piątek, 11 sierpnia 2017

11 sierpnia 2017




1. W nocy padało, choć się wieczorem wcale na to nie zanosiło. Choć, w związku z tym, że wczoraj w nocy padało, choć się wieczorem wcale na to nie zanosiło, do tego niezanoszenia można było podejść z pewną rezerwą. Nie dość, że padało, to grzmiało i – co przed tym idzie – błyskało.
Błyśnięcie takie o 4:25:57 zapisała kamera monitoringu. W tej samej sekundzie zapisała również brak błyśnięcia. I to jest zła informacja, bo wydawać się mogło, że błyśnięcie trwa przynajmniej chwilę.

2. Dziewczyny rozpoczęły proces sprzątania drugiego piętra. Asystowałem Michałowi w rozwaleniu rusztowania, jakie od dobrych ośmiu lat zajmowało tam dobre dwadzieścia procent powierzchni. Nie należę do tej, wielkiej grupy, której członkom rozwalanie sprawia jakąś specjalną satysfakcję.
Później kosiłem. Kosiłem aż razem z paskiem spadła sprężyna ten pasek napinająca. Nie wiadomo jakim sposobem udało mi się tę spadniętą sprężynę skosić. I skoszona sprężyna się trochę przekosiła.
Grafomania moja najwyraźniej narasta. I to jest zła informacja.

3. Obraziłem się na kosiarkę i zabrałem się za kosę. Dwa dni temu zgubiłem jej obudowę filtra powietrza. Odpalanie jest łatwiejsze, ale obawiam się, że bez filtra powietrza silnik rychlej zakończy swój i tak, jak na sprzęt za złotych trzysta zadziwiająco długi żywot.
Z rzeczy, za złotych chyba trzysta – zaniemogła krajzega. Mimo świadomości tego, że należy chronić język przed germańskimi makaronizmami używam tej nazwy, bo przecież nie będę pisał „stołowa piła tarczowa z napędem elektrycznym”. W każdym razie – zaniemogła. Prąd wychodzi w stronę silnika i nic z tego nie wynika.
Wypatrzyłem na OLX pana, który w okolicy krajzegę sprzedawał. Porozmawialiśmy chwilę przez telefon. Piła odziedziczona. Na siłę. On siły nie ma. Wcześniej pożyczał od sąsiada. Teraz kupił piłę na 220. Stara mu zawadza. Działa świetnie, choć stara. I można by wymienić pasek.
Pojechaliśmy do Starego Dworu. Pan mieszkał koło kościoła. Kiedy wysiadłem z samochodu – śpiewano „Boże coś Polskę”. Przypomniało mi się, jak 10 listopada 2015, w Katedrze odśpiewano „pobłogosław Panie”. Historyczne doświadczenie.
Pana nie było. Był jego syn i syna wuj. I pies. Sympatyczny z lekkim ADHD. Krajzega trochę wrosła w grunt. Viribus unitis udało się ją wepchnąć do auta. 
W Rokitnicy zawlekliśmy ją pod siłowe gniazdo sąsiada Gienka. Natychmiast wywaliła stopki. Istniało podejrzenia, że winę za to ponosi woda w gniazdku. Szybko udało się je rozwiać. Krajzega wywala stopki i już. I to jest zła informacja.
Sąsiad Tomek, który przez cały czas się wyzłośliwiał, opowiedział historię o edukacji.
Sąsiad Tomek jest biznesmenem w branży spawalniczo-metalowej. Firma mu się rozwija. Nie może znaleźć ludzi do roboty. Wymyślił więc, że pójdzie do szkoły, której jest absolwentem, a konkretnie do szefa warsztatów, żeby się dowiedzieć, czy któryś z uczniów rokuje, bo chętnie by takiego rokującego zatrudnił i zapłacił mu bardzo poważne pieniądze. Spawacz może zarobić wielokrotność płacy praktykanta w gazeta.pl. Do tego na legalu, nie żadnej śmieciówce.
Plan prosty: uczeń zobaczy, że praca na niego czeka, więc się będzie pilniej uczył. Niestety okazało się, że nierealizowalny. Samorząd, który nad tą szkołą ma pieczę, postanowił, że raczej będzie inwestował w szkoły średnie, bo zawodowa nie jest odpowiednio nowoczesna. Szkoły średnie z kierunkiem np. hotelarstwo.
Świebodzin jest jednym z kilku miejsc na świecie, gdzie produkuje się do bardzo dawna kotły próżniowe [cokolwiek to znaczy]. Miejsc pracy dla spawaczy jest zdecydowanie więcej niż dla absolwentów hotelarstwa. Ale hotelarstwo brzmi tak europejsko.
Wieczorem oglądaliśmy „Dwie wieże”. Moją ulubioną sceną jest powrót do zdrowia króla Teodena. Mam wrażenie, że w pierwszym numerze tygodnika „Do rzeczy” był tekst o tym, że Polacy są jak hobbici. Głupi tekst. Nie są. Polska bardziej przypomina Rohan. Widać to jak na dłoni. Wystarczy obejrzeć „Władcę pierścieni” ze dwadzieścia razy.  

2 komentarze: