niedziela, 12 kwietnia 2015

11 kwietnia 2015




1. Zbieram się od dawna, żeby spisać rozmowę, którą w listopadzie 2013 r. razem z kolegą Grzegorzem przeprowadziliśmy z Janem Sechterem. Jego Ekscelecją Janem Sechterem. Pana Jana poznaliśmy na dość idiotycznej imprezie zorganizowanej przez PR Kompanii Piwowarskiej sprzedającej u nas Pilsner Urquell (przypadkowo, acz niezbyt szczęśliwie) akurat w rocznicę wkroczenia oddziałów Ludowego Wojska Polskiego do Czechosłowacji. Pan Jan – czeski ambasador – wygłosił krótkie przemówienie, z którego zapamiętałem, że Czesi załatwili sobie niższą niż w reszcie Unii akcyzę na piwo, bo piwo to ich dobro narodowe.
Razem z kolegą Grzegorzem podeszliśmy do jego ekscelencji by wyrazić ubolewanie, że nie udało się jeszcze wyciągnąć konsekwencji wobec odpowiedzialnych za to, że w inwazji w 1968 roku wzięli udział polscy żołnierze. Pan ambasador wysłuchał nas spokojnie, po czym powiedział: Panowie, to już tyle czasu… Porozmawialiśmy chwilę o polityce, prezydentach, i samochodach. Politykę zostawmy, prezydent Klaus na Śnieżkę wychodził piechotą z jednym ochroniarzem, Komorowskiego wywoził BOR, a jeżeli chodzi o samochody to tylko Skoda.
Następnym razem spotkaliśmy się z jego ekscelencją na otwarciu jakiejś wystawy kartograficznej w Muzeum Geodezji. Wystawiane były czeskie mapy. Pan Jan przemówienie rozpoczął od żartu, że poprzednim razem tylu polskich i czeskich geodetów w jednym miejscu było chyba w Kotlinie Kłodzkiej w 1945 roku. Miałem wrażenie, że mało kto dowcip zrozumiał. W 1945 mieliśmy z Czechosłowacją regularną wojnę graniczną.
Później przeprowadziliśmy z panem Janem wywiad do „Malemena”. Jestem wciąż dumny z tytułu „Lech, Czech i już”. Kolega Grzegorz przypomniał, a pan Jan potwierdził, że w oryginale było tylko dwóch braci.
To właściwie zabawne (nie przyznam się przecież, że mnie to żenuje) pierwszym człowiekiem, który w jakiś wpłynął na mój stosunek do Czechów był Sapkowski. (Nie, nie chodzi o „Wiedźmina”). (Tak, chodzi o trylogię husycką). (Tak wiem, że to fantasy). Drugi był ambasador Sechter. Wyjaśnił, że oni wybrali inną drogę. Na czym ta droga polega. I że właściwie nie ma się z czego śmiać. To, że wciąż się tu naśmiewamy z Czechów jest po części efektem komunistycznej propagandy z 1968 roku. Realizowanej przez tak żenujące postaci jak red. Mazan. (Jeżeli nie wiecie o co chodzi to wasze szczęście)
Następnie się spotkaliśmy na raucie z okazji rocznicy odzyskania niepodległości. Z udziałem prezydenta (natenczas już byłego) Klausa. Rozmawiałem tam przez chwilę z policjantem z Nachodu. Misiowaty gość. W typie Rumcajsa. (zdecydowanie bardziej niż ja).
Siwego Rumcajsa. Powiedział, że jeżeli zwiedzać Pragę, to o czwartej nad ranem. Bo wtedy na ulicach nie ma tych pierdolonych ruskich turystów.
Nabijamy się z czeskiej spolegliwości, a kiedy Rosja zajmowała Krym w Warszawie, pod ambasadą protestowało z 300 osób. A w Pradze 10000.
Ostatnie spotkanie było parę dni później. Dowiedzieliśmy się, że pan Jan wyjeżdża z Polski i umówiliśmy się na podsumowującą rozmowę. No i tak wyszło, że większa jej część dotyczyła 10 kwietnia 2010 roku. No i nie mogę tej rozmowy teraz zacytować, bo się umówiliśmy, że będzie autoryzowana. I jak normalnie uważam, że autoryzacja to wymysł diabła, tak tu robię wyjątek.
W każdym razie wbrew temu, co niektórzy sądzą 10 kwitnia 2010 to data, która dotyka nie tylko Polaków. I nie chodzi mi o kurtuazję.
Powinienem był spisać tę rozmowę wcześniej, wysłać panu Janowi do Wiednia, gdzie teraz jest ambasadorem i teraz gdzieś, choćby tu opublikować. Nie zrobiłem tego i to jest zła informacja.

2. Dzień przed telewizorem. No dobra, dzień w części spędzony przed telewizorem. Oglądałem w TVN24 transmisję z posiedzenia Zespołu Macierewicza. Wbrew temu, co próbują udowodnić operatorzy TV Republika, posła Szczerskiego da się tak zbalansować, że nie ma czerwonej twarzy.
Gdyby wierzyć w to, że w piwnicy przy Wiertniczej siedzi grupa emerytowanych oficerów WSW, która na bieżąco steruje przekazem, to by można dojść do wniosku, że się już tak zestarzeli, że przestali ogarniać. Abstrahując od pana Antoniego, który i tak był, jak na siebie powściągliwy, przemówienia pani Błasikowej, pani Skrzypkowej i mecenasa Pszczółkowskiego robiły wrażenie. Nawet całkowicie niezainteresowany teorią zamachu słuchacz mógł zauważyć że coś jest nie tak. A TVN24 to transmitował.
To, że posiedzenia zespołu Macierewicza sprowadzane są do wybuchów, gniecenia puszek i nie pamiętam czego to duży sukces tych panów oficerów w tamtej piwnicy. I tak naprawdę to bym wolał, żeby ci oficerowie istnieli, bo jeżeli to wszystko robi się samo t bardzo zła informacja.

3. Nie pamiętam kiedy ostatnio „Gazeta” wzbudziła we mnie taką ekscytację, Doczekałem chyba do drugiej, żeby przeczytać tekst o kandydacie Dudzie. I to jest zła informacja, bo tak naprawdę rozbawił mnie dopiero rano. Ludzie ekscytują się zaćmieniami słońca czy przelotem komety. A tu, na wyciągnięcie ręki można obserwować upadek czegoś tak wielkiego i zasłużonego jak Gazeta Wyborcza.


Zdjęcie Robert Laska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz