1. Włączyłem telewizor w połowie
konferencji wojskowych prokuratorów. Nie mogłem sobie przypomnieć,
czy ten, który przemawiał, to był ten, który zawsze miał
szpanerskie okulary. Jeżeli to był ten, to tym razem te okulary
były mniej szpanerskie niż zwykle.
Później miała być konferencja pana
Macierewicza.
Na miejscu szeroko rozumianego PiS-u
zachowałbym się jak przed laty jakiś pan mecenas sugerował co
niedzielę w TokFM poszkodowanym w wypadkach motoryzacyjnych. Przyjął
bezsporne.
Jeździliśmy na Koło. Włączałem
TokFM i albo była pani do zwierząt, która się nazywała jak pan o
Zwierzyńca. Swoją drogą ile trzeba mieć lat, żeby pamiętać
„Zwierzyniec”. Albo program, w którym jakiś adwokat tłumaczył
jak należy wyciągać należne pieniądze od firm ubezpieczeniowych.
Ludzie dzwonili, on tłumaczył. Zaczynał od zwrotu, że trzeba
przyjąć proponowane przez ubezpieczyciela pieniądze jako „część
bezsporną”. Później wyrywać resztę.
Wyobraziłem sobie konferencję pana
Macierewicza. Wychodzi, wita się, oświadcza: Prokuratura oskarżyła
kontrolerów? Super. Bardzo się cieszymy. Czekamy, aż zgodzi się
zresztą tez mojego zespołu. Żegna się. Wychodzi.
Konferencji pana Macierewicza nie
mogłem już słuchać bo musiałem wyjść. I to jest zła
informacja. Wyglądała ponoć zupełnie inaczej niż sobie ją
wyobraziłem, ale była ciekawa.
2. Z moim ulubionym Wydawcą
pojechaliśmy na Wiejską do „Pracowni Czasu” – miejsca, które
miewa tak wielki wpływ na życie polityczne w naszym kraju.
Tym razem rozmawialiśmy o zegarkach,
których żaden polski polityk na pewno sobie nie kupi, bo w
rubryczce w oświadczeniu majątkowym nie ma tyle miejsca, żeby się
zmieściło odpowiednio zer. Choć właściwie na papierze by się
te zera zmieściły. Gorzej z horyzontami.
Firma Jaquet Droz, która od połowy
XVIII wieku produkuje automatony (zasadniczo po polsku powinno się
je nazywać automatami, ale gdybym tak napisał nie oddałbym
wyjątkowości produktów tej firmy) zrobiła zegarek z ptaszkiem.
Ptaszek otwiera dzióbek, macha skrzydełkami i się obraca. Do tego
świergoce. Zegarek jest ręczny. Ptaszek ma chyba centymetr długości
od dzióbka do ogonka. Wszystko jest mechaniczne. I ptaszek i ni to
miechy, ni to gwizdki, którymi ptaszek ćwierka. Myślę sobie, że
moja ś.p. babcia by oszalała, gdyby ten zegarek zobaczyła.
Zegarek kosztuje $500000. Gdyby mnie
było stać, to bym sobie taki kupił. Coś porządnego by po mnie
zostało.
Rozmawialiśmy o emaliowaniu. Ponoć na
całym świecie istnieją tylko dwie firmy, które robią porządne
emaliowane tarcze do zegarków. I nie chodzi tu o emalie typu garnek,
tylko kolorowe obrazki wypalane wielostopniowo w różnych
temperaturach.
Na Wiejskiej spotkałem Lwa Rywina.
Myślałem, że zniknął. A jest. Nie wygląda zbyt dobrze. Jeździ
land roverem. Ciekawe, czy spisał wspomnienia. Chętnie bym się
dowiedział o co wtedy chodziło. Wbrew pozorom od tamtej afery
Polska zmieniła się na gorsze. I to jest zła informacja.
3. Wracając wpadłem na chwilę do
Faster Doga. Jakoś tak wyszło, że rozmowa zeszła na temat zespołu
Bronsky Beat. Pawełek pognał do samochodu, by przynieść płytę,
którą kupił w Brighton. Patrycja ma z nią nienajlepsze
wspomnienia, bo Pawełek kupiwszy odpalił ją w samochodzie i z
otwartymi oknami toczyli się po mieście. Patrycja chyba nie lubi
być brana za chłopca.
Wieczorem odwoziłem brata na jego
wieś, żeby pożyczyć komputer. Ostatnio zawsze jak jadę w stronę
Konstancina leje. I to jest zła informacja, bo nie lubię używać
wycieraczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz