1. Z piętnaście lat temu, a raczej nawet siedemnaście, byłem redaktorem serii książek o II wojnie światowej. Przy okazji jednej o generale Maczku wyświetlił mi się generał Ferdinand Čatloš. Który dowodził siłami słowackimi, które najechały nas w 1939 roku. Pan generał był za ks. Tiso ministrem obrony i głównodowodzącym słowackich sił zbrojnych. Ferdinand Čatloš zmarl w 1972 roku. Pochowano go na Narodowym Cmentarzu w Martinie – takich słowackich Wojskowych Powązkach. Jak to się stało, że odznaczony Żelaznym Krzyżem minister faszystowskiego rządu leży na cmentarzu obok slowackich bohaterów? Otóż równolegle przewodził podziemnej organizacji w dowodzonym przez siebie wojsku.
Przypomniało mi się to, gdy Piasecki czołgał Arłukowicza, wypominając mu że będąc prominentnym członkiem władz Platformy tak właściwie podpisał list do samego siebie.
Później Mazurek czołgał Rasia. –Jestem patriotą PO – powiedział Raś. –Byli też księża patrioci – odpowiedział Mazurek. Raś mówił też o „pomarańczowej kartce”, jaką z innymi sygnatariuszami listu wystawił kierownictwu Platformy.
Obawiam się, że „Pomarańczowa kartka” raczej nie wejdzie raczej do polszczyzny.
2. Pojechałem do Wilkowa nabić klimatyzację w audi. Tym razem skutecznie. Z Wilkowa do Świebodzina, po Lawinę. U gazownika się okazało, że jednak nie uda mi się wrócić dwoma autami naraz. Zostawiłem więc audi w myjni. Jutro je odbierzemy.
Wczoraj, kiedy jechałem do gazownika, wziąłem autostopowicza. Między Skąpem a Świebodzinem opowiedział mi sporą część życia. Wracał z detoksu w psychiatryku w Ciborzu. Jechał do pracy pod Gorzów. Konkretnie do miejscowości, gdzie kupiłem zmywarkę, piekarnik a wcześniej pralkę. Poszedł w tango, bo poprzedni pracodawca mu nie płacił. A wszystko przez czekoladowe baryłeczki z whisky, którymi częstowała jakaś pani, u której robił fuchę. Zjadł ich z sześć. No i poszło. Teraz ma dostawać dwadzieścia złotych za godzinę. Na budowie. Bo murarzem jest.
Wysadziłem go na dworcu PKS. Jechał do Zielonej Góry, żeby wsiąść do pociągu do Gorzowa. Niezbyt to było logiczne. Ale może w związku z tym, że przez ostatnich lat trzydzieści ogołocono okolicę z linii kolejowych – inaczej się nie da.
3. W związku z pogodą Kocio wyprowadził się z domu. Wpada tylko coś zjeść. Schudł. I jakby zmężniał. Jego koleżanka pojawia się coraz bliżej domu.
Jutro przyjeżdża pan od pompy. Uszczelnić nieszczelność. I może przywiezie ze sobą innego pana, który formalnie pompę uruchomi.
Miał być dzisiaj, ale mu samochód odmówił posłuszeństwa.
Po pól roku zadzwoniłem do miejscowości Borki-Kosiorki (pod Siedlcami). Do mechanika, u którego stoi Suburban. Usłyszałem to samo, co pół roku temu. Że się na dniach za Suburbana zabierze. Wygląda na to, że to mi przyjdzie zabrać. Suburbana stamtąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz