1. Agata Adamek z Piechą. W tej kolejności, bo mam wrażenie, że Agata mówiła więcej. Zażądała dymisji Dworczyka i jeszcze kogoś więcej. Może premiera? Zawsze, kiedy pada słowo „dymisja” przed oczami staje mi Bogdan Klich.
Wciąż wybierany przez krakowian do Senatu.
Agata najwyraźniej była rzecznikiem tej grupy widzów TVN24, która zapisawszy się na kwietniowy termin policzyła, kiedy może być druga dawka, po czym szybko zarezerwowała naprawdę fajną wycieczkę w naprawdę promocyjnej cenie. No i teraz nie wiadomo, co z wycieczką. A przecież tak dawno nie wyjeżdżaliśmy.
2. W Graffiti człowiek o najdłuższej wizytówce w Polsce: prof. dr hab. gen. dyw. n. med. Grzegorz Gielerak. Przed awansem miał literkę więcej. Generał z rezerwą podszedł sygnałów końca trzeciej fali. Bardziej prawdopodobne wydało mu się 40 tys. nowych zakażonych dziennie. O ile dobrze liczę – ma pod sobą dwa szpitale tymczasowe, więc chyba wie, co mówi.
Mazurek zwykle przed Świętami rozmawia z duchownym. Tym razem był psychiatra. Profesor. Powiedział, że liczba samobójstw spada. Że jeżeli młodzi ludzie się targają na swoje życie – wynika to raczej z choroby niż niezrozumienia przez świat. Trochę powyśmiewał rankingi na najszczęśliwszy kraj na świecie. No i wyjaśnił Mazurkowi, że wciąż się stosuje elektrowstrząsy. Leczy się nimi na przykład ciężką depresję. Być może Finlandia wygrywa ranking na najszczęśliwszy kraj, gdyż Finowie boją się elektrowstrząsów.
3. Pojechaliśmy odebrać blat. Bożena postanowiła zapgrejdować ikeowski stolik sprzed telewizora – wymieniając nieco sfatygowany blat z płyty, na marmurowy. Wsparliśmy lokalnych przedsiębiorców. Lokalnych, choć nie okolicznych, bo spod Gorzowa. Z Łupowa, między Bogdańcem a Gorzowem. Żeby nie jechać znowu eską wybrałem drogę przez Torzym i Sulęcin. Później wzdłuż Warty do mostu w Świerkocinie. Kiedy tydzień temu sprawdzałem na googlowej mapie – most był zamknięty. Dziś – nie. Tyle, że za mostem droga świeciła się na czerwono. Znaczy – korek. Blat mieliśmy odebrać przed 16. Spacerowo dojechaliśmy do mostu, oglądając nadwarciańskie krajobrazy. Bardzo urokliwe. Dojechaliśmy o 15. No i się okazało, że most jest zamknięty. Można przejść pieszo, co nas nie za bardzo urządzało. Przed mostem stało mnóstwo samochodów. Najwyraźniej okoliczna ludność dojeżdżała do mostu, porzucała wozy, pieszo się udawała na prawy brzeg i stamtąd jakoś kontynuowała podróż. Dla sztucznej inteligencji Googla pieszy ruch właścicieli telefonów był kontynuacją jazdy. Tylko wolniej. Stąd korek. A skoro można jechać – to most nie jest zamknięty. Nam została godzina i sześćdziesiąt kilometrów, bo następny most był w Kostrzynie. Nad Odrą. Kostrzyn nad Odrą. Most nad Wartą. Spóźniliśmy się tylko pięć minut. Właścicielka – człowiek, u którego zamawialiśmy blat tytułował ją mamusią – odesłała pracowników do domów – nie dość, że piątek, to jeszcze Wielki. Musiałem więc blat władować sam do auta. Lekko nie było.
Za to blat na stoliku wygląda świetnie.
Kocio wciąż jest domowym kotem. Zaczęliśmy oglądać czwartą serię „Fargo”. Jak na razie dobrze się zapowiada.
Wspomniana mapa potrafi niedorobionego kierowcę (czytaj mnie ) posłac 10 kilometrów w las (pod Nidzicą) aby tam zawrócił bo jest wygodne do tego skrzyżowanie, albo w drodze na Gąbin spod Szczecina i dalej, aż spod Bydgoszczy kierować na A2 pod Poznań bo "czas jazdy krótszu o 5 minut" i nie wspomina, że drozszy o 70 zł. Ostatnio urwany wspornik do porzadnej nawigacji spowodował, że pojechałem na guglu i straciłem ze dwie godziny. Nie chcę juz nigdy wiecej, tak samo jak nigdy wiecej płacenia 22zł za 6,5 km autostrady A2 (jakiś wjazd na A2 w okolicach Słupcy w stronę Warszawy).
OdpowiedzUsuń