1. Wciąż Warszawa. Zaśnieżona. Wstałem za późno, gdyż położyłem się za późno spać. Nie zjadłem więc śniadania. I to jest zła informacja. Kiedy poprzednim razem nie zjadłem śniadania – o włos źle się to nie skończyło. Oj, bardzo źle.
Odbyłem serię spotkań i znowu, dzień skończył się przed czasem. Ledwo zdążyłem do zoologicznego przy Hożej, żeby kupić Kociowi jedzenie, które mu kiedyś smakowało.
Beirut/Kraken do hamburgera z tuńczykiem dodaje frytki z batatów. Właśnie się dowiedziałem, że batat to tak naprawdę wilec ziemniaczany.
Cóż, nazwa: frytki z wilców – nie brzmi najlepiej marketingowo.
Wilec ziemniaczany to jakiś kuzyn naszego powoju.
Na Krakowskim Przedmieściu i Nowym Świecie – króluje grzaniec. Osobiście nie jestem wielbicielem. Kojarzy mi się z kacem. W punktach sprzedaży tłum się kłębi. Przy Domu Bez Kantów wystawiono nawet stoliki z gazowymi ogrzewaczami.
W Świebodzinie w poniedziałek zdejmowano z latarni świąteczne iluminacje. Warszawa wciąż świętuje. Bogatemu wszystko wolno.
2. Skończyła się bateria w dzwonku do drzwi. Wyszedłem kupić baterie AAA. Mam wrażenie, że kiedyś takich baterii nie było. Nie pamiętam jak się nazywały w wersji z literą R. AA to były R6. Grubsze, do radia Major, które stało w kuchni, to były R14. Z bateriami bywało krucho, kiedy się kończyły, radio zaczynało – excuse le mot – pierdzieć. Wtedy wkładało się je na chwilę do piekarnika i działały przez parę dni dłużej. Radio Major na stole w kuchni. Trójka – rano, Głos Ameryki – wieczorem. Pełen pluralizm.
Baterie AAA kupiłem w Carrefourze przy Hożej. Naprzeciwko sklepu stał kontener pełny dębowego, świeżo zerwanego parkietu. Parkietu nie klejonego po warszawsku jakąś smołą, tylko przybijanego gwoźdźmi. Jak w Krakowie. Parkietu, który jeżeli się zniszczy, jeżeli się już nie da przecyklinować, można zdjąć, odwrócić i jeszcze raz ułożyć. Przeżył taki parkiet wojną, komunę, trzydzieści lat wolnej Polski, w końcu ktoś postanowił go wymienić. Ciekawe na co. Może na hiszpańskie (czy włoskie?) płytki, jak u nas w kamienicy.
Gdybym miał duże auto, to bym podjechał naładował tego parkietu po dach, mimo iż zrywany był barbarzyńsko – coś by można z niego zrobić. Złą informacją jest, że nie mam dużego auta.
3. Osiem lat temu zmarł Marek Eminowicz mój również nauczyciel historii z liceum. Przypominał mi się ostatnio, przy słuchaniu Jasienicy. (Słuchamy audiobooków przed snem). Odkryłem, że Stary (ja nie nie jestem z grupy, która go nazywała Eminem) często mówił Jasienicą.
Kiedy dziś zauważyłem, że to już osiem lat – przypomniał mi się pogrzeb. Salwa honorowa. I dwie starsze panie – najwyraźniej emerytowane nauczycielki, które tę salwę skomentowały: „nawet po śmierci nie ma wstydu”.
Coś w tym jest. Stary raczej nie miał wstydu. Ale naprawdę nikomu rozsądnemu to nie przeszkadzało. Dziś niestety byłoby inaczej. I to jest zła informacja.
czwartek, 14 stycznia 2021
13 stycznia 2021
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz