sobota, 24 października 2015

24 października 2015




1. Dzwonek bezprzewodowy może człowiekowi utrudnić poranek. Dawno temu w redakcji czasopisma „Networld” wyjaśniono mi, że WiFi zawsze będzie gorsze niż kabelek. Bo coś tam. Dzwonek bezprzewodowy potrafi zadzwonić sam z siebie. Furtka niestety nie jest widoczna z żadnego z okien, więc trzeba wystawić głowę na zewnątrz. Czyli się trzeba ubrać. Ubrany byle jak człowiek staje na progu i widzi, że przed furtką nie ma kuriera/listonosza z kupioną na Allegro koroną pieca. Nie ma nikogo. No i zostaje człowiek z tym przedwcześnie rozpoczętym dniem jak Himilsbach z angielskim.

Listonosz płci żeńskiej przyjechał później. Poza koroną przywiózł album o Pałacu Prezydenckim. Wydany za czasów Aleksandra Kwaśniewskiego. Z jednej strony pokazujący Pałac, z drugiej historię prezydentury. Album brzydszy niż ten wydany za czasów Bronisława Komorowskiego. Za to zdecydowanie bardziej sensowny.
No i jest w nim zdjęcie stołu z gabinetu wojskowego. Z intarsją w czołgi, samoloty i okręty (również desantowe). Stół, który państwo Komorowscy kazali wywieźć wstawiając na jego miejsce dość paskudny stół z Lucienia.
Gabinet wojskowy bez mebli stracił sens. I to jest zła informacja.

2. Pojechałem do szklarza. W Świebodzinie na każdym kroku radiowóz. Zresztą przed Świebodzinem też. Idzie nowe. Znaczy jedzie. Szklarz zaszklił. W czynie społecznym poprawił jeszcze kit. Kit w wieku Karola – syna sąsiada Tomka. Istnieje podejrzenie, że okna trzeba malować co jakiś czas. Ten czas wkrótce nadejdzie. I to jest zła informacja.
Byłem w Lidlu. Kupiłem chleb. Znaczy: dwa chleby. Nie było precli. Były za to wielkie gotowane krewetki. Nie kupiłem ich, bo miały strasznie dużo nóg.
Na parkingu chyba Tuareg zablokował TIR-a. TIR wyglądał to majestatycznie, ale miał cienki klakson.

3. Byli pilarze z podnośnikiem. Podocinali poszkodowane lipcową wichurą lipy. Człowiek nie zdaje sobie sprawy ile jest drewna w drzewie. Wszędzie są gałęzie. Z liśćmi, bez liści, cienkie, grube. A lipy wcale nie wyglądają na bardzo ogołocone. Mniej-więcej rok temu udało się nam uporządkować miejsce między domem a zbiornikiem gazu. Dziś znowu jest tam góra drewna. Poprzednim razem sprzątanie trwało dziesięć lat. I to nie jest dobra informacja.

Jest cisza, więc nie napiszę o galerii plakatów, jaka pojawiła się na naszym płocie. Na początku byłem – jak to się mówi – porażony bezczelnością. Przeszło mi. Myślę nawet, że to interesujący sposób na zamknięcie pewnego etapu w historii Polski.

Trawa wyrosła. Prawie nie ma śladu po panach kopaczach kanalizacyjnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz