niedziela, 2 listopada 2014

1 listopada 2014


1. W końcu trzeba było pojechać do szklarza po okno. Inaczej mógłbym je odebrać dopiero za prawie dwa tygodnie. A jak do Świebodzina, to na targ, do Tesco, do Mrówki, i do Lidla. Na targu był kiermasz kwiatów nagrobnych, więc kierownik parkingu nie pozwolił mi wjechać. Miało to głębszy sens, bo gdybym wjechał to by mi się pewnie nie udało wyjechać.

Z targu pojechaliśmy po okno. Szklarza nie było. Był numer telefonu. Był też sąsiad. Fotograf. Z czego w dzisiejszych czasach może żyć zakład fotograficzny w powiatowym mieście? Nie mam pojęcia.
W każdym razie fotograf miał poniemiecki klucz do warsztatu Szklarza. Szklarz z aptekarską dokładnością opisał wszystkie okna, więc łatwo znaleźliśmy moje.

Od szklarza pojechaliśmy do Tesco, gdzie wysiadły dziewczyny z Józką, ja z Bożeną pojechaliśmy do Mrówki.
W Mrówce pani kasjerka sprzedała nam pinezki, których nie kupowaliśmy. Czyli przynieśliśmy do kasy sznur do uszczelniania kominów, worek na trociny. Pani skasowała. Zabieramy. Pani pyta: a pineski?
My: Jakie pinezki?
Pani: Te [pokazuje pudełko pinesek]
My: Nie chcieliśmy pinezek.
Pani: Leżały to skasowałam.
My: Ale nie my je przynieśliśmy.
Pani: To, co? Zwrot robimy?
My [dokładniej: ja]: A ile kosztują?
Pani [sprawdza w komputerze] 1,49
My: No dobra, to już weźmiemy.
[Odchodzimy]
Bożena: Miała tipsy.
Ja: ?
Bożena: Tipsy określają człowieka.

Z Mrówki pojechaliśmy z powrotem do Tesco. Bożena kupiła mi „Dobry tydzień”, żeby mi udowodnić, że to jest coś złego.

Z Tesco pojechaliśmy do Lidla. W Lidlu pan kasjer promocyjne, jasne winogrona za trzy złote z kawałkiem skasował jako ciemne po siedem. Bohatersko wróciłem z reklamacją. Jednym z powodów zwrotu w lidlowej kasie fiskalnej jest „Nie podoba się”.
Wróciłem z tarczą, czyli [zaokrąglając] ośmioma złotymi.

Wycieczka zajęła nam prawie trzy godziny. I to jest zła informacja, bo pogoda była super i można było zrobić coś koło domu.

2. Uruchomiłem rozdrabniacz do gałęzi i krajzegę, Odpaliłem Spotify i zacząłem robić porządek z gałęziami. Te, które nie wchodziły do rozdrabniacza ciąłem na wchodzące do pieca kawałki.
Przyszedł sąsiad Tomek. Wypiliśmy piwo i pogadaliśmy o plazmie. Plazma to nie jest telewizor, tylko urządzenie do cięcia blach.
W plazmie wybuchł palnik. Tomek dokładnie wyjaśnił mi dlaczego coś takiego się stało. Jest w plecy 1700 euro za palnik, dziesięć dni niezarabiania maszyny i dziesięć dni pieprzenia się z cięciem 'na zewnątrz'. I to są generalnie złe informacje. Dobra jest taka, że się dowiedziałem jak awaryjnie wyłączyć plazmę. Na trzy sposoby.

3. Zrobiło się ciemno. Ale przypomniało mi się, że lat temu z sześć kupiliśmy halogen na statywie. Znalazłem go w piwnicy, nad niedokończonym basenem do projektowanej sauny. Wyniosłem przed dom. Odpaliłem. Natychmiast strzelił żarnik. Wymieniłem. Uruchomiłem rozdrabniacz do gałęzi i krajzegę, Odpaliłem Spotify i zacząłem robić porządek z gałęziami. Te, które nie wchodziły do rozdrabniacza ciąłem na wchodzące do pieca kawałki. Przyszedł Gienek [teść Tomka]. Wypiliśmy piwo. Pogadaliśmy o rzeczach bardziej prozaicznych niż plazma.
Gienek widział ogłoszenie, że ktoś chce sprzedać krajzegę za jedyne 250 złotych. Od razu pomyślał o mnie, bo to, czego używam nie bardzo na nazwę 'krajzega' zasługuje. 
Niestety ogłoszenie już nie jest aktualne. I to jest zła informacja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz