1. Mamy w domu bezobjawową mysz. Normalnie myszy zostawiają ślady. Gryzą co popadnie. Dobierają się do zapasów. Z tym dałoby się jakoś żyć. Większym problemem jest to, że – excuse le mot – srają. Srają kiedy idą, srają, kiedy stoją, srają kiedy gryzą, srają kiedy jedzą, no i srają kiedy srają.
Zwykłe myszy.
Z myszą bezobjawową jest tak, że nie dość, że nie wykazuje determinacji w próbach dostania się do szafek z jedzeniem, to jeszcze nie widać specjalnych śladów tego, że sra. No i właśnie taką mysz mamy.
O tym, że istnieje – świadczyły rzadkie z nią spotkania. Tu gdzieś wystawiła łeb, tam gdzieś przemknęła. W końcu dała się poznać jako wielbicielka zmywarki. Nie jest to pierwsza mysz, która miała tę słabość. Poprzednia przypłaciła ją życiem. I to jest zła informacja. Teraz przed każdym puszczeniem zmywarki muszę sprawdzać, czy ta nowa, bezobjawowa na pewno zdążyła czmychnąć.
2. Być może, na bezobjawowość myszy ma jakiś wpływ istnienie kota. Kot objawił się w józkowej soi. W wakacje. Nie jest typowym przedstawicielem lokalnych kotów podwórkowych – jest cały biały. Z niebieskimi oczami. Znaczy biały jest tylko wtedy, gdy się dokładnie umyje. Niedomyty robi się nieco żółtawy.
Kot miał mieć na imię Edek. Zaprotestowali sąsiedzi. Zastał więc Konstantym, a dokładniej – Kociem. Kocio jest zupełnie inny niż nasze poprzednie koty. Przede wszystkim śpi. A jak śpi, to robi to z tak dużym zaangażowaniem, że właściwie by go można było ukraść. W końcu wstaje i żąda by go wypuścić za zewnątrz. Zwykle jest już po dwudziestej pierwszej. W drzwiach stacza walkę ze sobą – wszystko w nim protestuje przeciw wychodzeniu na chłód – ale w końcu znika na kilka (w porywach i dziesięć) kwadransów. Wraca zwykle brudny. Czasem ze śladami przebytych walk. W nocy jednak nie wszystkie koty są czarne. I to jest zła informacja.
3. Kocio leży teraz w kupie papierów, w które owinięta była karafka w kształcie ryby. Radziecka karafka. Z Allegro. Kupiłem ją razem ze świebodzińskim Chrystusem, który nie dość, że brzydki okazał się jeszcze do tego mały. Kupiłem też nieco poobijaną tackę upamiętniającą Royal Wedding z 1981 roku. I kilka peerelowskich odznaczeń, które mam zamiar wręczać kolegom, gdy tylko będą odpowiednie okazje.
Tacka upamiętniająca Royal Wedding z 1981 roku przypomina o tym, że jeszcze nie obejrzeliśmy czwartej serii „The Crown”. Nie chcę oglądać dwóch seriali naraz, a teraz męczymy „The Americans”. Kończymy piątą serię. Więc przed nami jest szósta. I to jest zła informacja.
Kot na początku naszej znajomości łapał myszy. Łapał, przynosił i zjadał. W całości. Czasem zostawiał centymetrowy kawałek ogona. Później przestał przynosić.
Myszą bezobjawową zainteresowany jest w bardzo ograniczony sposób. Może to i dobrze, bo gdyby jej zabrakło, na jej miejscu mogłaby się pojawić mysz z pełnym spektrum objawów.
bardzo...:)))
OdpowiedzUsuń