1. Zapuściłem się w pisaniu przez Warszawę. Otóż weekend przespałem. Poniedziałek spędziłem na konferencji poświęconej bezpieczeństwu energetycznemu naszej części Europy. A właściwie w tej konferencji kuluarach. A wieczór na przyjęciu wydanym przez konferencji organizatorów. Lali bardzo porządne wino. Grzechem byłoby nie pić. Dyskutowałem na tematy energetyki jądrowej, smutnego losu prosumentów, ochronie zabytków i Trójmorzu. To ostatnie z największym zaangażowaniem, bo z wina przeszedłem na armagnac, rozmówca zaś był porządny, amerykański.
Po wszystkim z moim byłym współpracownikiem wylądowaliśmy w zamykającej się właśnie knajpie, gdzie Białorusini udają Włochów. Ale nie za bardzo.
Z obcymi Białorusinami lepiej nie próbować small talków o polityce. Gdyż nigdy nie wiesz, czy masz do czynienia z kimś, kto uciekł przed Łukaszenką, czy takim, kogo związana z reżimem rodzina wysłała do Europy, bo tu fajniej. zarówno jedni, jak i drudzy mogą mieć opory, by wchodzić w rozmowy o złym i brzydkim Bat'ce, ponieważ białoruskie służby chodzą po Warszawie i podsłuchują, kto co mówi.
Myśmy w każdym razie nie rozmawiali, tylko pili Limoncello.
We wtorek dochodziłem do siebie. Nie była to jakaś bardzo skomplikowana droga. Odwiedziłem generała Kraszewskiego z jego wiernym towarzyszem Gwizdałą. Zajmują się dronami. Takimi, które potrafią atakować rojem.
Na Okęciu, w saloniku Polonez cięli płytki. I było to trudne, aż mi się przypomniało, że mam słuchawki, co to tłumią hałas. I się id razu zrobiło przyjemnie.
Samolot odleciał z piętnastominutowym opóźnieniem. Ale doleciał. Mgły nie było. Za to wiało. Nawet bardzo wiało. Ubawiła mnie para, która zerwała się z miejsc, nim samolot na dobre stanął. Polecieli w kierunku wyjścia. Tymczasem schody jeszcze nawet nie ruszyły w stronę samolotu.
W końcu schody dojechały. Wysiedli. Spotkałem ich czekających przy bagażowej taśmie. Nic nie zyskali, a jeszcze zebrali od szefowej pokładu za wstawanie, nim kapitan wyłączy „zapiąć pasy”
Wróciłem do domu. Po drodze miejscami lało jak z cebra. Obejrzeliśmy pierwszy odcinek drugiej serii „Starego Człowieka”. Złą informacją jest, że pogubiłem wątki. Pamiętałem tylko, że to dobry serial.
2. Byłem w Gminie. Było miło. Byłem z pieskiem. Piesek wybrał nietypową trasę. Skończyło się na czterdziestominutowej dyskusji, w którą stronę idziemy. Ze straszenim (kłapaniem paszczą w wyskoku, na wysokości mojego nosa), podszczypywaniem, szarpaniem. Byłem twardy i postawiłem na swoim. Niestety przez las wracaliśmy po ciemku. Znalazłem jedną kanię. Koniec listopada, a wciąż grzyby.
Później pojechaliśmy z pieskiem na zastrzyk. Zastrzyk za siedem stówek. Mam wrażenie, że mnie bardziej bolał niż pieska. Pan weterynarz powiedział, że w Lubelskiem jest epidemia wścieklizny, która przebiega w nietypowy sposób. Można ją pomylić z kocim katarem. Jest przekonany, że to element wojny hybrydowej.
Opowiadał, że kiedyś znikąd pojawiła się w Wielkiej Brytanii pryszczyca. No i ze śledztwa wyszło, że ktoś nią świadomie zarażał.
3. Zostałem autorem „Wszystko, co Najważniejsze”. Ostatni felieton w „Dzienniku Polskim” poszedł w czerwcu, więc przerwa spora. Napisałem o kandydatach na kandydatów w najbliższych wyborach. LINK
Dawno takiej dyskusji nie było pod moim tekstem.
Wieczorem obejrzeliśmy kolejne odcinki „Starego Człowieka”, nie wiem gdzie kręcili Afganistan, ale wygląda naprawdę nieźle.
Codzienne trzy negatywy
czwartek, 21 listopada 2024
17–20 listopada 2024
niedziela, 17 listopada 2024
15–16 listopada 2024
1. Kiedyś to się musiało wydarzyć. System posadził mnie obok pani poseł (niegdyś marszałek) Polak. Było bardzo miło. Zwłaszcza jak na osoby w sporze sądowym.
Byłem w Republice. Nagrać setkę o stosunkach polsko-amerykańskich. Ruch tam jak w RMF-ie na początki lat dziewięćdziesiątych. Przyjemnie było popatrzeć na wyluzowanego właściciela stacji.
Przypomniało mi się, że poprzednim razem byłem tam (konkretnie pod budynkiem) dziesięć lat temu. Niecałe, bo konkretnie 20 grudnia. Czekałem wtedy na kandydata na prezydenta, który gotował z Gmyzem, a ja go potem, testową TT-ką wiozłem do Krakowa. Część przygód opisałem tu: https://www.3neg.pl/2014/12/20-grudnia-2014.html Bardzo się wtedy cenzurowałem. Nie napisałem, że przez chwilę miałem idiotyczny pomysł by radiowozowi w deszczu zwiać, ale bardzo szybko zareagował kandydat. Zjechałem więc na pobocze, wysiadłem z auta i czekałem na panów policjantów. I, gdy przyjechali, szybko podszedłem do radiowozu, żeby nie wpadli na pomysł sprawdzania, kto jest jeszcze w aucie, bo po co. Człowiek to miał przygody. Nie to, co teraz.
2. Byłem w Kanale Zero. Jest w budynku, gdzie kiedyś było BMW. Może nawet jest dalej. Tyle, że BMW było wyżej, bo Kanał Zero jest na parterze. No i nie ma tam takiego ruchu, jak w Republice, ale nie ma się czemu dziwić.
Przez pierwszą godzinę wysęp w „Kolacji” jakoś mi nie szedł. Później się jakoś rozkręciłem. Z rzeczy, których nie powiedziałem, najważniejsze chyba jest to, że ekscytujemy się działalnością publicystyczną, premiera Tuska czy Radosława Sikorskiego. Ekscytujemy się tym, jak bardzo się za to na nich Trump będzie gniewał. Ktoś tam tłumaczy, że Trump jest jednak biznesmenem, że podchodzi do wszystkiego interesownie, więc będzie panował nad emocjami. A tak naprawdę ta dyskusja jest o pierdołach, gdyż dużo niż ta publicystyka, ważniejsze jest, co Tusk i Sikorski robili. Jaką politykę prowadzili. I jakie efekty ta polityka przyniosła. Tak naprawdę najważniejsze jest kim są. A to, kim są Trump wie bardzo dobrze, bardzo dobrze wiedzą Trumpa ludzie, bo Tusk i Sikorski nie urodzili się wczoraj. Przez całe lata byli wykonawcami polityki, którą Trump już w pierwszej swojej kadencji zwalczał. I robili to również wtedy, kiedy było wiadomo, iż ta polityka bankrutuje.
W ramach odreagowania spędziłem wieczór w doborowym towarzystwach. Wieczór przedłużył się właściwie do rana.
W jednym z towarzystw usłyszałem smutną historię. Zmarł wieloletni dyrektor finansowy Ministerstwa Kultury. Człowiek – instytucja. Pracował tam od czasów Waldemara Dąbrowskiego.
Usłyszałem, że na jego zdrowie nie bez wpływu była współpraca z nową panią minister.
3. Kampania prawyborcza dostarcza coraz to nowych atrakcji. Złą informacją jest, że będzie trwać tylko tydzień.
W ramach dochodzenia do siebie przetestowałem dwie nowe knajpy. Meksykańskie wege i koreańską. Ani za jednym, ani za drugim razem nie było to coś, czego potrzebowałem.
piątek, 15 listopada 2024
14 listopada 2024
1. Michał Wróblewski napisał na WP, że premier Tusk powiedział był Radosławowi Sikorskiemu, że o pochodzeniu Applebaum mówią nie działacze KO, a politycy PiS, których dziennikarze podpisują jako „rozmówców z PO”.
Donald Tusk jest jednak mistrzem. Wyborcy Platformy będą się czuć spokojniej. Przynajmniej ta bardziej aspirująca część wyborców Platformy.
Tak, czy inaczej prawybory w Koalicji Obywatelskiej dostarczą nam jeszcze wiele wrażeń. A jak już panowie kandydaci obrzucą się taką ilością excusez le mot gówna, że trudno będzie ich spod tego excusez le mot gówna zobaczyć, wjedzie Tusk. Cały na biało. I powie: nie chciałem, ale nie mam wyjścia.
2. Przeoczyłem moment zatrzymania Jacka Sutryka. Zauważyłem dopiero kolejnych polityków Platformy oświadczających, że Sutryka nie znają.
Zatrzymanie prezydenta Wrocławia zostało szybko wpisane w walkę przedwyborczą w Koalicji Obywatelskiej.
Teraz czekamy na to, aż ludzie Trzaskowskiego zaczną się dokopywać powodów dymisji Sikorskiego z funkcji Ministra Obrony Narodowej w rządzie Prawa i Sprawiedliwości.
Ale realnie, na prawyborach, najwięcej stracić może Trzaskowski. Jest z nim trochę jak było Bronisławem Komorowskim w 2014. Wysokie poparcie biorące się z tego, że większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, kim realnie jest, dopiero kampania to pokazała.
Dla większości wyborców KO w Polsce, Trzaskowski to świetny prezydent Warszawy. Gdyby o tym, jak warszawa dziś wygląda pisały tzw. PiS-owskie media, po prostu by na to nie zwracali uwagi, a tak, dostaną te informacje ze źródeł zdecydowanie niepisowskich, więc istnieje spora szansa, że do nich te informacje dotrą.
Tak, czy inaczej prawybory w Koalicji Obywatelskiej dostarczą nam jeszcze wiele wrażeń. A jak już panowie kandydaci obrzucą się taką ilością excusez le mot gówna, że trudno będzie ich spod tego excusez le mot gówna zobaczyć, wjedzie Tusk. Cały na biało. I powie: nie chciałem, ale nie mam wyjścia.
3. Byłem w mieście, z pieskiem u doktora. Doktor przyjechał na motorze. Motor nazywa się Drag Star 1100. Zastanawiałem się, czy drag star to jak drag queen, tylko bardziej? 1100 to więcej niż ma Seicento mojego brata.
Piesek potwornie się wystraszył. Żeby nie to, iż mi było go żal, to bym się z niego nabijał, bo pogromca szopów, goniciel kotów, wielki podszczypywacz gości, trząsł się jak galareta. A jedyna czynność, jaka na nim została wykonana, to było ważenie. Jak już od doktora wyszliśmy, piesek sam wskoczył do samochodu, czego wcześniej nie robił.
Krzaki po drodze do lasu wypuściły pąki. Mogłoby już nie być zimy.
Wieczorem oglądaliśmy „Shrinking”, który jakiś orzeł translacji zatytułował „Terapia bez trzymanki”. Ależ to przyjemny serial.
czwartek, 14 listopada 2024
13 listopada 2024
1. Przez noc Monika Olejnik mianowana została naczelną żydożercą Polski. Razem z TVN-em zresztą. Grupowo wyrażano solidarność z Radkiem Sikorskim i jego małżonką. Pół tajmlajnu wykrzykiwało, że ataki na rodziny polityków są niedopuszczalne. Bywało to miejscami dość śmieszne, gdyż krzyczeli również ci, którzy atakować rodziny polityków lubią.
Tymczasem na Fejsie rabin Schudrich wydał pani Monice świadectwo koszerności. Przywołał go
do porządku ks. Lemański, sugerując by się nie mieszał w polityczne gierki.
Mnie w tej całej imbie fascynuje to, że po raz kolejny Platforma i jej wyborcy okazują się być PiS-em. Takim, jak opisuje go Platforma i jej wyborcy. Bo to przecież na PiS głosują antysemici.
2. Otwarto bazę w Redzikowie. Na imprezie zabrakło premiera Tuska. W przemówieniu powinien podkreślać, że był tej inwestycji wielkim admiratorem. Premier wie, że może powiedzieć wszystko i wcale grom z jasnego nieba na niego nie spadnie. Sprawdzał to już wiele razy.
3. Piesek przegonił mnie przez las. Niepraktykowaną trasą. Przemokło mi obuwie. Z ciekawostek: są grzyby. Kurki. A listopad, to chyba nie jest miesiąc na kurki.
Ojcu przyszedł rachunek za prąd. Ma – szczęściarz – dopłacić tylko 1000 złotych. Taki mechanik, u którego wymieniałem olej, dopłacić ma 20000. Chciał być ekologiczny i grzeje podczerwienią.
Pamiętajcie, biomasa jest neutralna klimatycznie. Dla dobra planety palcie drewnem!
Tymczasem w Krakowie się okazało, że obietnica wyborcza – jedyna właściwie konkretna – rozpoczęcia budowy metra, raczej nie będzie zrealizowana. Z dokumentów wynika, że będzie budowany tramwaj. Wiceprezydent się tłumaczy, że jak dostaną zgodę na budowę tramwaju, to wystąpią o jej zmianę. Tak, by zamiast tramwaju, budować metro. Nie wystąpili o zgodę na metro, bo by się zmarnował wniosek na tramwaj. A tyle pieniędzy kosztował. To wszystko brzmi tak idiotycznie, że trudno jest uwierzyć.
środa, 13 listopada 2024
12 listopada 2024
1. Cyrulik – lwowiak, choć zupełnie bez zaśpiewu, przez sporą część swoich czynności przekonywał nie do elektrycznej obroży. Odpowiadałem półsłówkami. Mam z niewiadomych przyczyn tak, że na fryzjerskim fotelu głuchnę, a najchętniej bym zasnął. Potem zaczął mi serwować wykład z politycznej historii Ukrainy. I to było na tyle ciekawe, że muszę kogoś dopytać, o co chodziło z zamordowanym kandydatem na prezydenta.
Po wyjściu od cyrulika zwykle wyglądam młodziej, ale wcale tak się nie czuję. I to jest zła informacja.
2. Już tu kiedyś pisałem, że IKEA to zło. Pojechałem tam, żeby kupić stelaż łóżka. Na Targówek.
Najpierw musiałem ikeowskim labiryntem dojść do łóżek. Tam odczekać swoje, gdyż jacyś państwo kupowali, ale nie byli pewni, czy się zmieści. W końcu zajął się mną sympatyczny pan. Powiedział, że muszę kupić dwa stelaże po 70 cm każdy i belkę podpierającą. Stelaże w magazynie na miejscu, belkę w tym drugim magazynie. Potwierdził, że elementy do mocowania belki do ramy łóżka są w zestawie. Ikeowskim labiryntem dotarłem do magazynu. Znalazłem stelaże. Okazało się, że wyglądają zupełnie inaczej niż na wystawie i nie rozwiążą problemu. Poszedłem do kasy, opłaciłem zamówienie na belkę. Wróciłem do samochodu. Przejechałem pod drugi magazyn. Wziąłem numerek i czekałem. Zadzwoniło, idę do pana, daję zamówienie. On mnie pyta o paragon. Szukam, nie ma. Mówię, że widzi w systemie, że opłacone. On, że widzi, ale procedura wymaga okazania paragonu. Ja: no nie mam. On: wyjątkowo mogę odstąpić od procedury. Podziękowałem mu bardzo, biorę belkę, a ta nie ma elementów mocujących. Pytam. On, że nie wie. Proszę o pomoc. On odmawia. Wrzuciłem belkę do auta i wracam (piechotą) do właściwej Ikei. Labirynt do łóżek. W łóżkach kolejka. Dwie przestawicielki mniejszości seksualnych zastanawiają się nad twardością materaca. W końcu biorą twardy. Inna pani szuka sposobu, żeby jej się materace nie rozjeżdżały. Okazuje się, że patent na to jest, ale nie taki, jak sobie wyobrażała. Moja kolej. Opowiadam pani na czym polega problem. Pokazuję jej na przykładzie. Okazuje się, że mocowania są w zestawie z ramą. Ale mogę je kupić, jako część zamienną. Albo przez stronę (wysyłka gratis), albo na miejscu, w punkcie obsługi za kasami. Znowu przez labirynt. Najgorzej trafić na małżeństwo z wózkiem. Ciężko ominąć. Za kasy. Biorę numerek. Czekam. Element kosztuje 7 zł. Ale nie ma śrub mocujących. Trudno. Biorę. Wyjeżdżam. Wszystko zajęło mi dwie godziny. I jeszcze zmarzłem łażąc między że tak powiem lokacjami.
A potem jeszcze musiałem wrócić na europejską stronę.
Na skrzyżowaniu Wilczej z Marszałkowską jakaś pani obrzuciła mnie wyrazami, gdyż zostawiłem jej zbyt mało miejsca do skrętu w prawo. No i zabrałem orłów Trzaskowskiego. Tych od ruchu drogowego. Organizacja tam (też) jest idiotyczna. Dwa pasy. Jeden do skrętu w lewo, drugi do jazdy prosto i skrętu w prawo. I zielona strzałka. Wystarczyłoby ruch prosto przerzucić na pas do skrętu w lewo. I od razu by się zrobiło płynnie. Ale najwyraźniej nie o to chodzi.
Nim wyjechałem z Warszawy, podrzuciłem Milenę do Złotych Tarasów. Proces skrętu z Emilii Plater w Jerozolimskie zajął mi piętnaście minut. Jeszcze parę wizyt w Warszawie i będę pisał petycje do Donalda Tuska, by wystawił Trzaskowskiego. A potem na niego zagłosuję. Mam pomysł na hasło kampanii: Rodacy, ratujmy Warszawę!
3. Przez całą właściwie drogę do domu słuchałem Stanowskiego, który zbierał pieniądze dla tej dziewczynki, która potrzebuje ośmiu milionów. Ludzie dzwonili. Pytali. Stanowski odpowiadał.
Rano oglądałem Stanowskiego o Elizie Michalik. Pracowałem z nią w Ozonie, ale teraz nie będę o tym pisał. Pada tam zdanie, że plagiat to zwykła kradzież. Wieczorem zadzwonił pan i pytał Stanowskiego, jak, uważając, że plagiatowanie to zło, może promować Bartosiaka.
Stanowski odpowiadał, że szanuje Bartosiaka za to jakim jest człowiekiem i inne takie. I w sumie, w kontekście materiału o Michalik, jest to jakoś śmieszne. Bo można wyciągnąć wniosek, że szanuje go jako złodzieja.
Ale w sumie program budujący. Przez trzy godziny udało się zebrać kupę kasy. Chciałem nawet zostać dawcą szpiku, ale się okazało, że zbytnio chorowity jestem.
Wieczorem dotarła do mnie imba z Sikorskim u Olejnik. Pani Monika zacytowała Tygodnik Powszechny, cytujący anonimowych członków Koalicji Obywatelskiej, dla których pochodzenie małżonki Sikorskiego jest problemem. Gremialnie rzucono się na Olejnik. Tygodnik został pominięty. Podobnie jak antysemityzm partyjnych kolegów pana Radka.
W każdym razie, prawybory w Platformie dostarczą nam jeszcze wiele wzruszeń.
wtorek, 12 listopada 2024
10–11 listopada 2024
1. Zasadniczo najważniejszym, co mi się wydarzyło w niedzielę, była podróż do Warszawy. Przez Łódź. Niesamowite jest w sumie, że autostrada (płatna) kosztuje więcej niż paliwo potrzebne, by ją przejechać. Lawiną, więc tego paliwa jakoś mało nie idzie. Choć w sumie, po wymianie skrzyni jeżdżę wolniej.
Łódź po zmroku ładniejsza jest niż przedpołudniem. Zwłaszcza jesiennym.
W Warszawie wylądowaliśmy w Noli, później w Beirucie, później w Noli. W Beiruto-Krakenie człowiek może zachować kontrolowaną osobność. W Noli nie ma takiej szansy. Przez to ciężko jest wyjść. Przez to późno idzie się spać. Przez to się człowiek nie wysypia. I to jest zła informacja.
2. Wstałem wcześnie. Za to się nie wyspałem. Otrzeźwiły mnie dwie rzeczy. Najpierw konwersacja Kumocha z Rzeczkowskim, później materiał Grucy o Siewierze.
O Rzeczkowskim dawno temu mówił mi utytułowany dziennikarz śledczy, że jest typowym przykładem dziennikarza, który odkrył pisanie książek, a konkretnie, pisanie książek z palca., za to zaangażowanych. Roboty mniej niż przy materiałach dziennikarskich, za to pieniądze wielokrotnie większe. A do tego poklask.
Rzeczkowski promował swoją kolejną sensacyjną książkę w słynnym programie pani ambasadorowej Schnepfowej. Gadając potworne bzdury na temat tego, co się działo przed wybuchem pełnoskalowej wojny na Ukrainie. Odpaliło to Kumocha, który jako uczestnik tamtych wydarzeń nie zdzierżył. Czemu nie ma się co dziwić. Spora część opowieści Rzeczkowskiego była żywcem brana z rosyjskiej propagandy. No więc Kumoch się odpalił, jako że z Rzeczkowskim pracował, był w tym bezpośredni. Rzeczkowski poczuł się dotknięty. Nazwał pretensje Kumocha mową nienawiści i zażądał od MSZ wyciągnięcia wobec Kumocha konsekwencji. Co nie jest wcale takie głupie, gdyż jakiś czas temu, te same bzdury, na przykład o planach rozbioru Ukrainy głosił Radosław Sikorski. Dziesięć lat temu – swoją drogą – opowiadał dziennikarzowi chyba Politico, że propozycję rozbioru Ukrainy premierowi Tuskowi składał Władimir Putin.
Minister Sikorski jednak się nie zdecyduje, żeby w czasie kampanii prawyborczej przypominać o tych swoich występach, gdyż wiedza o tym, że PiS Ukrainy rozbierać z Putinem rozbierać nie chciał, jest ogólnoświatowo powszechna. Amerykanie książki nawet o tym piszą. Więc apel Rzeczkowskiego przejdzie bez echa.
Z drugiej strony Sikorski to osoba błyskotliwa, ale niezbyt mądra. Zdarzało mu się już wielokrotnie robić rzeczy, które generalnie mu nie pomagały. Zobaczymy.
W każdym razie Kumoch został poparty przez wielu całkiem poważnych ludzi. Czekałem, aż ktoś napisze, że mógłby być kandydatem na prezydenta. Zwykle jest, kiedy ktoś zrobi coś oklaskiwanego na Twitterze, to szybko zostaje kandydatem na kandydata.
No i ta druga rzecz, czyli Gruca. Jacka Siewierę wszyscy już chyba znają. Zwłaszcza jego mało klasyczny sposób wypowiadania się w mediach. Przyczepił się do niego Gruca. Można by się zastanawiać – w stylu prozy Rzeczkowskiego – komu zależało na tym, żeby taki materiał się ukazał. Można, ale mi się nie chce. Zarzuty są miejscami śmieszne. Miejscami głupie. A miejscami właściwie niezrozumiałe. Generalnie Grucy chodzi o to, żeby widz uwierzył, że z Siewierą jest coś nie tak. Nie wiem, może coś i jest.
Trzeba jednak wiedzieć, że mówi to człowiek skazany za szarpanie się po pijaku z policjantem. Policjantem który chciał mu uniemożliwić, po tym pijaku, jazdę samochodem. Człowiek, który opowiada potem, że to były polityczne represje. A sąd tym tłumaczeniom nie daje wiary.
Wiarygodność więc tego materiał jest wątpliwa. Mimo iż polecany jest przez prof. Schwertnera, który swoją drogą zastanawiał się rano na Twitterze, za co Waszczykowski dostaje Orła Białego.
(A nie dostawał – jakby ktoś nie wiedział).
Dziwne te czasy.
3. Byłem na placu Piłsudskiego. Byłem w Pałacu na spotkaniu z okazji Święta. Nie będę tego opisywał, bo już nie mam siły. Głowa Państwa wzniósł toast z mądrość, której gdy brakowało, traciliśmy suwerenność. I to był naprawdę dobry toast. Prezydent z coraz większą rezerwą odnosi się do rządów Sanacji i to jest w sumie dobra informacja, gdyż przez całe lata działa tej Sanacji grupa rekonstrukcyjna.
Wieczorem wpadłem do wracających z Ameryki państwa Kaplów (mam nadzieję, że mi pani Profesor wybaczy, iż ją tak seksistowsko marginalizuję). Usłyszałem, że się wcale nie zdziwili wynikiem wyborów, gdyż się Ameryka sypie. Że szaleje antysemityzm. I w ogóle jest dziwnie. No i dostałem aktualną czapkę MAGA.
Chciałem w niej wyjść, ale odradzono mi to, gdyż nie wiadomo było, jak Muhammad w Uberze zwanym Boltem na tę czapkę zareaguje. No i zamiast być twardy, się poddałem. A to przecież Warszawa, a nie Waszyngton. Też na W, ale różnica spora.
Muzeum Sztuki Nowoczesnej wygląda słabo. Niezależnie od pory dnia.
niedziela, 10 listopada 2024
9 listopada 2024
1. Spałem do południa. I wstałem właściwie zdrowy, a kładłem się spać zdecydowanie chory. Na tyle zdrowy, że aż postanowiłem odkurzyć samochód. Cóż, dość szybko się okazało, że bateria w odkurzaczu się wyczerpała. Więc odkurzać będę pewnie jutro. A to zła informacja, bo – jak mówią – niedzielna praca w gówno się obraca. Ale czy odkurzanie samochodu to praca?
2. Idąc na spacer z pieskiem odsłuchałem kolacji Mellera. Bez Mellera. Za to z Dymkiem. Jednym z głównych tematów była owacja PiS-owskich posłów. Ta dla Trumpa. Dla wszystkich to była – excusez le mot – murzyńskość. Nikt nie zauważył prostej w sumie rzeczy. Otóż niekoniecznie musiało chodzić o wyrażanie miłości wobec nowego prezydenta USA, mogło chodzić o to, że przedstawiciele niemiłosiernie panującej nam władzy bardzo wyraźnie stali po stronie antytrumpowej. A PiS-owscy posłowie z taką euforią wyrażali radość, że przedstawicielom niemiłosiernie panującej nam władzy nie wyszło.
A co do – excusez le mot – murzyńskości. Czy nie większą jest kłamanie w żywe oczy, że się czegoś nie powiedziało, bo za oceanem wygrał nie ten kandydat co trzeba? Tego też nikt z uczestniczących w kolacji nie zauważył. I to jest zła informacja.
3. Postanowiłem wymienić sworzeń górnego wahacza. By to zrobić, najpierw musiałem wyprowadzić kosiarkę, by to zrobić, najpierw musiałem załadować akumulator, a wcześniej, wymienić w kosisku mocowanie środkowego noża.
Na youtubie pan wymienił sworzeń w niecałą minutę. Film, co prawda, przyspieszył, ale i tak wydawało się to proste.
Najpierw odkręciłem koło, później podniosłem samochód, później oparłem go na klocku, gdyż nie mogłem znaleźć koziołków, później odkręciłem śrubę sworznia, później próbowałem ten sworzeń wyciągnąć ze zwrotnicy. Nie poszło. Poszedłem więc po posiłki. Sąsiad Tomek i sąsiad Piotrek. Po pół godzinie walki się udało. Później podjęliśmy próbę wyciągnięcia sworznia z wahacza. Nie szło. Kupiony na allegro chiński ściągacz okazał się ściągaczem pełnym współczucia dla ściąganych rzeczy. Znaczy, sam się krzywił, biorąc na siebie sporą część energii.
Poszedł w ruch palnik. Po rozgrzaniu wahacza sworzeń dał się namówić na porzucenie swojego dotychczasowego miejsca. Założenie nowego to była łatwizna.
W każdym razie to, co pan na youtubie robił sam przez niecałą minutę, my, we trzech robiliśmy godzin trzy.
Złą informacją jest, że powinienem szybko wymienić sworzeń górny z drugiej strony. I może dolne też.
sobota, 9 listopada 2024
8 listopada 2024
1. Pojechałem rano do Wilkowa wymienić olej. Miałem wcześniej ambicje zrobić to samemu, ale zauważyłem, że na silniku są ślady oleju i dobrze będzie, gdy ktoś, kto się zna, się temu przyjrzy.
Jechałem zamkniętą drogą przez Borów. Nie udało mi się nią wrócić, bo drogowe roboty się zintensyfikowały.
Muszę zamówić uszczelki korka oleju. Są nietypowe, a w Stanach kosztują jakieś grosze.
2. Słuchałem Millera u Mazurka. Powtórzył bzdurę o żarcie wiceprezydenta elekta o Polakach. Kolega Mucha wyjaśniał to jakiś czas temu. Dowcip pada w filmie. Tym na podstawie książki J.D. Vance'a. Tyle, że w książce tego dowcipu nie ma. W całej rozmowie Miller był rozkosznie nieuczciwy intelektualnie.
Odsłuchałem później „Twoje Słowa Brzmią Znajomo”. Specjalnością Kanału Zero stają się formaty, w których uczestnicy programu bawią się lepiej niż widzowie.
3. A tak właściwie, to cały dzień w plecy. Dawno mnie tak szczepienie nie przeczołgało. Mam nadzieję, że jutro będzie już w porządku.
piątek, 8 listopada 2024
7 listopada 2024
1. Kontynuując historię wczorajszej podróży. Samolot do Poznania okazał się boeingiem 737 MAX. Ostatni raz, takim LOT-owskim leciałem chyba do Astany (czy jak ona się teraz nazywa). Wysiadłem posiniaczony, gdyż glock siedzącego obok funkcjonariusza Służby Ochrony Państwa wbijał mi się przez całą drogę w biodro. A może to nie był MAX, tylko 737-800? A 737 MAX, rządowym jeszcze przed zmianą konfiguracji, wracałem z Sycylii. Po tym locie została mi pamiątka w postaci oświadczenia Szefa Sztabu Wojska Polskiego. Generał Andrzejczak, własnoręcznym podpisem, zaświadczał, że jestem członkiem.
Samolot w Poznaniu był z półgodzinnym opóźnieniem. Wsadzili nas do dwóch busów, które zawiozły nas do Babimostu. O 2:15 na lotnisku. Chwilę po 3:00 w domu.
Po drodze słuchałem komentarzy w sprawie amerykańskich i porozmawiałem z moim amerykańskim źródłem. Pewnie dlatego nie zasnąłem. Źródło mówiło ciekawe rzeczy.
2. Bardzo ciekawe rzeczy mówił też u Mazurka profesor Lewicki. Najciekawsza od dawna rozmowa Roberta. Powinni tę rozmowę przesłuchać funkcjonariusze opozycji. Obawiam się, że nawet jeżeli przesłuchają, to i tak nic nie usłyszą, gdyż po co mają słuchać, skoro – po zwycięstwie Trumpa – doszli do wniosku, że Bóg jest po ich stronie, a jak to wyryto w portalu nad wejściem na wawelski dziedziniec: Si Deus nobiscum quis contra nos?
Druga strona polityki jest na etapie udawania, że nie powiedziała rzeczy, które powiedziała. A to z kolei w myśl zasady: Si te manu comprehenderint, dic non tuam esse manum.
Kłopot polega na tym, że wszystkich śladów usunąć się nie da.
Dominik Tarczyński oświadczył, że takie ślady dostarczył do sztabu Trumpa. Rozpoczęła się dyskusja, czy tak można. Jest to (oświadczenie) tak idiotyczne, iż zastanawiałbym się, czy nie jest tak, że on tylko oświadcza, że to zrobił.
Pisarz Żulczyk zaczął chwalić protrumpowską politykę, że nie spalono mostów. Napisałbym, że to w sumie debilne. Niestety słowo „debil” zaczęło mi się kojarzyć z Markiem Suskim.
W każdym razie sytuację mamy taką, że nawet jeżeli zwycięstwo Trumpa ma jakiegoś wielkiego znaczenia dla polskiej polityki, to ta polska polityka takie znaczenie mu nada. Będzie więc śmiesznie. I strasznie.
W międzyczasie pojechałem do Zielonej. Mechanik zarejestrował Suburbana. Znaczy, można nim legalnie jeździć. Chcę, żeby jeszcze wymienił zbiorniki gazu, coś zrobił z cieknącym po napełnieniu bakiem i trochę wyciszył silnik. Złą informacją jest, że istnieje spora szansa, iż zajmie mu to z pół roku.
Korzystając z pobytu w mieście, zaszczepiłem się na COVID. Kolejki nie było. Właściwie zainteresowanych szczepieniem (poza mną) nie było wcale.
środa, 6 listopada 2024
5–6 listopada 2024
1.
– W Stanach wybory wygra kobieta, my lecimy z kapitanką – powiedziała jakaś pani samorządowczyni (czy jak się teraz to powinno mówić). Cóż, samolot spóźniony był wtedy dwie godziny i dwadzieścia minut. Leciałem z grupą lubuskich parlamentarzystów i samorządowców. Samolot nie dość, że się spóźnił, to jeszcze miał opóźnienie.
Rozochoceni godzinami rozmów lubuscy włodarze, gadali dalej na pokładzie, pokrzykując do wesoło siebie.
Steward przerwał odczytywanie instrukcji bezpieczeństwa, by wyrazić niechęć wobec pasażerki z rzędu czwartego, która tak głośno rozmawiała przez telefon, że nie słyszał co czyta. Pasażerka, tym razem nie mówiła nic o rtęci, a z tego jest powszechnie znana.
Samolot wylądował, musiałem odczekać godzinkę z kawałkiem na następny samolot do Krakowa. Wrzuciłem na Twittera wątek, który był rozwinięciem wczorajszego wpisu. Wrzucę go tu też, dla tych, którzy jak profesor Żerko wolą czytać naraz:
Ostatnia szansa na przedwyborcze gdybania. Nie będę się jednak zastanawiał nad tym, kto wygra za oceanem. Napiszę, jaki wpływ to może mieć na wybory w Polsce. A konkretnie: na decyzję Donalda Tuska w sprawie kandydata Platformy.
Donald Tusk (czyli Platforma) ma problem z Ameryką. Nie rozumie jej, nie lubi jej, trochę się jej boi. Wolałby, żeby sprawy transatlantyckie były załatwiane gdzie indziej.
W Platformie funkcjonuje ponoć teoria, że to Ameryka doprowadziła do przegranej Komorowskiego w 2015 roku. Psychologicznie to jakoś wyjaśnia: łatwiej uwierzyć w teorię spiskową niż przyznać, że spieprzono kampanię, a Andrzej Duda nie był takim „głupkiem”, jak sądzono.
Teoria ta ma swoje podstawy: w 2014 amerykańska administracja zaczęła szybki re-reset z Rosją, co przeszkadzało Niemcom, którzy zależeli od dobrych układów z Moskwą. Do tego stopnia, że utrudniali ruchy US Army.
W tej sytuacji amerykański „deep state” uznał, że Polska stanie się nowym europejskim przyczółkiem. Ale do tego potrzebna była zmiana władzy w Polsce na rząd berlińskosceptyczny.
Wtedy ruszyły m.in. YouTube, Google, Facebook, Cambridge Analytica i – jak twierdzi teoria – doprowadziły do wygranej Andrzeja Dudy. Przecież bez amerykańskiego wsparcia nie miałby szans, prawda?
Ludzie z wymienionych korporacji śmieją się z tej teorii najgłośniej, ale co oni tam wiedzą.
Teoria wciąż żyje i pojawiają się jej nowe wersje.
Niedawno słyszałem, że Duda wygrał w 2020 z Trzaskowskim dzięki wsparciu Google, bo ś.p. Susan Wojcicki to kuzynka Morawieckiego.
Wracając do Tuska: nie wierzę, że wystawi Trzaskowskiego. Tusk to zbyt wytrawny polityk, by wierzyć w publicystykę zaprzyjaźnionych mediów. Obserwuje, co się dzieje, gdy prezydent urywa się spod kontroli politycznej władzy.
Obecny lokator pałacu nie ma politycznych ambicji, ale Trzaskowski i jego otocznie są inni: ambitni i mogliby nie zadowolić się samym Pałacem. Dlatego Tusk raczej go nie wystawi.
Donald Tusk jest ponoć przekonany, że jeśli wygra Trump, Ameryka zacznie ingerować w polskie sprawy, co utrudni Platformie rządzenie i sukces w następnych wyborach. W Polsce Amerykanie mają duże wpływy; wystarczy popatrzeć na stosunek polskich polityków do ambasadora USA.
Gdyby wygrała Harris, plan Platformy jest ponoć prostszy: w wyborach wystartowałby Radek Sikorski,, osoba błyskotliwa, choć niezbyt mądra, którego żona ogarnęłaby Amerykę, więc Tusk miałby w tej kwestii spokój.
Jeśli wygra Trump, sprawa się komplikuje. Żona Sikorskiego, będąca cennym kontaktem z Demokratami, mogłaby utrudnić, a nawet uniemożliwić współpracę z administracją Trumpa. Raczej wykluczałoby to jego start.
Więc kto? Wygląda na to, że Tusk mógłby być kandydatem. Nie będzie chciał być premierem rządu, któremu Amerykanie rzucają kłody pod nogi, a dobry immunitet prezydencki też może mu się przydać.
To brzmi jak teoria wyssana z palca? Oczywiście. Ale skoro poważni politycy wierzą, że amerykański „deep state” rozegrał wybory w Polsce w 2015 roku, to dlaczego nie miałbym tego napisać?
Zwłaszcza, że idiotyczny spin o tym, że Tusk „najlepiej zna Trumpa”, idealnie w tę teorię się wpisuje. Trumpa zna Donald Tusk – jak rozumiem – ze słyszenia. Bo osobiście – mam poważne podejrzenia – lepiej znają Trumpa np. Krzysztof Szczerski, Paweł Soloch czy parę innych postaci.
Kto wygra w Stanach? Zobaczymy. Kogo wystawi Tusk? Zobaczymy. Czemu nie piszę o kandydacie PiS? Bo piszę o Tusku (Platformie), a on raczej nie dopuszcza możliwości, żeby ktoś z PiS wygrał wybory. A jak będzie? Zobaczymy. Znaczy, na pewno wygra Stanowski.
2. W Krakowie zrobiłem, co miałem zrobić, później udałem się na spotkanie towarzyskie, poprzedzone innym spotkaniem towarzyskim. Kolega z tego pierwszego awansował w swojej korpo. Jest teraz globalnym menadżerem. Co prawda nie dostał podwyżki, ale za to będzie mógł powyrzucać z pracy kilku kalifornijskich Amerykanów. Rozumiecie, optymalizacja.
Po drugim spotkaniu, które skończyło się później, niż się miało skończyć wróciłem do hotelu. A właściwie pod hotel, i na moje nieszczęście, zamiast przeżywać amerykańskie wybory, poszedłem coś zjeść, a jak już kupiłem jakiś nie najwyższych lotów street food, to postanowiłem pójść do DeCafencji, żeby zobaczyć, co tam słychać. Najpierw minąłem się z wirtuozem fortepianu, tym, co zna i szanuje mojego świętej pamięci dziadka Machla. A później wpadłem w objęcia profesora Kloca. Z którego „Miłosza” wciąż nie napisałem recenzji, bo wciąż nie mogę znaleźć słów odpowiednich, by mój stosunek do tego dzieła wyrazić.
Rozmawialiśmy chwilę, nawet dłuższą. W pewnej chwili profesor odtrąbił odwrót. Uparł się, że mnie – jak się później okazało, na moje nieszczęście – podrzuci taksówką w okolice hotelu, co było całkowicie pozbawione sensu, gdyż z placu Szeczepańskiego na Krupniczą doszedł bym w podobnym czasie, jak taksówką z placu Szczepańskiego pod Bagatelę. No i pod hotelem się okazało, że nie mam karty, która drzwi otwiera. A hotel nie miał nocnej recepcji. Ale większym problemem było, że się okazało, iż nie mam telefonu. Cofnąłem się do DeCafencji, ale tam telefonu ni karty też nie było. Siadłem sobie więc z boczku i zacząłem drzemać. Sziedziałem drzemiąc, nim obsługa nie postanowiła DeCafencji zamknąć. Nie wyrzucono mnie wcześniej, gdyż nie wyglądałem na bezdomnego. Zacząłem się błąkać po Krakowie. Było mgliście i zimno. Dotarłem na kolejowy główny dworzec. Wpadłem na pomysł – kupiłem bilet do Balic i z powrotem. I pojechałem do Balic i z powrotem drzemiąc w pociągu. Wysiadłem na głównym, poszedłem do hotelu, gdzie recepcja już działała. Pani bardzo było mnie żal. W pokoju dowiedziałem się, że zgodnie z przepowiednią mojego amerykańskiego informatora wiadomo kto wygrał. W plecaku znalazłem stary telefon, którego udało mi się naładować. Za pomocą applowskiego narzędzia do namierzania iPhone'ów namierzyłem iPhone'a w Mydlnikach. Przez czas, kiedy ładował mi się telefon, próbowałem się zdrzemnąć. Ciągle ktoś dzwonił na mój zegarek, by komentować amerykańskie wybory. Wziąłem walizeczkę i boltem pojechałem do Mydlnik. W Mydlnikach, z pomocą dobrych ludzi znalazłem taksówkarza. Niestety nie był to ten taksówkarz. Pokręciłem się chwilę i pojechałem do Balic. Okazało się, że stary telefon ma niezdrową baterię, która gubi prąd. Nadałem walizeczkę. Kupiłem – jak się później okazało – zbyt małego powerbanka i wróciłem do Mydlnik. Znalazłem tam jeszcze dwóch nie tych taksówkarzy. Później przyjrzałem się dokładniej mapce narzędzia do namierzania iPhone'ów, okazało się, że wskazuje mi konkretnie mieszkanie. Dokładniej – kilka mieszkań, gdyż nie jest to mapka 3D. Losem moim przejął się dobry człowiek o imieniu Marcin, który najpierw wskazał o które mieszkanie może chodzić (na pierwszym piętrze), później namierzył właścicielkę mieszkania, która próbowała się nieskutecznie do lokatorów dodzwonić. W międzyczasie ratował mnie kolega mój Janek, który przysłał swojego syna z dużym powerbankiem, który to powerbank zapobiegł śmierci baterii w starym telefonie. Dobry człowiek o imieniu Marcin wpuścił mnie na klatkę schodową, gdzie pod drzwiami czekałem, aż ktoś z rodziny taksówkarza wróci do domu. Zaczął mi się kończyć czas, dobry człowiek o imieniu Marcin zaoferował, że jeżeli nie doczekam, on taksówkarza poinformuje. Siedziałem dalej. Nagle drzwi mieszkania się otworzyły i wyszedł taksówkarz, który cały czas w mieszkaniu spał. A sen miał twardy. Nie ma się czemu dziwić, gdyż budynek pod ścieżką i co chwilę przelatywał a to enbraer, a o to boeing, a to airbus. A raz nawet casa. A jak nie samolot, to po pobliskich torach przejeżdżał pociąg, trąbiąc w niebogłosy, gdyż musi tam być jakiś niestrzeżony przejazd. W każdym razie pan taksówkarz wręczył mi telefon. A ja zdążyłem na lotnisko. Gdzie w końcu coś zjadłem, bo wcześniej nie było czasu.
W samolocie kapitan powiedział, że mgła. I że czekamy na slot w Warszawie. Doczekaliśmy się. I dolecieliśmy do Warszawy. A w Warszawie się okazało, że z lotu do Zielonej nici, bo w Babimoście mgła. Siedzę teraz i czekam na samolot do Poznania, z którego do Babimostu zawiozą autobusem. Mam nadzieję, że już się nic więcej nie wydarzy. Więc kończę w tym miejscu.
Z ważnych obserwacji: narzędzie do namierzania iPhonów jest bardzo precyzyjne. Bolt jak się go rejestruje na nowy numer, daje na początku wielką zniżkę. W Mydlnikach mieszkają bardzo porządni ludzie. PiS raczej nie przepracuje wyniku Trumpa. Mam wrażenie, że nic z tego nie zrozumieją. Ale wynik ten będzie miał wpływ na nasze wybory prezydenckie. Tyle, że nie będzie tak, że dzięki amerykańskiemu wynikowi PiS wygra, przez amerykański wynik może przegrać kandydat Koalicji Obywatelskiej. Bo Platforma już zaczęła robić głupie ruchy, a to raczej będzie narastać. Kula śniegowa.
W Stanach nie wygrała kobieta. Więc ludzie, tacy jak pani samorządowczyni z początku tej notki będą mieli problem z ogarnięciem świata.
wtorek, 5 listopada 2024
4 listopada 2024
1. Zanim na dobre wstałem, przeczytałem, że Krzysztof Gawkowski powiedział, że z polskich polityków, Donalda Trumpa najlepiej zna Donald Tusk. Widziałem, że będzie to śmieszny dzień.
Coś podobnego powiedział też Tomasz Siemioniak. Różnica taka, że Siemoniak jest funkcjonariuszem Platformy, a Gawkowski nie. Nie ma więc obowiązku wychodzić na głupka, powtarzając platformiane przekazy.
Z polskich polityków najlepiej Donalda Trumpa zna Donald Tusk. Ze słyszenia, jak rozumiem. Bo osobiście – mam poważne podejrzenia – lepiej Trumpa zna na przykład Krzysztof Szczerski, a nawet Paweł Soloch.
Donald Tusk (czyli Platforma) ma problem z Ameryką. Nie rozumie jej, nie lubi jej, trochę się jej boi, wolałby, żeby sprawy transatlantyckie były załatwiane gdzie indziej.
W Platformie funkcjonuje ponoć teoria, że to Ameryka doprowadziła do przegranej Komorowskiego w 2015 roku. Psychologicznie można to jakoś wyjaśnić. Łatwiej przecież uwierzyć w teorię spiskową, niż się przyznać, że się modelowo spieprzyło kampanię, a Andrzej Duda wcale nie był takim głupkiem, za jakiego się go miało. Zwłaszcza, że ta teoria spiskowa, jak na dobrą teorię spiskową przystało, ma całkiem fajne podstawy.
No bo przecież było tak, że w 2014 roku amerykańska administracja rozpoczęła szybki re-reset. No i w tym re-resecie bardzo zaczęli im przeszkadzać Niemcy, którym za bardzo zależało na dobrych układach z Ruskim. Tak bardzo, że – na przykład – utrudniali ruchy US Army. Widząc co się dzieje, amerykański deep state wymyślił, że zainwestuje w Polskę i zrobi z niej swój nowy europejski przyczółek. Ale do tego potrzebna była zmiana władzy w Polsce, na berlińskoseceptyczną. Ruszyli więc youtuby, google, facebooki, cambridge-analityki i doprowadzili do wygranej Andrzeja Dudy, który przecież bez amerykańskiego wsparcia nie miałby szans.
Najgłośniej się z tej teorii śmieją ludzie z tych, wymienionych wyżej korporacji, ale co oni tam wiedzą.
Teoria ta wciąż żyje. I ma nowe wersje. Ostatnio poważny, wydawać by się mogło, człowiek tłumaczył mi, że Duda wygrał w 2020 z Trzaskowskim dzięki wsparciu googla, bo ś.p. Susan Wojcicki to kuzynka Mazowieckiego.
Donald Tusk jest ponoć przekonany, że jeżeli wygra Trump, to będzie ingerował w polskie sprawy. I zdecydowanie utrudni rządzenie. Utrudni zwycięstwo w następnych wyborach. Coś w tym może być, wystarczy popatrzeć, jaki stosunek mają ministrowie do amerykańskiego ambasadora.
Gdy wygra Harris plan jest ponoć prosty. Platforma wystawi w wyborach prezydenckich Radka Sikorskiego, któremu żona Amerykę ogarnie. Więc Tusk będzie miał z Ameryką spokój.
Jeżeli wygra Trump będzie inaczej. Żona Sikorskiego, która w kontaktach z Demokratami jest, jak to mówią, asetem, raczej uniemożliwi mu kontakty z administracją Trumpa. Bo to jest poważna sprawa. Mało więc prawdopodobne, że pan Radek zostanie wystawiony w wyborach.
Więc kto? Nie Trzaskowski. Czyli raczej Tusk. Nie będzie chciał być premierem rządu, któremu Amerykanie utrudniają życie, a dobry immunitet na pewno mu się przyda.
Że to jest teoria wyssana z palca? Oczywiście. Ale skoro poważni politycy wierzą w to, że amerykański deep state rozegrał prezydenckie wybory w 2015, to dlaczego nie miałbym czegoś takiego napisać.
Zwłaszcza, że ten idiotyczny spin o tym, że Tusk najlepiej z polskich polityków zna Trumpa pięknie się w tę teorię wpisuje. Jako element prezydenckiej prekampanii premiera.
2. Pojechałem do miasta na szarpak. Zawieszenie audi nie wymaga żadnych innych nowych części poza przednimi amortyzatorami. I to dobra informacja, choć nie jest w stanie przysłonić złej. Nowe amortyzatory wraz z wymianą kosztują worek pieniędzy.
3. Poprzepychałem nieco liści. Dmuchawą. Nie szło najlepiej, gdyż były mokre. Z pieskiem znaleźliśmy grupę rydzów. Postanowiłem z nimi zrobić risotto. Wszystko szło świetnie. Aż się okazało, że nie każdy ryż się do risotto nadaje. Dziki nie nadaje się wcale. I to jest zła informacja.
poniedziałek, 4 listopada 2024
3 listopada 2024
1. Od kiedy Śniadanie stało się Kolacją, nie ma czego słuchać do niedzielnego śniadania. Można oczywiście słuchać do śniadania Kolacji, niestety, w związku ze Świętem, w piątek Kolacji nie było.
2. Przez cały dzień (a przynajmniej jego część) zajmowałem się czynnościami porządkowymi. Wywiozłem do Stołówki kolekcję rur stalowych czarnych, która została po moich konstrukcjach kominowych. Narąbałem drewna do kuchni i ułożyłem je na ganku przed drzwiami. Zwinąłem kolejne ogrodowe węże. Złożyłem lidlową szklarnię (plastikową) i nałożyłem ją na araukarię, usunąłem kilka pozostałości po panach budowniczych kominków. No i jeszcze rozrzuciłem wiadro nawozu (jakiegoś azotu), który dostałem od sąsiada Tomka, gdyż mu się za dużo nasypało. A, i spaliłem dwa kartony. Słowem narobiłem się jak rzadko.
A wszystko słuchając na Audiotece „Ognia” Marcina Ciszewskiego. Słuchając, zastanawiałem się dlaczego to robię, skoro autor nie odrobił zadania domowego. Podczas stanu nadzwyczajnego nie przeprowadza się wyborów. Autor oczywiście może wszystko, może bohaterów przenosić w czasie, może przeprowadzić atak kosmitów, zderzyć Ziemię z Księżycem, ale to wszystko się musi trzymać kupy. Inaczej, szkoda czasu.
3. Mieliśmy wieczorem gościa. Piesek uwielbia ludzi i nie rozumie, dlaczego ludzie nie chcą się z nim bawić na jego warunkach. Zaczęliśmy wcześniej oglądać „Accidental Hero”. Teraz takich filmów nie robią. Okazało się, że ta sepleniąca aktorka, to siostra Johna Cusacka.
Gość poszedł, do filmu nie wróciliśmy, gdyż w międzyczasie cały się nam przypomniał.
Po wymianie oleju w audi, wyjechałem wyposażony w instrukcję resetu inspekcji olejowej, którą pan mechanik wydrukował z systemu Boscha. Nie działała.
Wpadłem na pomysł, żeby zapytać kogoś inteligentnego. Zapytałem ChatGPT. Wskazał rozwiązanie. Może nie za pierwszym razem, ale skutecznie.
niedziela, 3 listopada 2024
2 listopada 2024
1. Znowu mnie obudziło słońce. O tej porze roku wschodzi tak, że świeci mi w oczy. Jak pilotom w piosence Maanamu. Choć właściwie nie bardzo, gdyż tam słońce jest wysoko, wysoko. A w mojej sytuacji raczej nisko.
2. Byli panowie budowniczowie kominków. Skończyli robotę. Przyjadą jeszcze rozwiązać problem kominowych wyczystek, bo tak się dziwnie składa, że właściwie ich nie ma.
Jeden z panów budowniczych, ten większy, w młodości był piekarzem. A drugi jest prawosławny. Ale nie od urodzenia.
Patrząc, jak pracowali, bardzo żałowałem, żem antytalenciem murarsko-tynkarskim. Jak się patrzy, wydaje się to być proste, kiedy się człowiek za to zabiera, okazuje się, że to wcale proste nie jest.
Odpaliliśmy na nowo wybudowany kominek. Panowie budowniczowie pojechali. Chwilę później temperatura na zewnątrz spadła do prawie zera stopni. Znaczy zakończyli prace na czas. Przesunęli wcześniej piec w holu. I zamurowali dziurę do komina, którą wcześniej, skutecznie, zatykałem kartką papieru. Zgodnie z zasadą Montalemberta: mury mogą być z papieru, byle przeciwnik nie mógł naprzeciw nich ustawić armat.
3. Byliśmy na cmentarzu w Boryszynie. W ten mróz właśnie. Gdyby było ciut cieplej, pewnie by było bardziej urokliwie.
Wracaliśmy drogą do Wilkowa. W lesie spod kół czmychnęły dwa szopy. Wylazły na drzewo i zaczęły się na nas gapić. Ciekawe doświadczenie.
Obejrzeliśmy The Trap M. Nighta Shyamalana. Niby żaden film, ale jakoś potrafił trzymać napięcie.
Za to Pingwin wciąż dobry.
sobota, 2 listopada 2024
1 listopada 2024
1. Przez sporą część poranka przekonany byłem, że jest sobota. A tu się okazało, że jednak piątek. Z braku interesujących propozycji, odsłuchaliśmy wczorajszą rozmowę Marka Tejchmana z Hanną Wróblewską. Smutna to w sumie historia z cyklu: wywiadujący miałby więcej do powiedzenia, niż wywiadowany, ale zna swoje miejsce i próbuje z wywiadowanego coś wyciągnąć, niestety, wywiadowany, nie współpracuje, gdyż brak mu, szeroko rozumianych, kompetencji i słuchacz/widz/czytelnik się zastanawia, jak to możliwe, że ktoś taki pełni taką funkcję jak wywiadowany.
2. Przyszedł listopad. Dalej ciepło, za to jakoś ciemno. Byliśmy na długim spacerze z pieskiem. Za dnia jeszcze, więc przynieśliśmy do domu prawdziwka, kilka rydzów i parę kań. Co się piesek wybiegał, to jego.
Obejrzeliśmy na AppleTV+ dwa odcinki hiszpańskiego serialu o napadzie na autobus. Ciekaw jestem, jak się ogląda w USA, gdyż jest bardzo europejski.
Otóż źli ludzie porywają autobus. Zabierają telefony pasażerów. Czyszczą ich konta i szantażują zawartością telefonów. Wśród pasażerów jest mściciel, który odbiera napastnikom pistolet i ich morduje. I ucieka.
Policja nie zajmuje się poszukiwaniem wspólników napastników, tylko ściga mściciela i zatrzymuje pasażerów za współudział, bo nie rozpoznają go na zdjęciach z policyjnej kartoteki.
Fascynująca w sumie jest logika policjantów: skoro zastrzelił trzy osoby, to musi być w naszej kartotece.
3. Przeczytałem (a tak naprawdę przeczytał za mnie ChatGPT) tekst Tylera Austina Harpera z „The Atlantic”: „Of Course Black Men Are Drifting Toward Trump”. O tym, że czarni mężczyźni są kulturowo bardziej konserwatywni, a ekonomicznie bardziej liberalni niż Partia Demokratyczna, więc bliżej im jest do Trumpa niż do Harris.
Zgodziliśmy się z Chatem, że autor podświadomie wie już, że Trump wygra wybory i zaczyna opisywać tego powody.
Tymczasem nasze celebryctwo zarażone przez celebrytctwo amerykańskie wypisuje na temat Trumpa histeryczne rzeczy. Zacząłem się zastanawiać, czy ktoś już napisał, że jeżeli Trump wygra, to emigruje. Dotarło do mnie jednak, że takie oświadczenie miałoby odwrotny sens.