1. Panowie połączyli dwa kawałki
azbestowej rury za pomocą czegoś, co trochę wyglądało jak
nowoczesny sposób na unieruchomienie połamanej nogi. Puściłem
wodę, by sprawdzić, czy jest szczelnie pod ciśnieniem. Pan
Kierownik-brygadzista zasugerował, żebym sprawdził, czy po drugiej
stronie rury wszystko jest ok. I miało to głęboki sens, bo się
okazało, że kran na stołówce się rozpadł od mrozu, więc całe
ciśnienie uchodziło do zlewu.
Poprosiłem pana Kierownika-brygadzistę, by nie uszkodzili drzewa, które pięknie rośnie nad miejscem, gdzie mieli wkopywać studnię, i żeby naprawili bramę. Dzień wcześniej dwóch młodych pracowników zostało wysłanych, by rozwalili kłódkę, bo od nieotwierania nie dało się jej otworzyć. Panowie poszli, kłódki nie ruszyli, za to uszkodzili bramę. Pan Kierownik-brygadzista bardzo mnie przeprosił i obiecał, że szkody zostaną usunięte. Pożegnałem się ze wszystkimi i ruszyłem do Milicza, gdzie Audi miało pokazać nowe TT.
Ruszyłem jakieś dwie godziny za późno. Ale cóż można było poradzić.
Jechałem trasą, którą ponad rok temu wracaliśmy z Głogowa, z kremacji babci.
Przypomniał mi się opryskliwy pan palacz, który nie mógł zaczekać 10 minut, bo coś tam. Spóźniliśmy się, bo na A2 oberwała się chmura, a później, pod Poznaniem było – jak zwykle pod Poznaniem. Napisałem 'palacz', bo gość zachowywał się zupełnie jak palacz, a nie ktoś z branży funeralnej.
Przez rok skończyli remontować drogę koło Sławy. Nie całą – ten kawałek, który remontowali.
Gdzieś po drodze była gorzelnia. Jej bramy pilnowało dwóch świętych na słupach. Podobnych, do tych z Piotra i Pawła w Krakowie. Muszę znaleźć to miejsce na Street View. Może rozpoznam którzy to.
W Lesznie na skrzyżowaniach wisiały plakaty wyborcze. Na jednym była pani. Blondynka wyfotoszopowana. Julia Krakowiak. Niżej było mniejsze zdjęcie dziada z wąsami. I napis – Warto zaufać młodym. Zbigniew Haupt. Dziwni są ci peeselowcy.
Z Leszna do Rawicza DK5 jest S5. I to jest dobra informacja. Do Milicza dojechałem spóźniony półtorej godziny. I to jest zła informacja, bo nie zdążyłem na konferencję poświęconą TT. A konferencje Audi są naprawdę dobre merytorycznie.
2. W Miliczu wsiedliśmy do samochodów. Prowadziła pani z Natemat. Gdybym wiedział, że jest z Natemat, to by, może troszkę poszydził, ale nie wiedziałem i starałem się być miły.
Nowa TT ma oszałamiające wnętrze. Oszałamiające w tym wnętrzu jest to, jak zostało wymyślone. Brak wyświetlacza na środku – wyświetlacz jest zamiast zegarów. Znaczy zegary są wyświetlane, ale jeżeli się na przykład korzysta z nawigacji, to widać tam przede wszystkim mapę, bo zegary robią się mniejsze. To jest super, są z tego dumni – słusznie. Ale na mnie jednak największe wrażenie zrobiło umieszczenie sterowania klimatyzacją – wewnątrz tych dziur, z których wieje. Kiedy się to widzi pierwszy raz, człowiek się dziwi, że wcześniej nikt na coś tak oczywistego nie wpadł.
Nie jestem wielbicielem TT. Być może dlatego, że jedyny znany mi osobiście właściciel takiego samochodu był – nie napiszę: dupkiem. Nic nie napiszę, bo nie wiem jakim innym słowem można kogoś takiego określić. To auto jest w porządku. Tak w porządku, że chyba bym się nawet nie wstydził, że ktoś mnie w tym aucie zobaczy. TT to w tym przypadku nie jest skrót od Tulskij Tokariew. Zakłady w Tule robiły też samowary.
Audi TT nie ma nic z samowarem wspólnego.
Dojechaliśmy na tor. Świeżo ułożony z polbruku. Ośrodek doskonalenia jazdy. Z płytami poślizgowymi. Nie lubię. Najpierw obwoził nas po torze Mateusz Lisowski. Bardzo dobry kierowca. Później jeździliśmy z instruktorami, którzy tłumaczyli nam, że Quatro w tym TT jest nowatorskie, bo bardziej może regulować przód-tył.
Jak się powłącza wszystkie systemy wspomagające, TT samo jedzie. Wychodzi z poślizgów, nie wpada w nie. Dobrze jest wymyślone.
Zastanawiałem się tylko, czy taki ktoś, kto sobie takie auto kupi, pojeździ nim i będzie przekonany, że jest mistrzem kierownicy, gdy wsiądzie do jakiegoś innego auta – czy się od razu nie zabije, bo systemy wspomagania będą gorsze, bądź ich nie będzie. Ciekawy problem.
Po raz kolejny się przekonałem, że nie mam talentu do driftowania. Ale chyba mnie to nie boli.
Panowie instruktorzy kazali jeździć z dwiema rękami na kierownicy. Bo inaczej się nie czuje auta. I to jest zła informacja. Bo ja, najwyraźniej nigdy nie będę auta czuć.
3. Z toru pojechaliśmy do Poznania. Do hotelu „Puro”. Hotel nowy. Nieco przekombinowany. Niby w samym środku miasta, ale z widokiem na rozsypującą się synagogę przerobioną na basen. Kiedy wszedłem do pokoju telewizor ryknął na mnie telewizją nadającą disco polo. Później się jeszcze okazało, że gniazdko do komputera wyłącza się kiedy się wychodzi z pokoju. Ale to nic. Kolacja była całkiem całkiem, niestety obsługa kelnerska w postaci pryszczatego młodzieńca – była beznadziejna. Clou wieczoru było jak pan kelner wsadził Leszkowi Kempińskiemu palec do zupy. Na sali siedział pan Siwiec. Miał strasznie czerwoną twarz. Być może miało to jakiś związek z butelkami czerwonego wina, które pojawiały się na jego stole.
Broniłem idei samochodów elektrycznych. Leszek nie zgadzał się z moimi argumentami. Polityka Audi jest taka, że nie zrobią samochodu elektrycznego, jeżeli ten nie będzie miał zasięgu 950 km. Opowiadał też o gazie (CNG) robionym przez wiatraki z powietrza. I temu się mam zamiar przyjrzeć.
Później, właściwie po kolacji, rozmowa zeszła na mejle. I konieczność na nie odpisywania. Postanowiliśmy Leszkowi pomóc. Pierwszy z brzegu: Leszku, chciałbym zrobić reportaż w fabryce, czy mógłbyś mi załatwić to i trzylitrową A8 na podróż.
Poprosiłem pana Kierownika-brygadzistę, by nie uszkodzili drzewa, które pięknie rośnie nad miejscem, gdzie mieli wkopywać studnię, i żeby naprawili bramę. Dzień wcześniej dwóch młodych pracowników zostało wysłanych, by rozwalili kłódkę, bo od nieotwierania nie dało się jej otworzyć. Panowie poszli, kłódki nie ruszyli, za to uszkodzili bramę. Pan Kierownik-brygadzista bardzo mnie przeprosił i obiecał, że szkody zostaną usunięte. Pożegnałem się ze wszystkimi i ruszyłem do Milicza, gdzie Audi miało pokazać nowe TT.
Ruszyłem jakieś dwie godziny za późno. Ale cóż można było poradzić.
Jechałem trasą, którą ponad rok temu wracaliśmy z Głogowa, z kremacji babci.
Przypomniał mi się opryskliwy pan palacz, który nie mógł zaczekać 10 minut, bo coś tam. Spóźniliśmy się, bo na A2 oberwała się chmura, a później, pod Poznaniem było – jak zwykle pod Poznaniem. Napisałem 'palacz', bo gość zachowywał się zupełnie jak palacz, a nie ktoś z branży funeralnej.
Przez rok skończyli remontować drogę koło Sławy. Nie całą – ten kawałek, który remontowali.
Gdzieś po drodze była gorzelnia. Jej bramy pilnowało dwóch świętych na słupach. Podobnych, do tych z Piotra i Pawła w Krakowie. Muszę znaleźć to miejsce na Street View. Może rozpoznam którzy to.
W Lesznie na skrzyżowaniach wisiały plakaty wyborcze. Na jednym była pani. Blondynka wyfotoszopowana. Julia Krakowiak. Niżej było mniejsze zdjęcie dziada z wąsami. I napis – Warto zaufać młodym. Zbigniew Haupt. Dziwni są ci peeselowcy.
Z Leszna do Rawicza DK5 jest S5. I to jest dobra informacja. Do Milicza dojechałem spóźniony półtorej godziny. I to jest zła informacja, bo nie zdążyłem na konferencję poświęconą TT. A konferencje Audi są naprawdę dobre merytorycznie.
2. W Miliczu wsiedliśmy do samochodów. Prowadziła pani z Natemat. Gdybym wiedział, że jest z Natemat, to by, może troszkę poszydził, ale nie wiedziałem i starałem się być miły.
Nowa TT ma oszałamiające wnętrze. Oszałamiające w tym wnętrzu jest to, jak zostało wymyślone. Brak wyświetlacza na środku – wyświetlacz jest zamiast zegarów. Znaczy zegary są wyświetlane, ale jeżeli się na przykład korzysta z nawigacji, to widać tam przede wszystkim mapę, bo zegary robią się mniejsze. To jest super, są z tego dumni – słusznie. Ale na mnie jednak największe wrażenie zrobiło umieszczenie sterowania klimatyzacją – wewnątrz tych dziur, z których wieje. Kiedy się to widzi pierwszy raz, człowiek się dziwi, że wcześniej nikt na coś tak oczywistego nie wpadł.
Nie jestem wielbicielem TT. Być może dlatego, że jedyny znany mi osobiście właściciel takiego samochodu był – nie napiszę: dupkiem. Nic nie napiszę, bo nie wiem jakim innym słowem można kogoś takiego określić. To auto jest w porządku. Tak w porządku, że chyba bym się nawet nie wstydził, że ktoś mnie w tym aucie zobaczy. TT to w tym przypadku nie jest skrót od Tulskij Tokariew. Zakłady w Tule robiły też samowary.
Audi TT nie ma nic z samowarem wspólnego.
Dojechaliśmy na tor. Świeżo ułożony z polbruku. Ośrodek doskonalenia jazdy. Z płytami poślizgowymi. Nie lubię. Najpierw obwoził nas po torze Mateusz Lisowski. Bardzo dobry kierowca. Później jeździliśmy z instruktorami, którzy tłumaczyli nam, że Quatro w tym TT jest nowatorskie, bo bardziej może regulować przód-tył.
Jak się powłącza wszystkie systemy wspomagające, TT samo jedzie. Wychodzi z poślizgów, nie wpada w nie. Dobrze jest wymyślone.
Zastanawiałem się tylko, czy taki ktoś, kto sobie takie auto kupi, pojeździ nim i będzie przekonany, że jest mistrzem kierownicy, gdy wsiądzie do jakiegoś innego auta – czy się od razu nie zabije, bo systemy wspomagania będą gorsze, bądź ich nie będzie. Ciekawy problem.
Po raz kolejny się przekonałem, że nie mam talentu do driftowania. Ale chyba mnie to nie boli.
Panowie instruktorzy kazali jeździć z dwiema rękami na kierownicy. Bo inaczej się nie czuje auta. I to jest zła informacja. Bo ja, najwyraźniej nigdy nie będę auta czuć.
3. Z toru pojechaliśmy do Poznania. Do hotelu „Puro”. Hotel nowy. Nieco przekombinowany. Niby w samym środku miasta, ale z widokiem na rozsypującą się synagogę przerobioną na basen. Kiedy wszedłem do pokoju telewizor ryknął na mnie telewizją nadającą disco polo. Później się jeszcze okazało, że gniazdko do komputera wyłącza się kiedy się wychodzi z pokoju. Ale to nic. Kolacja była całkiem całkiem, niestety obsługa kelnerska w postaci pryszczatego młodzieńca – była beznadziejna. Clou wieczoru było jak pan kelner wsadził Leszkowi Kempińskiemu palec do zupy. Na sali siedział pan Siwiec. Miał strasznie czerwoną twarz. Być może miało to jakiś związek z butelkami czerwonego wina, które pojawiały się na jego stole.
Broniłem idei samochodów elektrycznych. Leszek nie zgadzał się z moimi argumentami. Polityka Audi jest taka, że nie zrobią samochodu elektrycznego, jeżeli ten nie będzie miał zasięgu 950 km. Opowiadał też o gazie (CNG) robionym przez wiatraki z powietrza. I temu się mam zamiar przyjrzeć.
Później, właściwie po kolacji, rozmowa zeszła na mejle. I konieczność na nie odpisywania. Postanowiliśmy Leszkowi pomóc. Pierwszy z brzegu: Leszku, chciałbym zrobić reportaż w fabryce, czy mógłbyś mi załatwić to i trzylitrową A8 na podróż.
Dość szybko rozwiązałem tę sprawę:
W związku z pracami nad procedurami związanymi z niebezpieczeństwem
epidemii Eboli aktualnie nie można niestety zorganizować zwiedzania
fabryki, Odezwę się, kiedy procedury będą wdrożone.
Leszkowi pomysł się nawet spodobał. Teraz, kiedy go o coś poproszę, a on odpowie mi używając argumentów epidemiologicznych będę wiedział o co chodzi.
Kelner zupełnie przestał ogarniać zamówienia alkoholowe, więc, żeby mu ułatwić życie, razem z kolegą z Sharpa, który tu akurat występował jako internetowy dziennikarz motoryzacyjny zamawialiśmy tylko podwójne Danielsy. I to nie jest dobra informacja.
Leszkowi pomysł się nawet spodobał. Teraz, kiedy go o coś poproszę, a on odpowie mi używając argumentów epidemiologicznych będę wiedział o co chodzi.
Kelner zupełnie przestał ogarniać zamówienia alkoholowe, więc, żeby mu ułatwić życie, razem z kolegą z Sharpa, który tu akurat występował jako internetowy dziennikarz motoryzacyjny zamawialiśmy tylko podwójne Danielsy. I to nie jest dobra informacja.
A Jack ostrzegał – pij
odpowiedzialnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz