1. Miejscem roweru jest piwnica. Nie mogłem
wstać, gdyż bolały mnie mięśnie. Te, o których istnieniu
zdążyłem zapomnieć. A to było tylko 16 kilometrów.
Coś mi się wiesza Press Service. I to jest zła informacja, bo poranne prasówki weszły mi w krew. Przeczytałem tekst red. Krzymowskiego o pani Premier. Śmieszny.
Nie rozumiem dlaczego red. Krzymowski ze swoim niezaprzeczalnym talentem nie zajmuje się tworzeniem powieści political fiction. Pieniądze większe. Stres mniejszy. Mogłyby być nawet te powieści oparte na motywach jego tekstów z tygodnika na N.
2. Z pomocą brata odpaliłem kosę. Wykosiłem trochę. Zgasła. Z bólem odpaliła. Zgasła. Michał wykręcił świecę. Nie wyglądała zbyt dobrze. Pojawił się pretekst by zawiesić próby koszenia i pojechać do Świebodzina.
Najpierw pojechaliśmy na targ nazywany rynkiem. Rynek w Świebodzinie jest placem Jana Pawła II i stoi na nim ławeczka z brązowym Niemenem.
Później do „Atelier u Iwonki”. W budynku dworca kolejowego jest sklep z przywożonymi z Niemiec śmieciami. Interes prowadzi bardzo miłe małżeństwo. Udało się nam pozyskać tam kilka perełek. Na przykład dość porządny gramofon firmy Perpetuum-Ebner za jedyne pięć dych. Gramofon odtwarzający również z prędkością 78 obrotów na minutę, a nie wiadomo skąd miałem dwie płyty z ariami z lat trzydziestych.
Torbę na garnitur nazywaną przez oficerów [bardziej w angielskim tego słowa znaczeniu] likwidowanego Biura Ochrony Rządu – szafą. Za jedyne trzydzieści złotych. Była ze mną w Gruzji. Nie do końca zdała egzamin, gdyż nie zapiąłem uchwytu na wieszaki i wszystko się pomięło.
Firma Perpetuum-Ebner przestała istnieć rok przed moim urodzeniem. Znaczy nie tyle znikła, co została wchłonięta przez Dual.
Kupiłem też za jakieś grosze komplet urządzeń firmy Devolo umożliwiający zsieciowanie domu przez przewody z prądem. Fachowcy się na to krzywią, a mi działa.
Firma Perpetuum-Ebner siedzibę miała w St. Georgen im Schwarzwald. Mam wrażenie, że przejeżdżałem lat temu kilka przez to miasteczko w czasie objeżdżania Cayenne GTS. Bardzo to przyjemny był wyjazd. Zwiedziliśmy muzeum Porsche w Stuttgarcie, dzięki czemu z czystym sumieniem mogę powtarzać za redaktorem Pertyńskim, że wszystko w motoryzacji zostało wymyślone wiek temu. [Wszystko, poza elektroniką, lepszymi materiałami i smarowaniem].
Bożena zazwyczaj kupuje u Iwonki ceramikę. Tym razem kupiliśmy stół. Okrągły. Z marmurowym blatem, więc zupełnie niepodobny.
Później pojechaliśmy do Mrówki, gdzie wśród sześciu rodzajów zapłonowych świec nie było takiej jak trzeba.
Z Mrówki do Grene, gdzie świec nie było wcale.
Z Grene do Stihla. W Stihlu świece były. Pan przede mną też po świecę przyjechał. Kiedy przyszło co do czego, się okazało, że zapomniał wziąć starej. Zrobił jej, co prawda zdjęcie, ale w sposób taki, że nie było widać gwintu. Metodą dedukcji sprzedawca wybrał najbardziej prawdopodobną.
–Jeżeli nie będzie pasować, będę mógł zwrócić? – zapytał klient.
–Tak, ale niech pan przywiezie też starą – odpowiedział sprzedawca.
–A Pile świecę starą, nie pańską starą – dodał.
Świeca kosztowała siedemnaście złotych. Moja też siedemnaście.
–Wszystko u pana kosztuje siedemnaście złotych – zapytałem.
–Tak, to taki sklep. Wszystko za siedemnaście – odpowiedział.
Na parkingu przed Biedronką dopadła mnie informacja, że 15 VIII nie będzie generalskich nominacji. Cóż, jak napisał kiedyś red. Skwieciński: „Nie jest mądrze doprowadzać do desperacji kogoś, kto może wywrócić stolik”.
Zaczęli dzwonić do mnie przedstawiciele mediów. Wśród nich jedna Gwiazda. Po paru minutach rozmowy z Gwiazdą dotarło do mnie, że rzeczona Gwiazda ni w ząb nie rozumie, co do niej mówię. Nie rozumie, ale mimo to stworzy z tego jakiś przekaz. Zupełnie oderwany od rzeczywistości. I to jest zła informacja.
W Lidlu promocja tego ich podstawowego piwa. Kupujesz 18 butelek – płacisz za 12. „Słuchajcie, to jest butelka, z siedemnastego wieku, do której dziedzic nalewał wódkę. I rozpijał tą wódką pańszczyźnianych chłopów.” Tym razem się nie uda. Poza mną chyba nikt nie pije lidlowego Perlenbachera, bo to jednak sikacz.
3. Kosą z nową świecą odpaliła. Zacząłem kosić. Nie pokosiłem zbyt długo, bo kolega dyrektor Marcin przysłał mi zdjęcie stojącej przy A2 tablicy „Świebodzin zaprasza”.
Poszedłem w ślady Świebodzina i też zaprosiłem. Przyjechali [Marcin z żoną i synem]. Zwiedzili posiadłość. Kolega dyrektor Marcin skomentował, że Iwaszkiewiczowski klimat. Nie napiszę, co odpowiedziałem. I to jest zła informacja, bo autocenzura świadczy o słabości charakteru.
Pojechali, choć syn jednorocznoisiedmiomiesięczny nie chciał zejść z kosiarki. Za jakieś siedem lat może być z niego pożytek – nogi dosięgną do pedałów.
Pojechali nad morze. Może wpadną, kiedy będą wracać. Mnie nie będzie, bo to będzie piętnasty. Ponoć pierwszy taki piętnasty od czasu, kiedy Święto Wojska Polskiego przestano świętować swoje święto w rocznicę bitwy pod Lenino.
Coś mi się wiesza Press Service. I to jest zła informacja, bo poranne prasówki weszły mi w krew. Przeczytałem tekst red. Krzymowskiego o pani Premier. Śmieszny.
Nie rozumiem dlaczego red. Krzymowski ze swoim niezaprzeczalnym talentem nie zajmuje się tworzeniem powieści political fiction. Pieniądze większe. Stres mniejszy. Mogłyby być nawet te powieści oparte na motywach jego tekstów z tygodnika na N.
2. Z pomocą brata odpaliłem kosę. Wykosiłem trochę. Zgasła. Z bólem odpaliła. Zgasła. Michał wykręcił świecę. Nie wyglądała zbyt dobrze. Pojawił się pretekst by zawiesić próby koszenia i pojechać do Świebodzina.
Najpierw pojechaliśmy na targ nazywany rynkiem. Rynek w Świebodzinie jest placem Jana Pawła II i stoi na nim ławeczka z brązowym Niemenem.
Później do „Atelier u Iwonki”. W budynku dworca kolejowego jest sklep z przywożonymi z Niemiec śmieciami. Interes prowadzi bardzo miłe małżeństwo. Udało się nam pozyskać tam kilka perełek. Na przykład dość porządny gramofon firmy Perpetuum-Ebner za jedyne pięć dych. Gramofon odtwarzający również z prędkością 78 obrotów na minutę, a nie wiadomo skąd miałem dwie płyty z ariami z lat trzydziestych.
Torbę na garnitur nazywaną przez oficerów [bardziej w angielskim tego słowa znaczeniu] likwidowanego Biura Ochrony Rządu – szafą. Za jedyne trzydzieści złotych. Była ze mną w Gruzji. Nie do końca zdała egzamin, gdyż nie zapiąłem uchwytu na wieszaki i wszystko się pomięło.
Firma Perpetuum-Ebner przestała istnieć rok przed moim urodzeniem. Znaczy nie tyle znikła, co została wchłonięta przez Dual.
Kupiłem też za jakieś grosze komplet urządzeń firmy Devolo umożliwiający zsieciowanie domu przez przewody z prądem. Fachowcy się na to krzywią, a mi działa.
Firma Perpetuum-Ebner siedzibę miała w St. Georgen im Schwarzwald. Mam wrażenie, że przejeżdżałem lat temu kilka przez to miasteczko w czasie objeżdżania Cayenne GTS. Bardzo to przyjemny był wyjazd. Zwiedziliśmy muzeum Porsche w Stuttgarcie, dzięki czemu z czystym sumieniem mogę powtarzać za redaktorem Pertyńskim, że wszystko w motoryzacji zostało wymyślone wiek temu. [Wszystko, poza elektroniką, lepszymi materiałami i smarowaniem].
Bożena zazwyczaj kupuje u Iwonki ceramikę. Tym razem kupiliśmy stół. Okrągły. Z marmurowym blatem, więc zupełnie niepodobny.
Później pojechaliśmy do Mrówki, gdzie wśród sześciu rodzajów zapłonowych świec nie było takiej jak trzeba.
Z Mrówki do Grene, gdzie świec nie było wcale.
Z Grene do Stihla. W Stihlu świece były. Pan przede mną też po świecę przyjechał. Kiedy przyszło co do czego, się okazało, że zapomniał wziąć starej. Zrobił jej, co prawda zdjęcie, ale w sposób taki, że nie było widać gwintu. Metodą dedukcji sprzedawca wybrał najbardziej prawdopodobną.
–Jeżeli nie będzie pasować, będę mógł zwrócić? – zapytał klient.
–Tak, ale niech pan przywiezie też starą – odpowiedział sprzedawca.
–A Pile świecę starą, nie pańską starą – dodał.
Świeca kosztowała siedemnaście złotych. Moja też siedemnaście.
–Wszystko u pana kosztuje siedemnaście złotych – zapytałem.
–Tak, to taki sklep. Wszystko za siedemnaście – odpowiedział.
Na parkingu przed Biedronką dopadła mnie informacja, że 15 VIII nie będzie generalskich nominacji. Cóż, jak napisał kiedyś red. Skwieciński: „Nie jest mądrze doprowadzać do desperacji kogoś, kto może wywrócić stolik”.
Zaczęli dzwonić do mnie przedstawiciele mediów. Wśród nich jedna Gwiazda. Po paru minutach rozmowy z Gwiazdą dotarło do mnie, że rzeczona Gwiazda ni w ząb nie rozumie, co do niej mówię. Nie rozumie, ale mimo to stworzy z tego jakiś przekaz. Zupełnie oderwany od rzeczywistości. I to jest zła informacja.
W Lidlu promocja tego ich podstawowego piwa. Kupujesz 18 butelek – płacisz za 12. „Słuchajcie, to jest butelka, z siedemnastego wieku, do której dziedzic nalewał wódkę. I rozpijał tą wódką pańszczyźnianych chłopów.” Tym razem się nie uda. Poza mną chyba nikt nie pije lidlowego Perlenbachera, bo to jednak sikacz.
3. Kosą z nową świecą odpaliła. Zacząłem kosić. Nie pokosiłem zbyt długo, bo kolega dyrektor Marcin przysłał mi zdjęcie stojącej przy A2 tablicy „Świebodzin zaprasza”.
Poszedłem w ślady Świebodzina i też zaprosiłem. Przyjechali [Marcin z żoną i synem]. Zwiedzili posiadłość. Kolega dyrektor Marcin skomentował, że Iwaszkiewiczowski klimat. Nie napiszę, co odpowiedziałem. I to jest zła informacja, bo autocenzura świadczy o słabości charakteru.
Pojechali, choć syn jednorocznoisiedmiomiesięczny nie chciał zejść z kosiarki. Za jakieś siedem lat może być z niego pożytek – nogi dosięgną do pedałów.
Pojechali nad morze. Może wpadną, kiedy będą wracać. Mnie nie będzie, bo to będzie piętnasty. Ponoć pierwszy taki piętnasty od czasu, kiedy Święto Wojska Polskiego przestano świętować swoje święto w rocznicę bitwy pod Lenino.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz