1. Najpierw było Woronicza 17. Pani dr
dwojga nazwisk Fedyszak-Radziejowska wyraźnie uciekała peletonowi,
co chyba przeszkadzało prowadzącemu, bo niespecjalnie dopuszczał
ją do głosu. Później była podróbka Kawy na ławę. Zupełnie
zapomniałem, czy było tam coś interesującego. Na koniec Loża
prasowa, w której red. Semka siłą spokoju dawał odpór pani z
Polityki, która po latach dziennikarskiej kariery zamiast rzucić
wszystko i pojechać w Bieszczady, zaczęła się dziwnie ubierać i
działać w ramach Obywateli RP. Red. Semka spokojny był jak skała.
Imię najwyraźniej obliguje.
Muszę z kapelanem pogadać, czy da się dać na mszę, by Stwórcę błagać o to, by mnie na stare lata rozumu tak zupełnie nie pozbawiał, bo to nieprzyjemny widok. Zwłaszcza, jak się ma medialne kontakty i do tych mediów można łazić.
Przez to oglądanie telewizji informacyjnych jakoś słabo zjadłem śniadanie. I to jest zła informacja, bo jak publikuje w mediach społecznościowych dyr. Zydel – śniadanie to podstawa.
2. Pogoda była trochę niewyraźna. Do tego niedziela, więc nie wypadało krajzegować. Żeby nie było, że nic nie robimy zaczęliśmy trochę z Michałem sprzątać drugie piętro. Była tam kolekcja drzwi byle jakich z połowy lat siedemdziesiątych. Drzwi, które właściwie nadawały się do tego, żeby je pociąć krajzegą. Nie chciało się nam ich znosić po schodach, więc z dużą radością i zachowaniem bezpieczeństwa wyrzucaliśmy je przez okno. Znaczy Michał defenestrował. Ja pilnowałem, żeby wszystkie oglądające drzwi lot dzieci, były w odpowiedniej od miejsca upadku odległości. W dzieciństwie mieszkaliśmy na ósmym piętrze bloku na Piaskach Wielkich. Brat mój mając lat chyba z pięć wytargał na ósme piętro dźwigowy hak, który gdzieś znalazł. Przytargał, by wyrzucić przez balkon i zobaczyć co się stanie. [Michał zaraz zaprotestuje, że to projekcja: że to ja zrobiłem]. Hak wbił się w ziemię na głębokość około dziesięciu centymetrów.
Drzwi się nie wbijały. Się fragmentowały. Mniej lub bardziej.
Swoją drogą przez te 12 lat nazbierało się tyle niepotrzebnych rzeczy, że by należało wynająć tzw. kontener. I to jest zła informacja, bo nie bardzo wiem jak się to teraz robi.
3. Przeprowadziliśmy test kupionego przez Bożenę grilla. Zdał egzamin.
Sąsiad Gienek usłyszał od swojego szwagra, że w Niesulicach ponoć stoi robakomat. Robaki towar deficytowy. Nikt już sobie nie kopie. Wszyscy jeżdżą albo do Mrówki, albo do śp. Rzepki. Albo na Orlen przy starej dwójce, gdzie ponoć też są. Jakże ja się cieszę, że uchroniony zostałem przed natręctwem polegającym na konieczności patrzenia na spławik. Ale robakomat warto zobaczyć. Chyba, że to legenda miejska. Choć wtedy jeszcze bardziej by było warto to zobaczyć.
W każdym razie przez cały dzień chodziłem podminowany. Jakże ja nie lubię wracać do Warszawy. I to jest zła informacja.
Muszę z kapelanem pogadać, czy da się dać na mszę, by Stwórcę błagać o to, by mnie na stare lata rozumu tak zupełnie nie pozbawiał, bo to nieprzyjemny widok. Zwłaszcza, jak się ma medialne kontakty i do tych mediów można łazić.
Przez to oglądanie telewizji informacyjnych jakoś słabo zjadłem śniadanie. I to jest zła informacja, bo jak publikuje w mediach społecznościowych dyr. Zydel – śniadanie to podstawa.
2. Pogoda była trochę niewyraźna. Do tego niedziela, więc nie wypadało krajzegować. Żeby nie było, że nic nie robimy zaczęliśmy trochę z Michałem sprzątać drugie piętro. Była tam kolekcja drzwi byle jakich z połowy lat siedemdziesiątych. Drzwi, które właściwie nadawały się do tego, żeby je pociąć krajzegą. Nie chciało się nam ich znosić po schodach, więc z dużą radością i zachowaniem bezpieczeństwa wyrzucaliśmy je przez okno. Znaczy Michał defenestrował. Ja pilnowałem, żeby wszystkie oglądające drzwi lot dzieci, były w odpowiedniej od miejsca upadku odległości. W dzieciństwie mieszkaliśmy na ósmym piętrze bloku na Piaskach Wielkich. Brat mój mając lat chyba z pięć wytargał na ósme piętro dźwigowy hak, który gdzieś znalazł. Przytargał, by wyrzucić przez balkon i zobaczyć co się stanie. [Michał zaraz zaprotestuje, że to projekcja: że to ja zrobiłem]. Hak wbił się w ziemię na głębokość około dziesięciu centymetrów.
Drzwi się nie wbijały. Się fragmentowały. Mniej lub bardziej.
Swoją drogą przez te 12 lat nazbierało się tyle niepotrzebnych rzeczy, że by należało wynająć tzw. kontener. I to jest zła informacja, bo nie bardzo wiem jak się to teraz robi.
3. Przeprowadziliśmy test kupionego przez Bożenę grilla. Zdał egzamin.
Sąsiad Gienek usłyszał od swojego szwagra, że w Niesulicach ponoć stoi robakomat. Robaki towar deficytowy. Nikt już sobie nie kopie. Wszyscy jeżdżą albo do Mrówki, albo do śp. Rzepki. Albo na Orlen przy starej dwójce, gdzie ponoć też są. Jakże ja się cieszę, że uchroniony zostałem przed natręctwem polegającym na konieczności patrzenia na spławik. Ale robakomat warto zobaczyć. Chyba, że to legenda miejska. Choć wtedy jeszcze bardziej by było warto to zobaczyć.
W każdym razie przez cały dzień chodziłem podminowany. Jakże ja nie lubię wracać do Warszawy. I to jest zła informacja.
To, że śniadanie to podstawa wbił do głów ludności świata amerykański producent płatków śniadaniowych - firma Kelogg.
OdpowiedzUsuń