1. Zakwitł pierwszy ze słoneczników
Bożeny.
Jeszcze w wannie przeczytałem tweeta, w którym
Jarosław Makowski, którego powoli zaczynam wspominać z
rozrzewnieniem, bo jego następcy to już jakaś aberracja [nie do
końca pamiętam, co to słowo znaczy, ale mi tu jakoś pasuje],
poleca
tekst z Wyborczej, w którym dziennikarz załamuje ręce nad
polityką międzynarodową #PAD.
„Ambasadorowie Niemiec i Francji,
czyli nasi najważniejsi partnerzy, od tygodni dobijali się o
spotkanie z Krzysztofem Szczerskim, desygnowanym na odpowiedzialnego
za sprawy międzynarodowe ministrem w Kancelarii Prezydenta.”
Od tygodni. Dobijali się. Nie brzmi to
dobrze. Brzmi źle. Chyba, że człowiek ma świadomość, że to
zdanie jest – bezdyskusyjnie – nieprawdziwe. [Przyszłotygodniowe
spotkanie umówione zostało już dawno, w pierwszym dogodnym dla
panów Ambasadorów terminie].
Tekst ten stawiałby panów
Ambasadorów w niezbyt zręcznej sytuacji. Gdyby nie to, że jest
niemożliwe, iż to oni są źródłem tej informacji.
Że to
raczej wygląda na typowy przykład naszej lokalnej przedwyborczej
nawalanki.
Zły PiS rękami swojego pozbawionego jakichkolwiek
międzynarodowych doświadczeń Prezydenta, zniszczy wspaniałą
pozycję Polski na świecie.
Szkoda tylko, że w tę nawalankę
zaocznie wciągani są przedstawiciele innych państw. „Naszych
najważniejszych partnerów”.
Jakoś tak wyszło, że
„Gazeta Wyborcza” stała się ostatnio kuźnią kadr dla polskiej
dyplomacji. I nie jest to dobra informacja.
Lekkomyślna
polityka zagraniczna. To tytuł tego tekstu.
2. Wyszedłem z wanny, wsiadłem
do SVX-a i pojechałem na Grochów. Odzwyczaiłem się od samochodów
bez klimatyzacji. Na Grochowie zaparkowałem obok śmigłowcowego
lądowiska i – jak to piszą w raportach policjanci – udałem się
na spotkanie Generałem-Profesorem-Dyrektorem. Wiem już, że tytułów
używa się wymiennie zależnie od środowiska, z jakiego zwracający
się pochodzi. W Krakowie tak prosto by nie było.
Było miło.
Nic tak dobrze nie robi grafomanowi jak słuchanie o swoich tekstach.
Zwłaszcza starszych
Po południu pojechałem do Porsche,
żeby odebrać Carrerę dla red. Pertyńskiego, który sam odebrać
jej nie mógł, bo był chyba we Francji. Albo w Bawarii. Albo nie
wiem gdzie.
Carrera 4 GTS. Czerwona. Musiałem czekać z pół
godziny, gdyż była myta po zmianie kół. Cała w poharatanym
lakierze, gdyż ktoś ją okleił i jak odklejano, to częściowo z
powłoką.
Nie jeździłem porsche parę lat. No i przypomniało
mi się, że na Carrerę jestem już za stary. I to na tyle, że
długo nie docierało do mnie dlaczego tylu ludzi się za tym autem
ogląda. Nie, że nie jest ładne, ale na te czasy zupełnie bez
sensu. Bo się tylko chwilę wystarczy zagapić, a już się
balansuje na granicy utraty prawa jazdy. Wystarczą sekundy. Cztery
sekundy.
Jadąc w korku przypomniało mi się, jak jednego kolegą
wiozłem audi R8 na lotnisko. Nie będę teraz tej historii
przypominał, ale może jeszcze kiedyś będzie okazja.
Reasumując
chwile z Carrerą nie dały mi takiej radości, na jaką liczyłem. I
to jest zła informacja, bo nie wiem kiedy będę miał na taką
przyjemność okazję.
3. Pojechaliśmy do ambasadora Mulla
na drugolipcową imprezę z okazji 4. lipca. Tłumy były
nieprzebrane. Do tego skład przedziwny. Pan Ambasador przemawiał
pięknie. Premier Siemioniak – niż oratorsko jednak lepiej sobie
radzi na Twitterze. Był tradycyjny tort. Był też minister
Kamiński, który najpierw błąkał się pod dużym namiotem nie
wzbudzając specjalnego zainteresowania. Nie wyglądał najlepiej. To
musiał być upał, bo raczej nie alkohol. Szklankę z piwem nosił
raczej by zająć czymś ręce. Później przeniósł się do miejsca
koło śmietników, gdzie wolno palić i zazwyczaj grupują się
dziennikarze. Tam przyczepił się chyba do redaktor Wielowieyskiej.
I później nie odstępował jej ani na krok.
Mogę jakoś
zrozumieć zachowanie ministra Kamińskiego. Gdybym wymyślił tak
ryzykowny spin jak druga Grecja, też bym się czuł nieswojo. Nie
trzeba być specjalnym orłem, żeby zacząć się zastanawiać, czy
grecki problem wziął się na pewno z powodu realizacji jakichś
wyborczych obietnic, czy raczej przedwczesnego przystąpienia do
strefy Euro.
A kto ma problem z komunikowaniem swojego stosunku
do wchodzenia do strefy? Raczej nie pani Szydło.
Kogóż
jeszcze widziałem? Prezydent Biedroń wyglądał na niesionego
sukcesem. Pani Ogórek nieco przyszarzała, ale nie będę tego
wiązał ze światłością red. Węglarczyka, z którym przyszła.
Było sporo znanych z twarzy lecz zapomnianych z nazwiska starych
polityków SLD. I stoisko Googla, który zrobił oculusa z tektury.
Znaczy z tektury zrobił coś, w co się wkłada smartfona. Fajna
rzecz, żeby nie to, że nic przez moją wadę wzroku nie widziałem.
Było przyjemnie, choć krótko – ciężko było
porozmawiać ze wszystkimi, z którymi się porozmawiać chciało. Na
koniec udało się zamienić dwa słowa z panem Ambasadorem. No i się
okazało, że jeszcze będzie okazja do tego, żeby się spotkać. I
to jest dobra informacja, bo spotkania z panem Ambasadorem poprawiają
mi nastrój.
Kiedy wracaliśmy do auta Bożenie złamała się
laska. I to jest zła wiadomość, bo to była laska na specjalne
okazje, a takich będzie niedługo kilka.