, ciemno i bezsensu. Chwilę po tym, jak zasnąłem, dłuższą chwilę, bo były ze trzy godziny, obudził mnie telefon. Dzwoniła pani Konserwator. Źle napisaliśmy wniosek o zgodę na prace konserwatorskie. I to jest zła informacja. Znaczy nie tyle to, że spieprzyliśmy, bo po paru godzinach wysłaliśmy poprawiony, a to, że nie zrozumieliśmy, mimo iż wyraźnie nam tłumaczono, jak ten wniosek ma wyglądać.

2. Byłem w mieście. Odebrałem przetoczone tarcze do audi. Kolega mój Janek oświecił mnie, że tarcze dojrzałe nie mają predylekcji do krzywienia, jaką mają nowe. 
Później pojechałem zwiedzić nowy park handlowy, jaki otwarto za Macdonaldem, obok Orlenu. Znaczy pretekstem była konieczność zakupu wkładki i klamki do nowo powstałej bramki. W Bricomarche. Miałem problem komunikacyjny, gdyż nie rozumiałem opisów wkładek. Pani ze sklepu nie rozumiała, czego nie rozumiałem. Ale jakoś w końcu udało nam się dogadać.
Wsadziłem głowę do Juli – nie rozumiem tego sklepu. I tego z RTV i AGD, który ma wrzaskliwą reklamę. Sąsiad Gienek, a właściwie jego żona Jolka kupiła wczoraj tam chiński telewizor 4K w promocji, który zastąpił ich leciwą plazmę. W Juli były drzwi, których właściwie się nie udawało otworzyć, w tym drugim otwierały się tak lekko, że aż trudno je było zatrzymać.
Wróciłem do domu, obejrzeliśmy odcinek „Sugara” (jeszcze gorszy niż poprzedni). Próbowałem pójść na spacer z pieskiem. Nieskutecznie, gdyż kawałek za domem zastrajkował. I to jest zła informacja, gdyż miałem plany związane z jego kupą. Później się dowiemy, czy jest w niej jakieś życie. 
Później spakowałem walizeczkę, pojechałem na lotnisko i wieczornym lotem lecę do Warszawy. 

3. Tymczasem w Krakowie, Małgorzata Wasermannówna wezwała do niegłosowania na kandydata Gibałę. Zrobiła to używając argumentów ostatecznych. Co ciekawe, chwilę później supporterzy kandydata Miszalskiego mieli gotowe na ten temat grafiki.
Mimo iż powszechną była wiedza o współpracy pani Małgorzaty z profesorem Majchrowskim i jego szeroko rozumianym środowiskiem, oświadczenie wśród jeszcze szerzej rozumianych PiS-owsów wywołało konsternację. Parę miesięcy temu słyszałem w Warszawie legendę, że pani Małgorzata dogadała się z profesorem Majchrowskim i miała być jego kandydatem na stanowisko prezydenta Krakowa. Projektowi ukręcono łeb na samej Nowogrodzkiej, gdyż stwierdzono tam, że to przegięcie. Cóż, pacta sunt servanda, pani Małgorzata najwyraźniej czuje się zobowiązana wobec środowiska Majchrowskiego. W pierwszej turze pilnowała ponoć, żeby kandydat Kmita nie cisnął za bardzo kandydata Kuliga. 
W drugiej turze, według sondaży, różnica pomiędzy poparciem dla obu kandydatów mieści się w statystycznym błędzie, sztaby, a zwłaszcza ten Miszalskiego, w Krakowie bardziej nawet niż Platformę, reprezentującego szeroko rozumiane środowisko profesora Majchrowskiego, angażują wszystkie dostępne środki, w ostatnim dniu kampanii odpalono więc panią Wassermannównę. Cóż, jeżeli wygra kandydat Gibała, pani Małgorzacie po kampanii zostaną tweety Soku z Buraka, który się na nią powołuje. Zresztą zostaną niezależnie od wyniku wyborów. Trudno więc już jej będzie moralizować. 
A może wcale nie?
Choć raczej tak. Dotychczasowi wyborcy pani Małgorzaty przywiązywali wagę do takich spraw. A na innych, nowych, raczej nie ma co liczyć. 
W moim felietonie do „Dziennika Polskiego”, zachwycałem się tym, że w Krakowie można się ponad podziałami dogadać wokół jakiej idei. Powyższa sprawa też jest jakimś na to dowodem, bo też dotyczy zaangażowania w pomysł na przyszłość miasta. Złą informacją jest, że to chyba nie jest najlepsza dla tego miasta przyszłość. 



 

18 kwietnia 2024


 1. Trzeba być niespełna rozumu, żeby od czwartej nad ranem oglądać na Netfliksie przysypiając południowoamerykański serial o porwaniu samolotu, który to serial specjalnym arcydziełem nie był. Chyba. Bo jednak istnieje szansa, że najbardziej interesującą jego część przespałem. Złą informacją jest, że nie rozumiem, co mną powodowało. 


2. Ale to teraz. Rano zajmowałem się ściganiem deadline'ów. I przyjmowaniem panów geodetów. Których praca polega teraz na chodzeniu z kijem, na końcu którego jest grzybek. Generalnie praca geodety byłaby teraz prostsza, gdyby nie gigantyczny przyrost biurokracji. Administracja musi uzasadniać swoje istnienie. I to jest zła informacja. 
Kiedy się już odrobiłem, pojechałem do miasta po nakrętkę i śrubę. Do kosy. Żeby miast głowicy z żyłką, podłączyć trójzębną tarczę, by dokonać spustoszenia wśród odrastających za stołówką śliwek. Pan w Stihlu jak zwykle niepozbawiony poczucia humoru. Kupiłem też głowicę na takie plastikowe nożyki. Działa jak żyłka, ale mniej excusez le mot pierdolenia. 
Głowicy nie sprawdziłem, bo zamontowałem trójzębną tarczę. Tarcza działa. Śliwki będą musiały odrastać w przyszłym roku.
No i jest zimno. I padał grad. Koło południa. W Niemczech ponoć atak prawdziwej zimy. Dobrze im tak. 

3. A tymczasem w Krakowie. Miejscowa „Wyborcza” napisała, że kandydat Platformy w swoim spocie sieje dezinformację. Spot ponoć po paru godzinach zniknął. W spocie artysta kabaretowy Materna, wyrażał wobec kandydata Platformy ubolewanie, że nie może na niego głosować, bo nie jest w Krakowie zameldowany. A to tak wcale nie jest. Wyszło sztabowi kandydata Platformy, że studenci głosować wolą na kandydata Gibałę, więc z użyciem artysty kabaretowego Materny postanowiono im sugerować, że nie mogą. Soją drogą ciekaw jestem jaka jest rozpoznawalność artysty kabaretowego Materny wśród studentów (nie dotyczy studentów uniwersytetów trzeciego wieku). Film nakręcił też Bobek Makłowicz. Profrekwencyjny. Znaczy, żeby głosować. Ale jak się nie wie na kogo, to żeby nie głosować na PiS. Trochę późno, gdyż kandydat Kmita nie wszedł do drugiej tury. 
Ze strony Onetu („Przeglądu Sportowego”) znikł tekst opisujący opisywany przeze mnie tu wczoraj list poparcia klubów sportowych. Znikł zupełnie – błąd 404. Złośliwi mówią, że i tak długo wytrzymał. 
Słuchałem też końcówki debaty w Radio Kraków: 
– Łukaszu, twój brat jest deweloperem. 
– Nie kłam Olku, nie jest.
– Nie kłam Łukaszu, jest. 
– Nie kłam Olku, nie jest, złożył oświadczenie. Firma, o której mówisz też złożyła oświadczenie. 
– Nie kłam Łukaszu jest. 
– Nie kłam Olku, nie jest. Udziały w firmie deweloperskiej były zabezpieczeniem wierzytelności. 
– Nie kłam Łukaszu, jest. 
– Nie kłam Olku nie jest. Mówisz o tym teraz, żebym nie zdążył cię pozwać w trybie wyborczym. Mogłeś to opowiadać wcześniej. Wtedy sąd by się w tej sprawie wypowiedział. 
– Nie kłam Łukaszu, jest. 
I tak dalej.

Jest to jakoś fascynujące. Przy taki dużych zaangażowanych środkach, Platforma robi kampanię: nie głosować, nie głosować na PiS, rodzina Gibałów to deweloperzy. No i wcześniej było, że Gibała pożyczył od ojca setki milionów. 

Swoją drogą podchodząc w ten sposób, to poniedziałkowy przelew z KPO, to też zło, bo to też pożyczka. Naprawdę mają o wyborcach nienajlepsze zdanie. Cóż, części wyborców to najwyraźniej nie przeszkadza. I to jest zła informacja. 


czwartek, 18 kwietnia 2024

17 kwietnia 2024


1. Mazurek pastwił się nad klimatycznym dziewczęciem (jestem niewiele młodszym od Mazurka dziadem, więc też będę ją traktował protekcjonalnie), moja osoba, po raz kolejny zadziwiła się tym, że młodzież nie uważa na lekcjach. Protest obywatelski polega na łamaniu prawa, ale ważniejsze jest to, że się zakłada, iż się za to łamanie będzie pociągniętym do odpowiedzialności. Na tym siła protestu obywatelskiego polega, że protestujący jest gotów za protestowanie wylądować w więzieniu, albo chociaż dostać przez plecy pałką, powąchać gazu etc. Są kraje, gdzie protest obywatelski grozi śmiercią. A są tam ludzie, którzy się na to decydują. No i zwykle nie mają szans na granty. Młodzież nie uważa na lekcjach. I to jest zła informacja. 

2. Byłem pod Wolsztynem, u pana, który handluje częściami do audi A8 D2. Po szybę. I hamulce. Kupiłem ostatnią szybę, gdyż już się panu nie opłaca kupować i rozbierać tych samochodów. W Polsce zostały same byle jakie, a w Niemczech kosztują już po osiem tysięcy euro, czego się w życiu nie odzyska sprzedając części. 
Udało mi się dowieźć całą szybę do Hetmanic, do firmy, która szyby wymienia. Nie było to proste, gdyż szyba unieruchamiała nieco moją prawą rękę. 
Dwa lata temu wymieniałem tam szybę w Lawinie. Pamiętałem, że jest ogólnie super, ale coś było nie tak. No więc tak, wszyscy uprzedzająco mili, czysto i porządnie. Ale cały czas, z telewizora, że tak powiem, napierdalało radio Eska. Italo disco. I inne takie. A miałem nadzieję, że przez te godziny coś napiszę. Nie napisałem. Wysłuchałem rozmowy Rymanowskiego. Pani minister zdrowia, zapytana o obiecaną w stu konkretach opiekę dentystyczną w szkołach, odpowiedziała, że niedługo rozpoczną się przeglądy zębów. I rodzice dowiedzą się, czy zęby dzieci są ok i gdzie mogą znaleźć dentystę. Redaktor Rymanowski, ani żaden z wysyłających pytania słuchaczy, nie zapytał jak znaleźć się na liście polecanych stomatologów. Może i dobrze, bo by się mogło okazać, że lista jest już zamknięta.
Szybę wstawiono. Wygląda bardzo profesjonalnie. Za to zaczęło lać. Jak z cebra. A jak dojechałem do Ołoboku, to było biało, gdyż chwilę wcześniej spadł był grad. Na moście, tym w naszą stronę, normalnie było błoto pośniegowe. Złą informacją jest, że w niedzielę ma złapać w nocy mróz. Było już lato. Wczoraj była jesień. Dziś przyszła zima. 

3. Przez tę zimę nie zamontowaliśmy wykonanej przez firmę sąsiada Tomka bramki. I to jest zła informacja, bo specjalnie na tę okazję kupiłem karton piwa.

Tymczasem w Krakowie. Kandydat Miszalski zaprezentował listę poparcia jego osoby podpisaną przez kluby sportowe. Onet napisał, że nie wszystkie podpisane tę listę podpisały, a niektóre podpisały, bo wywarto na nie presję, sugerując, że jeżeli nie podpiszą, to nie będzie ministerialnych pieniędzy. Platforma robi to wszystko, o co oskarżała PiS, tylko bardziej. 










 

środa, 17 kwietnia 2024

16 kwietnia 2024


1. Przyśnił mi się Wojtek Kolarski. Miał czarną zaczeskę, co miało świadczyć o tym, że zaczął kampanię wyborczą do Europarlamentu. Później byłem na Syberii i miałem dokonać zamachu terrorystycznego poprzez ostrzelanie z RPG7 opuszczonego domu handlowego, w którym kręcono „Taniec z gwiazdami”. Kręcono kiedyś. Nie mogłem się zdecydować na to, żeby ten zamach przeprowadzić, bo ciągle ktoś koło budynku przechodził, a mimo iż zamach miał być terrorystyczny, chciałem uniknąć cywilnych ofiar. Stan zawieszenia trwał tak długo, że się obudziłem. I to jest zła informacja, gdyż nie wiem czy się Wojtek do Europarlamentu dostał, ani po co miałem ten dom handlowy z granatnika ostrzelać. 

2. Byliśmy z pieskiem u innego weterynarza. W Międzyrzeczu. Weterynarz miał dłuższą niż ja brodę. Piesek u weterynarza zachowywał stoicki spokój i pozwalał ze sobą robić to wszystko, co brodaty weterynarz chciał. A chciał wiele. 
Wracaliśmy na około. Byliśmy w Gorzycy, Kursku, Kęszycy i Nietoperku. Obok Kurska wciąż stoi most obrotowy. I – sądząc po znaku drogowym A-13 – wciąż może być obrócony. Mosty, które są koło nas są rolkowe. I raczej nie da się ich ruszyć. I to jest zła informacja, bo byśmy się mogli odcinać od ewentualnej, nadchodzącej ze wschodu zarazy.

3. Pan naprawiacz kosiarek zadzwonił. Załadowaliśmy kosiarkę–traktorek na pakę Lawiny, resztki po starej kosiarce-traktorku na przyczepkę. I wróciłem do domu. O ile resztki ze starej kosiarki-traktorka mogły zostać na przyczepce, to nową trzeba było z lawiny jakoś ściągnąć. Różne miałem koncepcje. Stanęło na użyciu najazdów, które dawno temu wyspawał sąsiad Tomek. Udało mi się z nich nie spaść, co jest pewnym sukcesem. 
Skosiłem spory kawałek łąki. Jutro – jeżeli znajdę czas – będę kontynuował. Złą informacją jest, że się grzeje koło pasowe. Istnieje oczywiście szansa, że mu przejdzie. Ale niezbyt duża. 

Ktoś w Dębniaku, na drodze gruntowej wybudował barykadę z kamieni. Niezbyt wysoką, ale zawsze. Czyżby miał być to wyraz solidarności z młodzieżą z Ostatniego Pokolenia?

Dziś nie będzie informacji o tym, co się dzieje w Krakowie. Kampania tam jest na etapie wytykania związków wszystkich ze wszystkimi. 


 

wtorek, 16 kwietnia 2024

15 kwietnia 2024


1. Zapomniałem o tym, że pan Protasiewicz był wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Odpowiedzialnym – jak pisze o sobie na Twitterze – za Partnerstwo Wschodnie. 

Premier z hukiem odwołał pana Protasiewicza z funkcji wicewojewody. Interesujące jest, jak to się stało, że go w ogóle, na to stanowisko, powołał. Bo nie miał zamiaru ułatwiać życia Trzeciej Drodze? 
Swoją drogą, jeżeli się jeszcze jeden podobny przypadek pojawi, będzie można mówić o jakimś wzorze zachowania. Doradcą ministra Kosiniaka jest generał Bieniek. Dobrych parę lat trwało, nim sojusznicy z NATO uwierzyli, że polski oficer nie musi być pijakiem. 
Sprawa pana Protasiewicza może mieć wpływ na drugą turę wyborów prezydenckich we Wrocławiu. Jeżeli Sutryk przegra, Protasiewicz przejmuje mandat poselski, po Sutryka konkurentce. Napisał, co prawda na Twitterze, że nie przejmie, ale co zrobi, wiadomo będzie, gdy to zrobi. 
Napisałem, że sprawa pana Protasiewicza może mieć wpływ na drugą turę wyborów prezydenckich. A to przecież nieprawda. Ludzie nie zastanawiają się jakoś specjalnie, kto jest ich przedstawicielem w Parlamencie. I to jest zła informacja. 

2. Byliśmy w mieście. A wcześniej na poczcie. Na poczcie nie można już kupić patriotycznych książek krakowskiego wydawnictwa „Biały kruk”. Za to, wciąż można kupić kilkanaście rodzajów krzyżówek. Udało mi się w końcu trafić w Aktionie sztucznego airtaga za dwadzieścia parę złotych. W Lidlu selery w promocji. Pod Biedrą namiot z jeszcze większym bałaganem niż w środku, za to wszystko za pół ceny. Kupiłem podnośnik hydrauliczny. Jeszcze nie wiem, po co, ale na pewno coś wymyślę.W znaczeniu: znajdę jakieś warte podniesienia trzy tony. 
Pan naprawiacz kosiarek odebrał założone w końcu na koła opony. Bardzo był z siebie dumny, gdyż terminy męczyguma ma aktualnie miesięczne. Jutro po południu kosiarka powinna być ostatecznie gotowa. Będzie więc koszone. Złą informacją jest, że trawa urosła, więc nie będzie to kaszka z mleczkiem. 

Tymczasem w Krakowie. Była debata kandydatów w Onecie. Odbiłem się po pierwszych trzech pytaniach. Aborcja, kościół, związki partnerskie. A potem się dziwię, że naród nie rozumie, czym się zajmuje samorząd. 
Trollkonto przeprosiło, za wrzucenie fejka o pani Nowak jako wiceprezydent miasta. Kosiniak poparł kandydata Miszalskiego. Jak ktoś zauważył, teraz pora na ministra Kołodziejczaka. 

3. Zmarła profesor Staniszkis. W redakcji „Ozonu” byłem chyba jedynym, poza Robertem Tekielim i korektą, czytelnikiem jej felietonów. Musiałem je jakoś zilustrować, a tego bez przeczytania nie dało się zrobić, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. 
Bardzo byłem z siebie dumny, bo uważałem, że coś z tego, co pani profesor pisała, rozumiałem. A czy rozumiałem, to już zupełnie inna sprawa. 


poniedziałek, 15 kwietnia 2024

14 kwietnia 2024

 


1. Dzięki Mellerowi dowiedziałem się w końcu kim jest Jakub Dymek. A to bardzo elokwentny młodzieniec. Miejscami nawet za bardzo. Z mojej perspektywy starego dziada, ubawiło mnie, gdy rzeczony młodzieniec dziwił się, że podziemna, solidarnościowa prasa solidaryzowała się z Mudżahedinami i nie popierała czarnoskórej opozycji w RPA. Według Dymka sytuacja w ówczesnym Afganistanie nie miała wpływu na życie Polaków. 
A jednak miała. Na przykład, z raportów CIA wynika, że przez zaangażowanie w Afganistanie, Związek Radziecki nie miał sił i środków, by wkroczyć do Polski w 1981 roku. A przede wszystkim obywatele znajdujących się w radzieckiej strefie wpływów państw bardzo byli wyczuleni na wszelkie problemy Moskwy. Zaś RPA było jednym z państw, do których chętnie z Polski emigrowano. Lądujący tam Polacy z automatu trafiali na białą stronę apartheidu. 
Złą informacją jest, że nie jestem do końca pewien, czy Agnieszka Burzyńska powiedziała, że „Zielona Granica” to zły film. Tak się mojej osobie wydaje, ale oczywiście mogłem się przesłyszeć. 

2. Większość dnia spędziłem chodząc za żydowski robotem koszącym. Kopiąc go, by za bardzo nie skręcał w prawą stronę. I uruchamiając, gdy się wyłączał, po tym jak stwierdził, że coś z nim jest nie tak. Cóż, nie naprawił się od tego. I to jest zła informacja. 

3. Tymczasem w Krakowie zwolennicy kandydata Miszalskiego zaczęli puszczać gdzie się da plotkę, że gdy kandydat Gibała zostanie prezydentem, to wiceprezydentem zostanie pani kurator Nowak. Nie jest to jakoś specjalnie dziwne, gdyż nie takie rzeczy w tej kampanii już excusez le mot odpierdalali. Dziwi fakt, że się poważni ludzie na to nabierają. 
To jest komunikat do jednej strony. Do drugiej skierowane są wykupione reklamy internetowe ze zdjęciem Gibały z Palikotem i napisem Gibała=Lewacka ideologia. 
W sumie ciekawe jest, czy to możliwe, że ludzie są aż takimi idiotami. Patrząc na wielkość zaangażowanego w te akcje budżetu, wygląda na to, że Platforma ma jakieś dowody że są. A jeżeli są, to jest jednak zła informacja. 

niedziela, 14 kwietnia 2024

13 kwietnia 2024


1. Złożyłem Lawinę. Jakiż przyjemny jest powiew chłodnego powietrza z kratek nawiewów. Złą informacją jest, że przegrzało wtyczkę wentylatora nawiewu. I nie zawsze styka. Trzeba było skorzystać z sugestii sklepu i od razu zamówić. 


2. Gdy oglądałem echa imby wywołanej przez nieobecność mecenasa Giertycha na głosowaniu w sprawie aborcji, naszła mnie konstatacja, że niegłosowanie Giertycha mniej mówi o Giertychu, niż mówi o Tusku. Otóż skoro Giertych, mimo tych wszystkich kwitów, które ma na niego zebrane prokuratura i tych, które wciąż leżą w Służbach, może sobie pozwolić na stawianie premiera Tuska w takiej sytuacji, znaczy, że Giertych czuje się naprawdę pewnie, czyli premier Tusk tak pewnie się czuć nie może, bo gdyby się czuł, Giertych by mu takiego numeru nie wywinął. A wywinął. Innymi słowy, można podejrzewać, że Giertych ma jakiś powód, dla którego się pewnie czuje. I to jest zła informacja. 

W Krakowie odbyło się spotkanie krakowian z prezydentem Trzaskowskim i kandydatem na prezydenta Miszalskim. Ze zdjęc wynika, że krakowianie, w znakomitej większości, na to spotkanie nie przyszli. Znaczy, było ich jeszcze mniej niż na spotkaniu z Donaldem Tuskiem. 
Swoją drogą, jeszcze dla mojej świętej pamięci babci, Podgórz to nie było miejsce, gdzie należało chodzić. Babcia chyba do końca sobie nie zdawała sprawy z tego skąd się to mogło wziąć. A wzięło się stąd, że Podgórze zostało miastem, by konkurować z Krakowem. I nazywało się na cześć założyciela: Josefstadt. A, no i do Krakowa włączone zostało raptem 109 lat temu. 

W sumie ciekawe, że Trzaskowski, który po warszawskim sukcesie staje się oczywistym kandydatem Platformy na prezydenta Polski, nie przyciągnął ludzi w mieście, w którym Platforma wygrywa. Może się okazać, że wybory w 2025 roku wcale nie będą takie oczywiste. Ja, w każdym razie głosować będę na Stanowskiego. 


3. Choć jestem niepocieszony, że Kanał Zero nie zrobił specjalnego programu w związku z atakiem irańskich dronów na Izrael. 

Ubawiła mnie sytuacja wrocławska. Otóż, żeby się z którymś z kandydatów, którzy się dostali do drugiej tury, nie dogadał się PiS, Platforma popiera oboje. 





sobota, 13 kwietnia 2024

12 kwietnia 2024


1. Przyjechała do nas pani konserwator (nie mylić z panią konserwator wojewódzką). Pani konserwator, która przyjechała, będzie badać nasze tynki, żeby sprawdzić, które z poprzyczepianych do elewacji rzeczy są naprawdę stare, które się pojawiły podczas remontu, w połowie lat siedemdziesiątych, które w latach trzydziestych, a które wcześniej. Oglądając piwnice, stwierdziła, że dom mógł kiedyś mieć wieżę. Nie ma po niej śladu. Poza konstrukcją sklepienia w jednej z piwnic. Złą informacją jest, że właściwie nie ma ikonografii. Strasznie dużo trzeba zgadywać. 

2. Odebrałem napinacz. No i sam go założyłem. Nowy, w porównaniu ze starym, jest trochę byle jaki. Stary był potężniejszy. W każdym razie przyrasta liczba rzeczy, które potrafię sam naprawić. Powinienem sobie kupić w prezencie podnośnik. Taki do 3,5 tony.
Zrobiło się późno, więc nie poskręcałem. Zrobię to jutro. 
Koła od kosiarki wciąż czekają na zmianę opon. A trawa rośnie. I to jest zła informacja. 

3. Druga tura krakowskich wyborów jest coraz bardziej ciekawa. Chyba największe wrażenie zrobili na mnie politycy Platformy potępiający turystykę wyborczą. A nawet więcej – głosowanie mieszkających w Krakowie studentów, którzy nie są w Krakowie zameldowani. 
Łukasz Gibała urasta do roli symbolu. Zupełnie jak CPK, gdyż z jednej strony popierają go ludzie od jednej, do drugiej skrajności, z drugiej zadziwiający jest stopień zaangażowania w jego zwalczanie. A podziały idą po najdziwniejszych liniach. Na przykład w poprzek zdecydowanie prawicowych redakcji. Albo w poprzek klubu Lewicy. Wygląda na to, że akurat ten konflikt może się skończyć rozpadem Lewicy parlamentarnego klubu. Ciekawe, co wtedy będzie z przyszłością marszałka Czarzastego. 

Odsłuchałem Bosaka u Mazurka w Zero. Nic się w tej rozmowie wielkiego nie wydarzyło. 
Zdecydowanie ciekawsza była Żukowska rano, w RMF-ie. 

No i na koniec dnia przespałem większą część drugiego odcinka „Fallout”. I to jest zła informacja, bo nie wiem, czy warto próbować oglądać drugi raz. 


 

piątek, 12 kwietnia 2024

11 kwietnia 2024


1. Obudziłem się zadziwiająco świeży. I to jest wbrew pozorom zła informacja, gdyż można z tego wysnuć wniosek, że bym się czuł świeży, powinienem wypijać co wieczór cztery piwa. 

2. Pan naprawiacz kosiarki czekał na kolejkę u męczygumy, by zmienić opony w traktorku. Kolejka stąd, że wszyscy właśnie zmieniają opony na letnie. Pan Adam, od skrzyni biegów Suburbana nie odbierał telefonu. 

Obrobiwszy się z zawodową robotą, postanowiłem się przyjrzeć kompresorowi klimatyzacji w Lawinie. Zdjąłem ten dziwnego kształtu kawał plastiku, łączący obudowę filtra powietrza z kolektorem dolotowym, zdemontowałem osłonę wentylatora chłodnicy. No i mi się przypomniało, że powinienem zdjąć wentylator. Niestety, potrzebny do tego jest klucz płaski 36 mm. A takiego nie mam. Postanowiłem więc wleźć pod auto, by sprawdzić, jak kompresor klimatyzacji wygląda od spodu. Wyglądał nieźle. W przeciwieństwie do paska, który okazał się urwanym. Kupiłem kiedyś taki pasek. A nawet dwa. Szukałem więc go przez jakąś godzinę. Bezskutecznie. Pojechałem do miasta. W Świebodzinie nikt nie miał. Dojechałem do Zielonej. Były. Wziąłem dwa. Na wypadek, gdyby się ten nowy też urwał. Wracając, zacząłem się zastanawiać dlaczego właściwie się urwał, skoro kompresor się kręci. Koło napędowe na wale też. Wyszło, że napinacz. No i napinacz. Stał. Próbowałem go nawet zdemontować, jednak, od góry bez zdjęcia wiatraka nie szło. Od spodu, bez kanału też. Stanęło na tym, że pan mechanik z Wilkowa zamówił napinacz i jak mu jutro przywiozą, to jest szansa, że się uda założyć. Kiedyś w samochodach nie było klimatyzacji i nikomu to nie przeszkadzało. Teraz jest. I jak jej nie ma, to jej brak przeszkadza. I to jest zła informacja. 

Byłem z pieskiem na spacerze. Nie licząc wczorajszej ucieczki, chłopak nie spacerował od dobrego tygodnia.

3. Obejrzeliśmy pierwszy odcinek serialu „Fallout”. Nie mam na razie zdania. W grę nie grałem, więc nie wiem, co Amazon spieprzył, a że spieprzyć potrafi, wiemy po czarnoskórym elfie.

Nie mogąc się zabrać za pisanie, zajmowałem się analizowaniem muzyki na mojej spotifyowej plejliście. Pierwszy tam utwór nazywa się „Chaiyya Chaiyya”. Trafiłem na niego w filmie o napadzie na bank. Nie pamiętam dokładnie, o co chodziło, ale na pewno było coś o Holokauście i zemście. Spodobał mi się, bo przypominał bolero. 
No więc wpadłem na pomysł, żeby z pomocą Chata GPT przetłumaczyć treści tego utworu na polski. Jest o miłości. I przyjacielu, który mówi w Urdu. 
Chat mi przypomniał, że film był Spike'a Lee i nazywał się „Inside Man”. Co ja bym bez niego zrobił. 
Ale jak już się dowiedziałem o czym jest ta piosenka, znalazłem teledysk. I to było naprawdę mocne przeżycie. Złą informacją jest, że istnieje oczywiście szansa, że moc tego przeżycia wynika z mojego ograniczenia, zamknięcia na inne kultury.