1. Zasadniczo była jakaś zmiana
czasu. Dzięki telefonom komórkowym nie trzeba przestawiać
zegarków. Ale przez to człowiek nie wie, czy spał dłużej, czy
krócej. Ale z drugiej strony po co mu ta wiedza?
Wstaliśmy, wyjątkowo (Bożena nie
przepada, kiedy są dziewczyny) postanowiliśmy zjeść śniadanie
przed telewizorem. Mieliśmy oglądać jakiś amerykański film
familijny (przez ciszę nie było „Kawy”). Filmu nie było.
Oglądaliśmy więc na Domo „Ucieczkę na wieś”, serię
programów o Brytyjczykach, którzy sprzedają nieruchomość w
Londynie i szukają czegoś, gdzie by mogli spędzić starość. Za
pół miliona funtów. Najpierw było o Szkocji. Bardzo ładnie.
Później wręcz przeciwnie. Też ładnie.
Wyjąłem akumulator z kosiarki,
przestawiłem Suburbana, zapakowałem kominek pożegnałem się z
sąsiadami i ruszyliśmy. (Pomijam czynności, jakie wykonała Bożena
– było ich dużo więcej). Ruszyliśmy dwie godziny później, niż
było w planach. I to jest zła informacja.
2. W nocy ktoś wyciął powieszone na
naszym ogrodzeniu banery kandydatów PiS-u. Zostawił plakat
kandydatki Platformy. Nie sądzę, żeby pani z PO zapłaciła za
bezumowne użycie naszego płotu. Ale to nie jest najważniejszy
problem związany z tą partią.
Jechaliśmy i jechaliśmy. Zdecydowanie
większy ruch był w przeciwną stronę. Udało się dojechać
stosunkowo szybko. Szybciej by było, gdyby od Łodzi były cztery
pasy. Może kiedyś będą.
W beemce przestał działać lewy tylny
migacz. Jechałem więc lewym pasem. I to jest zła informacja, bo
wolę trzymać się prawej strony.
3. Chwilę przed 21 wbiłem się na
Nowogrodzką. Jakoś nie mogłem sobie tego odmówić. Mam wrażenie,
że energia była mniejsza niż po pierwszej turze wyborów
prezydenckich.
Nie zrobiłem sobie selfie z Jackiem Kurskim i to jest zła informacja, bo bożyszcze ćwierćinteligentów nazwało mnie jakiś czas temu „Jackiem Kurskim Pałacu Prezydenckiego”.
Przez jakiś czas tłumaczyłem gratulującym mi ludziom, że akurat z tym sukcesem mam mało wspólnego. W końcu przestałem. Bo to nie o mnie chodziło, tylko o gratulujących ludzi.
Nie zrobiłem sobie selfie z Jackiem Kurskim i to jest zła informacja, bo bożyszcze ćwierćinteligentów nazwało mnie jakiś czas temu „Jackiem Kurskim Pałacu Prezydenckiego”.
Przez jakiś czas tłumaczyłem gratulującym mi ludziom, że akurat z tym sukcesem mam mało wspólnego. W końcu przestałem. Bo to nie o mnie chodziło, tylko o gratulujących ludzi.
Zrobiłem sobie zdjęcie z Tęgim Łbem, ale prosił, żeby nie upubliczniać. Więc tego nie robię – Tęgi Łeb, to teraz będzie jeszcze bardziej ważny człowiek.
Na imprezie 300polityki było niedobre wino. No i poznałem tam Sławomira Nitrasa. Człowieka, dzięki któremu przypomniały mi się komendy sterujące zaprzęgiem.
Fascynujące jest, że właśnie postępowcy modlą się do swojego nieistniejącego boga o wejście Korwina do sejmu.
Na imprezie 300polityki było niedobre wino. No i poznałem tam Sławomira Nitrasa. Człowieka, dzięki któremu przypomniały mi się komendy sterujące zaprzęgiem.
Fascynujące jest, że właśnie postępowcy modlą się do swojego nieistniejącego boga o wejście Korwina do sejmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz