1. No więc rano się okazało, że na
drzwiach red. Pereiry (i jego uroczej małżonki) ktoś napisał
czerwonym sprajem: „Pozdro od Stiełkowa natowska kurwo” pod
literkami zgrabnie domalował mieczyk Narodowego Odrodzenia Polski.
Cała rzecz wydała mi się tak
irracjonalna, że postanowiłem zażartować, że zamachu dokonał
Jaś Kapela.
Ale nikt się nie śmiał.
Pozostaje mi mieć nadzieje, że
minister Sienkiewicz ruszy na sprawców. Bliżej będzie miał niż
do Białegostoku.
No więc korzystając ze słonecznej
pogody udałem się na spacer. Trafiłem na Jazdów czyli do fińskich
domków.
Do Finów mam sentyment od czasu, kiedy
przeczytałem, że jakiś znany z imienia i nazwiska fiński żołnierz
na widok przekraczających granicę kolumn sowieckiego wojska,
westchnął: Gdzie my ich wszystkich pochowamy.
Finowie musieli płacić Sowietom
reparacje wojenne. Prawdopodobnie za to, że zamiast poddać się bez
walki spuszczali Sowietom łomot. I jakoś wyszło, że część
reparacji wypłacili w prefabrykowanych domkach. Z jakichś powodów
te domki musiały Rosjanom nie pasować. Na baraki w obozach się nie
nadawały – za małe.
Za małe, i zbyt plebejskie na dacze
dla zasłużonych towarzyszy.
W każdym razie sporo z tych domków
wylądowało w Polsce. I z części z nich zbudowano osiedle Jazdów.
Zostawmy to, kto tam później
mieszkał, czy czyi krewni się teraz zajmują tego miejsca obroną.
Obroną, bo powstał plan, żeby to
osiedle zburzyć.
Jako mieszkaniec Śródmieścia widzę
różne rzeczy. W okolicy mam sporo kamienic, które właśnie są
czyszczone z lokatorów. I to nie przez krwawych kamieniczników bez
serca, tylko przez Miasto. Czyszczą te kamienice, żeby je
remontować.
Są też w okolicy kamienice, które
wyczyszczono wiele miesięcy temu, stoją puste i nikt w nich
remontów nie zaczyna.
Są też takie, które właśnie są w
remoncie. I tak się dziwnie składa, że remontuje je nie miasto,
ale deweloper. I nie na mieszkania pod wynajem, tylko na apartamenty
na sprzedaż, bądź hotele czy biurowce.
Osobiście, jakoś specjalnie nie
cierpię z tego powodu, choć z drugiej strony fajniej jest mieć w
okolicy sklep metalowy, niż wypierdzianą restaurację, w której
jakaś ponoć znana aktorka serwuje kuchnię fusion. Ale do czego
zmierzam?
Ano do tego, że wcale się nie
zdziwię, kiedy w miejsce fińskich domków na Jazdowie wyrosną
apartamentowce. Ogrodzone. Bo skoro ktoś wydaje milion złotych na
80-metrowe mieszkanie to woli raczej mieć ogrodzone, bo mu ktoś
służbową Insignię może porysować. A jak będzie miał zbyt dużo
szkód to się może nie załapać w następnym rozdaniu na Passata,
bo go dyrektor od floty nie będzie lubił.
To niezłe właściwie, że pani Hannie
z pamiątek po latach pięćdziesiątych milszy jest pomnik czterech
śpiących niż to osiedle. Z drugiej strony – na miejscu pomnika
trudno by było, jakiemuś miłemu deweloperowi coś wybudować.
Na jednym z fińskich domków, z
zabitymi deskami oknami ktoś walnął sprajem „Zakochaj się w
Warszawie”. Trzymajcie mnie. Już lecę.
Łaziłem później po parku, tym koło
Sejmu. Zauważyłem, że strasznie dużo drzew przeznaczonych jest do
wycięcia. Zima ma być ciężka, to i drewno się komuś przyda.
Słynne wydawnictwo na „V” przelało
mi pieniądze. Nawet złotówkę więcej niż się umawialiśmy. I to
jest dobra informacja. Złą jest, że już tych pieniędzy nie mam.
Wystarczyły na kwadrans.
2. Przeszedłem przez teren Sejmu.
Bramki przy wejściu sugerują, że nie można tam wchodzić. A
można. Nawet pozwoliłem wejść jakiemuś wystraszonemu obywatelowi
z córką. Wyglądał na elektorat PSL.
Skoro już byłem na Wiejskiej wpadłem
do brata do Edipresse. Postawił mi colę. Nawet dwie. Siedzieliśmy
w kantynie (czy jak tam się ta ich pracownicza stołówka nazywa).
Ze zdziwieniem zakonotowałem, że nikogo już nie znam. No prawie
nikogo. Brata znam. Z drugiej strony w ciągu tych ośmiu, czy
dziewięciu lat, „portfolio tytułów wydawnictwa zostało
diametralnie przebudowane”.
Wychodząc spotkałem kolegę
Grzegorza. Odmówił wyjazdu na festiwal do Rosji. Usłyszał, że to
zła wiadomość, bo już wydrukowano plakaty i program z jego
nazwiskiem. „Nie mogę do was przyjechać, bo jest wojna, ale jak
się wojna skończy przyjadę z kwiatami” – napisał.
„Ale u nas nie ma żadnej wojny.
Wojna jest na Ukrainie, a to daleko” – odpowiedziano mu.
–Widzisz, oni tam nic nie wiedzą. Są
ofiarami propagandy – powiedział.
Rożnie widzimy świat. Pewnie dlatego
on pisze 3 pozytywy, a ja 3 negatywy.
Później wpadłem do Faster Doga. Mają
strasznie dużo butów marki „Frye”.
Wiem już o trzech rzeczach, które się
wydarzyły w 1863 r.: wybudowano wiadukt nad Dietla. Znaczy,
wybudowano most nad starą Wisła, ale później, kiedy w miejsce
Wisły pojawiła się ul. Dietla – most stał się wiaduktem;
powstała firma „Frye”; wybuchło Powstanie Styczniowe.
Ponoć niektóre buty „Frye”
wyglądają tak samo od 1863 r. Most, choć stał się wiaduktem –
wygląda tak samo. Tylko Powstanie Styczniowe się skończyło.
Grupa biznesmenów z Białegostoku chce
powołać ponoć Gwardię i za własne pieniądze ją uzbroić i
szkolić. Kupić np. Stingery. Może to dobry pomysł. Styczniowi
powstańcy potrafili zadać Ruskim bobu używając czarnoprochowych
dubeltówek.Grupa białostockich biznesmenów ze Stingerami może być
jeszcze bardziej efektywna.
Paweł Bąbała z Faster Doga najpierw
narzekał na globalizację, Unię Europejską, i inne takie, później
na miękko zmienił temat: „Zamówiliśmy na targach dżinsy z
norweskiej firmy. Przyszły. I nagle się okazało, że musimy
zapłacić cło, bo Norwegia nie jest w Unii!”.
I to jest smutne. Nawet, gdyby człowiek
chciał, to za bardzo wrogiem tej Unii być nie może.
3. Wieczorem, kiedy się okazało, że
ani Bożena, ani ja nie mamy pomysłu na kolację poszedłem po
pizzę. Czekając bawiłem się rozpoznawaniem pisma w Note 2
Samsunga. Coś mi nie szło, póki nie przypomniałem sobie, że od
ponad trzydziestu pięciu lat piszę lewą, a nie prawą ręką. I to
nie jest dobra wiadomość. Będę musiał chyba zacząć nosić ze
sobą dokumenty. Na wszelki wypadek, żeby wiedzieć jak się
nazywam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz