1. Śnił mi się aligator. Nie będę sprawdzał w senniku, bo się może okazać, że to że był duży i zielony nie wystarczy, by oznaczało pieniądze.
Pojechaliśmy Z4 na targ do Świebodzina. Targ w Świebodzinie nazywany jest rynkiem. Rynek zaś placem Jana Pawła II. Jest w tym jakaś logika.
Pomidory gruntowe kosztują już 1,50 zł. znaczy – urodzaj będzie.
Kiedy obładowani pomidorami wracaliśmy do samochodu zastaliśmy przy nim pana, który zapytał o pojemność silnika, po czy skomentował, że Niemiec jak coś chce zrobić, to to robi dobrze. Nie chciałem wchodzić w dyskusję o II wojnie światowej, więc pojechaliśmy dalej do Lidla, w którym można kupić świetne tempranillo, którego nazwy nie jestem w stanie podać, bo zapisana jest w sposób wykluczający jej odczytanie.
2. Z4 jest dokładnie takim samochodem, jakim powinno być. Bożena uważa, że koło siedemdziesiątki mogłaby takim jeździć. I to nie jest dobra informacja, ja ją zawsze widziałem w 911.
I, o ile uzasadnienie niemożności niekupienia 911 dość łatwo znaleźć, to już z Z4, na które powinno być stać każdego pracującego uczciwie na jako-takim stanowisku Europejczyka tak prosto nie będzie.
3. Wieczorem u sąsiadów było ognisko. Znaczy grill. Organizował je Darek, szwagier sąsiada. Normalnie strasznie wyluzowany człowiek. Zawodowo jeżdżący ładowarką kilometr pod ziemią. Tym razem miał stres, bo pełnił honory, gdyż gospodarze pojechali na trzydniowe wakacje.
Pozytywną informacją jest, że pani Iwaszkiewiczowa, nestorka rodu – ma się całkiem nieźle. Miała operację, podczas której coś spieprzyli i było niewesoło. Polscy lekarze – jak powszechnie wiadomo – nie leczą, tylko wykonują procedury medyczne. Za które płaci NFZ niezależnie od ich skuteczności.
Pani Iwaszkiewiczowa wyjaśniła co znaczy używany przez jej córkę Jolę zwrot „Chorego pytasz”, kiedy Gienek (Joli mąż) pyta mnie, czy wypiję. Otóż, czy wypiją pyta się tylko chorych. To, że zdrowi piją jest oczywiste.
Rozmowy zeszły na tematy historyczne. Przy okazji dowiedziałem się od Leszeka (mojego taty), że akcją zdobycia więzienia w Wiśniczu dowodził jego kuzyn. W lipcu 44 r, uwolniono 128 więźniów, na kilka godzin przed wywiezieniem ich do Auschwitz.
Wieciechowie – kuzyni ojca (było ich więcej) rządzili w AK w Lipnicy Murowanej. Kiedy padła komuna postanowili oddać karabin maszynowy, który trzymali od wojny. I to jest zła informacja. Czasy takie, że karabin maszynowy lepiej mieć, zwłaszcza, kiedy się człowiek potrafi nim posługiwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz