1. Pomidor. Pomidor. Pomidor. Pomidor.
Pomidor. No dobra, nie przesadzajmy. Przetwarzanie pomidorów nie
jest aż tak dotkliwe. Korzystając z okazji nadrobiłem twitterowe
zaległości. Z dużą radością wgryzłem się w napierdalankę
pomiędzy Sławomirem Jastrzębowskim, redaktorem naczelnym „Super
Expressu” a tygodnikiem „Polityka”. Napierdalankę pod hasłem
„brukowce”.
Mleczko, którego poczucia humoru nie jestem specjalnym wielbicielem mniej-więcej od czasu, kiedy skończyłem podstawówkę, narysował kiedyś faceta, który jedną ręką się masturbuje, w drugiej trzyma lornetkę i patrzy mówiąc: zboczeńcy. I ten właśnie rysunek mi się zawsze przypomina, kiedy tzw. normalne media załamują ręce nad tabloidyzacją tabloidów.
Najśmieszniejsze jest to w „Gazecie Wyborczej”, z której teksty trafiają na portal gazeta.pl obok materiałów z plotek.pl.
Jechałem kiedyś do Poznania z ekipą z Plotka. Było to niezapomniane przeżycie.
„Polityka” sama się zaorała. Najpierw napisała o standardach dziennikarskich. Później podała z dupy wziętą informację o rozwodzie Marcinkiewiczów. Cóż tabloidem też trzeba umieć być.
A tak w ogóle, to marzę o posadzie felietonisty w „Fakcie”. Mam nawet tytuł rubryki: „P.O. Kierownika Jeziora”. Raczej, mimo starań tej posady nie dostanę i to jest zła informacja.
(P.O. nie zawsze znaczyło Platforma Obywatelska)
2. Przez to siedzenie przy komputerze
wdałem się w dyskusję z kol. Pertyńskim o Kościele katolickim.
Jestem na dobrej drodze, żeby zostać wiceTerlikowskim, a ja
przecież nawet specjalnie wierzący nie jestem. I to jest zła
informacja, bo gdybym był, to bym z obrony Kościoła czerpał jakąś
satysfakcję.
3. Wieczorem zadzwonił Gienek (sąsiad)
potrzebował pomocy w uporządkowaniu resztek różnych alkoholi,
które zajmowały miejsce. Pomogłem
Siedzieliśmy u nich na podwórku, cieszyliśmy się pogodą, która była zdecydowanie inna niż w Warszawie.
Jolka (żona Gienka) jeździ Kadettem. Identycznym, jak ten zabytkowy, którego zdjęcie wrzucił ostatnio Złomnik. Kadett, jak Kadett. Tylko kombi. Zdrowy tzn. bez korozji.
Jolka opowiadałam jak jakiś gość walnął w nią pod Biedronką. Walnął, wyskoczył z auta, zaczął wyzywać, tak, że aż świadkowie zareagowali. Jolka coś mu też odpowiedniego odpowiedziała i była z siebie bardzo zadowolona do momentu aż do niej dotarło, że właściwie to powinna wezwać policję. I wciąż żałuje, że nie wezwała.
Igor Omulecki jechał autobusem z tej swojej Radości, czy jak to się tam nazywa. W autobusie był pijany pan i dymił. Pasażerowie skarżyli się kierowcy, który nic nie chciał zrobić. Igor już miał panu przyfanzolić (przypomniało mi się to słowo, ładne, nie?) ale przypomniał sobie, że jest ojcem rodziny i, że jeszcze by mógł za mocno i dał sobie spokój. Autobus przyjechał na plac Trzech Krzyży. Wysiedli i Igor i pan. Akurat policja rozstawiała płotki na górników pod Ministerstwem Gospodarki. Igor znalazł jakiegoś wyższego stopniem i opowiedział o całej sytuacji. Policjant niechętnie wysłał dwóch, żeby się panu przyjrzeli. Ten wykonał jakiś agresywny wobec tym dwóm ruch i po chwili leżał skuty na chodniku. Igor poczuł wtedy obywatelską satysfakcję. Skoro mamy służby nie musimy wszystkiego robić osobiście.
Siedzieliśmy u nich na podwórku, cieszyliśmy się pogodą, która była zdecydowanie inna niż w Warszawie.
Jolka (żona Gienka) jeździ Kadettem. Identycznym, jak ten zabytkowy, którego zdjęcie wrzucił ostatnio Złomnik. Kadett, jak Kadett. Tylko kombi. Zdrowy tzn. bez korozji.
Jolka opowiadałam jak jakiś gość walnął w nią pod Biedronką. Walnął, wyskoczył z auta, zaczął wyzywać, tak, że aż świadkowie zareagowali. Jolka coś mu też odpowiedniego odpowiedziała i była z siebie bardzo zadowolona do momentu aż do niej dotarło, że właściwie to powinna wezwać policję. I wciąż żałuje, że nie wezwała.
Igor Omulecki jechał autobusem z tej swojej Radości, czy jak to się tam nazywa. W autobusie był pijany pan i dymił. Pasażerowie skarżyli się kierowcy, który nic nie chciał zrobić. Igor już miał panu przyfanzolić (przypomniało mi się to słowo, ładne, nie?) ale przypomniał sobie, że jest ojcem rodziny i, że jeszcze by mógł za mocno i dał sobie spokój. Autobus przyjechał na plac Trzech Krzyży. Wysiedli i Igor i pan. Akurat policja rozstawiała płotki na górników pod Ministerstwem Gospodarki. Igor znalazł jakiegoś wyższego stopniem i opowiedział o całej sytuacji. Policjant niechętnie wysłał dwóch, żeby się panu przyjrzeli. Ten wykonał jakiś agresywny wobec tym dwóm ruch i po chwili leżał skuty na chodniku. Igor poczuł wtedy obywatelską satysfakcję. Skoro mamy służby nie musimy wszystkiego robić osobiście.
A zła informacja? Za dużo tych
resztek wypiłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz