1. Od rana nie czułem się najlepiej. I to jest zła informacja. To musiały być zmiany ciśnienia. Bo i cóż innego?
2. Zadzwoniłem do kolegi mojego do Ameryki, żeby się dowiedzieć jak tam jest. Zobaczyłem go w telewizorze, jak stoi przy hotelu do którego rok temu przyjeżdżałem hulajnogą na piwo. Wyjaśnił, że w miastach rządzonych przez republikanów jest spokój. W miastach rządzonych przez demokratów – nie. Nasza kampania wyborcza przy amerykańskiej to jednak mały pikuś. U nas opozycyjni włodarze mówią, że nie przeprowadzą wyborów, tam zabraniają policji przeciwdziałać plądrowaniu sklepów, albo każą opuścić posterunki. Złą informacją jest, że jeśli awantury w Ameryce potrwają jeszcze trochę, to znajdą się ludzie chcący przenieść je i do nas.
3. Długo byłem dumny z tego, że noga moja nie postała w zrekonstruowanych Koszykach. W końcu dałem się namówić. Dwa lata temu. No i znowu w końcu się dałem namówić. (Wizyty w spożywczaku się nie liczą). Siedzieliśmy na zewnątrz przyjmując destylat Freda Noe. Ruch jak na Marszałkowskiej. W pewnym momencie przetoczył się Marcin Meller. Wyściskał mnie, jakby się cieszył na mój widok. Próbowałem mu powiedzieć, że lubię czytać jego felietony. Niestety nasze stany były niekompatybilne. I to jest zła informacja. Naprawdę lubię je czytać.
2. Zadzwoniłem do kolegi mojego do Ameryki, żeby się dowiedzieć jak tam jest. Zobaczyłem go w telewizorze, jak stoi przy hotelu do którego rok temu przyjeżdżałem hulajnogą na piwo. Wyjaśnił, że w miastach rządzonych przez republikanów jest spokój. W miastach rządzonych przez demokratów – nie. Nasza kampania wyborcza przy amerykańskiej to jednak mały pikuś. U nas opozycyjni włodarze mówią, że nie przeprowadzą wyborów, tam zabraniają policji przeciwdziałać plądrowaniu sklepów, albo każą opuścić posterunki. Złą informacją jest, że jeśli awantury w Ameryce potrwają jeszcze trochę, to znajdą się ludzie chcący przenieść je i do nas.
3. Długo byłem dumny z tego, że noga moja nie postała w zrekonstruowanych Koszykach. W końcu dałem się namówić. Dwa lata temu. No i znowu w końcu się dałem namówić. (Wizyty w spożywczaku się nie liczą). Siedzieliśmy na zewnątrz przyjmując destylat Freda Noe. Ruch jak na Marszałkowskiej. W pewnym momencie przetoczył się Marcin Meller. Wyściskał mnie, jakby się cieszył na mój widok. Próbowałem mu powiedzieć, że lubię czytać jego felietony. Niestety nasze stany były niekompatybilne. I to jest zła informacja. Naprawdę lubię je czytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz