1. No i zupełnie nie pamiętam co
robiłem w ten dzień tygodnia, który mam opisać. Środę. I to
jest zła informacja.
2. No więc wstałem. To pamiętam. Idąc oddawać się wolontariatowi chciałem kupić precle i sok pomidorowy. Niestety precli nie było. I to była zła informacja. Poszedłem więc w stronę Nowego Światu szukając po drodze jakiejś piekarni, w której by precle były. I nic. W końcu kupiłem w spożywczaku jakąś średnią bułkę. Za to sok był w promocji.
3. Dzień przeszedł mi na rożnych sprawach, którymi nie będę czytelników zanudzał. Po pracy z jednym z nowo poznanych kolegów trafiłem nad Bar Studio, gdzie absolwenci warszawskiej Akademii prezentowali swoje obrazy. Mam dziwne wrażenie, że studenci wyszli spod rąk dwóch profesorów. Bo obrazy były strasznie dla mnie podobne. Ale może nie mam racji, może po prostu było zbyt gorąco.
Wróciłem do domu, pani Premier zdymisjonowała spory kawałem swojego rządu. I marszałka Sikorskiego. Konstytucyjnie Premier powinien mieć – delikatnie mówiąc – ograniczoną władzę nad Marszałkiem Sejmu, ale jakie to ma znaczenie.
Pani Premier zdymisjonowała pana Marszałka, żeby schowany nie szkodził jej partii. Pan Marszałek natychmiast wystąpił na konferencji prasowej, by oświadczyć, że nie ma zamiaru być schowanym, znaczy, że ma zamiar być jedynką na bydgoskiej liście.
Swoją drogą jedynka na bydgoskiej liście wcale nie gwarantuje wejścia do parlamentu. Ci wszyscy, którzy wierzą w to, że pan Marszałek jest opatrznościowym mężem powinni się w wybory przenieść do Bydgoszczy, by na pana Marszałka zagłosować. Inaczej pan Marszałek może skończyć jako sołtys Chobielina-Dworu.
Swoją drogą najefektywniejszym sposobem dorżnięcia pisowskiej watahy jest zapisać ją do PO.
Wieczorem trafiłem na Placyk, gdzie integrowałem się z dwoma pracownikami Gazety Polskiej, którzy przyszli tam oglądać płaczących lemingów. Lemindzy nie płakali. Miały na kryzys rządowy – excusez le mot – wyjebane.
Placyk przypomina „Behemota” z 1992 roku. Tylko ludzie jacyś inni. Chyba nikt nie będzie wiedział o co mi chodzi. I to jest zła informacja.
2. No więc wstałem. To pamiętam. Idąc oddawać się wolontariatowi chciałem kupić precle i sok pomidorowy. Niestety precli nie było. I to była zła informacja. Poszedłem więc w stronę Nowego Światu szukając po drodze jakiejś piekarni, w której by precle były. I nic. W końcu kupiłem w spożywczaku jakąś średnią bułkę. Za to sok był w promocji.
3. Dzień przeszedł mi na rożnych sprawach, którymi nie będę czytelników zanudzał. Po pracy z jednym z nowo poznanych kolegów trafiłem nad Bar Studio, gdzie absolwenci warszawskiej Akademii prezentowali swoje obrazy. Mam dziwne wrażenie, że studenci wyszli spod rąk dwóch profesorów. Bo obrazy były strasznie dla mnie podobne. Ale może nie mam racji, może po prostu było zbyt gorąco.
Wróciłem do domu, pani Premier zdymisjonowała spory kawałem swojego rządu. I marszałka Sikorskiego. Konstytucyjnie Premier powinien mieć – delikatnie mówiąc – ograniczoną władzę nad Marszałkiem Sejmu, ale jakie to ma znaczenie.
Pani Premier zdymisjonowała pana Marszałka, żeby schowany nie szkodził jej partii. Pan Marszałek natychmiast wystąpił na konferencji prasowej, by oświadczyć, że nie ma zamiaru być schowanym, znaczy, że ma zamiar być jedynką na bydgoskiej liście.
Swoją drogą jedynka na bydgoskiej liście wcale nie gwarantuje wejścia do parlamentu. Ci wszyscy, którzy wierzą w to, że pan Marszałek jest opatrznościowym mężem powinni się w wybory przenieść do Bydgoszczy, by na pana Marszałka zagłosować. Inaczej pan Marszałek może skończyć jako sołtys Chobielina-Dworu.
Swoją drogą najefektywniejszym sposobem dorżnięcia pisowskiej watahy jest zapisać ją do PO.
Wieczorem trafiłem na Placyk, gdzie integrowałem się z dwoma pracownikami Gazety Polskiej, którzy przyszli tam oglądać płaczących lemingów. Lemindzy nie płakali. Miały na kryzys rządowy – excusez le mot – wyjebane.
Placyk przypomina „Behemota” z 1992 roku. Tylko ludzie jacyś inni. Chyba nikt nie będzie wiedział o co mi chodzi. I to jest zła informacja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz