1. Profesor Horban u Piaseckiego nazwał wirus bezrozumnym bydlęciem. Słownikowo – bydlę ma rogi. Wirus ma koronę, więc może coś w tym jest. Zandberg w Graffiti był za energetyką jądrową. Profesor Gdula u Mazurka widziałby na stanowisku RPO kogoś pokroju Bugaja.
Parę dni temu. Konkretnie w niedzielę, wracając ze świeżo pozyskanym nyplem zobaczyłem na poboczu martwego kota, który wydał mi się bardzo podobny do koleżanki Kocia. Zmartwiliśmy się bardzo, zaczęliśmy się przejmować, że Kocio się przejmuje.
Rano przez okno zobaczyłem koleżankę Kocia jak szła przez krzaki. Albo to dowód na kocie siedem żyć. Albo to nie ona. W każdym razie to, że Kocio się ostatnio bardziej wyleguje musi wynikać z jego lenistwa.
2. Wyglądało że będzie padać. Zabrałem się za porządki w piwnicy – trzeba zrobić miejsce na zapas brykietów. Przy okazji się okazało, że montując w piwnicy starą zmywarkę nie dokręciłem zasilającego węża. Kiedy odsuwałem zmywarkę wylała mi się woda z węża odpływowego. Jak mówiła moja świętej pamięci prababcia – jak nie urok, to sraczka.
W piwnicy, którą opróżniałem przez ostatnich piętnaście lat zebrało się trochę dziwnych rzeczy. (Poza 2000-litorowym bojlerem, który był nim nastaliśmy i raczej zostanie) Plastikowy kałasznikow, dwie półosie od E38, dwa amortyzatory zardzewiałe AC-DELCO do Suburbana, zielona umywalka, niedziałający odkurzacz piorący, myjka ciśnieniowa, z której leci woda nie tak jak powinna, plastikowy samochód śmieciarka, dwa pęknięte garnki, kupa gruzu pozostała po poszukiwaniach wyczystki, podstawa głośnika kina domowego, zestaw dziecięcego minigolfa, dwie opony bridgestone dueller HP, dziurawy materac dmuchany, bliżej nieokreślona liczba słoików, kawałki płyty mdf (resztki po montowanym w ubiegłym tygodniu meblu). Szafka kuchenna wisząca – zielona, odtwarzacz CD firmy Uher i inni.
Trzeba było dokonać selekcji. Wynieść rzeczy rokujące, pozostałe zapakować do worków. I wywieźć. Przez las. Do Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych (w skrócie PSZOK).
3. Jak zacząłem ładować worki na samochód oczywiście zaczęło padać.
Kiedy jechałem przez las – było dziwnie. Świeciło słońce i padał deszcz, poza deszczem – coś, ni śnieg, ni grad.
Przestało padać. Dojechałem do PSZOK-u, ruch był jak na Marszałkowskiej. Ludzie jednak nie chcą ryzykować, że zakopią się autem w lesie.
Jutro pojadę pewnie jeszcze raz. Mamy gigantyczną ilość kartonów. Dziś kurier przyniósł paczkę z Ikei. Uchwyty do kuchennych szafek, osiem. W pudełku, do którego weszło by ze czterdzieści. A gdyby je wyjąć z plastikowych opakowań – z dwieście. Ikea dba o planetę.
Kiedyś kartony by można zanieść do skupu i dostać papier toaletowy. Dziś trudniej się jest pozbyć makulatury niż pozyskać papier toaletowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz