środa, 30 czerwca 2021

29 czerwca 2021


1. Śniły mi się ananasy w cieście. Karmiono nimi większą grupę ludzi, którzy przylecieli dwoma śmigłowcami. Mi-8 i Mi-17. Ten drugi był czerwony. Ananasy w cieście miały być jabłkami w cieście. Wcześniej też była jakaś historia, ale nie pamiętam już o co w niej chodziło. Po jakimś mieście komunikacją publiczną jeździłem. W każdym razie się wyspałem.

2. Przyjechali panowie z ENEI. Za płotem mamy transformator, przed płotem trzy słupy, na nich linię 15kV. Pod linią, przy transformatorze rosną drzewa. I krzaki. Wyrosły na tyle, że się niebezpiecznie do linii zbliżyły. A kiedy jest mokro i taka gałąź dotknie linii, to się zabezpieczenie linię wyłącza. Czyli nie ma prądu. Dwóch panów, dwa samochody. Jeden z podnośnikiem marki Bumar Koszalin. Bumar to mnie się ostatnio raczej z czołgami kojarzył, a tu taka niespodzianka. Parę dni temu jeden z nich przyjechał zapytać, czy będą mogli przyjechać. Mieli we czwartek. Nie wyszło. Przyjechali, rozstawili podnośnik, zaczęli wycinać gałęzie. Pytając przy każdej prawie, czy mogą. Co obcięli, to sprzątali. Jeden próbował mnie nawet bawić rozmową o piłce nożnej. Nie trafił. Jakoś mnie te mistrzostwa nie wciągnęły. Widziałem wczoraj dogrywkę Hiszpanów z Chorwatami. Wolałbym, żeby wynik był inny. Rozmawialiśmy chwilę o fotowoltaice. Panowie nie byli wielbicielami. Przynajmniej jeden nie był. Bo sieć cierpi. 
Panowie pojechali. Jeden cofnął się jeszcze zza bramy, żeby poprawić doniczki, które przestawił, żeby samochody mogły przejechać. Bardzo było miło. Z pięć lat temu ludzie z ENEI wycięli pod naszą nieobecność poniemiecki śliwki. Warto się było awanturować. Drzewo sąsiada przycięli bez pytania. 


3. Kocio spędził większość dnia w domu. Wieczorem wyszedł, ale wrócił. Śpi. 
Wygląda na to, że moje poszczepionkowe problemy zbliżają się do końca. 

Piszę i piszę. I nie mogę skończyć, bo jednym okiem oglądam „Parasite”. Słusznie nagradzany film. 


 

wtorek, 29 czerwca 2021

28 czerwca 2021


1. Kocio nocował w domu. Postanowił o tym przypomnieć przed piątą. Skutecznie udawałem, że mnie nie ma. Bożena wykazała się wrażliwością i wstała, żeby się nim zająć. Ponoć nie chciał nic specjalnego. Po prostu mu się nudziło. 

2. Przez cały dzień byłem jak dętka. Średnio przytomny. Ani spać, ani czytać, ani pisać. Nic się nie chce, wszystko boli. Jedyny pozytyw: skoro się tak czuję, znaczy, że szczepionka działa.
Wyniosłem leżak pod lipę. Zacząłem drzemać słuchając „Dżumy”. Nadaje się ta powieść do drzemania, bo – mimo iż się zasypiając gubi wątki – napisana jest tak, że jak się człowiek obudzi, natychmiast go znowu wciąga. Ciekawe, dlaczego tłumacz z uporem wartym lepszej sprawy zamiast „liczby” używa słowa „cyfry”. We francuskim jest tak samo jak po polsku i Camus tak pisał?

Najpierw zainteresowały się mną muchy. Starość nie radość. Chwilę później pojawiły się komary. Gdyby tylko gryzły. Niestety bzyczały koło uszu. Próbowałem wziąć je na przeczekanie. Nie starczyło sił. 
Obejrzałem świeży odcinek „Last week tonight”. Z rok chyba nie oglądałem. Przestali szydzić z Trumpa. Rozjechali promowany jeszcze przez Obamę program kredytów na eko-modernizację budynków. Program, który teoretycznie miał pomagać ludziom, których nie stać na inwestycje, doprowadza do tego, że ludzie tracą domy. 
Swoją drogą, ciekaw jestem, dlaczego żadne z naszych telewizji nie przymierzyła się do zrobienia czegoś takiego, jak „Last week tonight”. Boją się przeklinania? Dziś rano, ta pani, co to występuje u Rachonia, powiedziała, że coś jest popieprzone. Rachoń zaczął szybko tłumaczyć, że chodzi o przyprawianie. Strasznieśmy purytańscy. 
Jakiś czas temu, w parku pod płotem, zasadziliśmy z Tośką ziemniaki, które przed garnkiem uciekły w kiełkowanie. Całkiem słuszne rośliny z nich wyrosły. 

3. Wyciągnąłem Kociu kleszcza. Rano wyjęliśmy dwa. Chyba skończy się na obróżce, bo te nakrapiania jakoś nie działają. Ciekawe, czy robią antykleszczowe obróżki z brylancikami. 
Doświadczeni drugą dawką Pfizera mówią, że jutro już powinno być dobrze. Zobaczymy. 



 

poniedziałek, 28 czerwca 2021

27 czerwca 2021


1. W „7 dniu tygodnia” Kownacki postawił znak równości pomiędzy aborcją a pedofilią. Oburzył się Czarzasty. Bardzo się oburzył. Przepowiadał, że wszyscy będą o tych słowach mówić. Energia wieszczenia jeszcze mu się nie zdążyła odnowić.
W naszym rządzie nikt do nikogo mejli nie wysyłał” – powiedział Arłukowicz u Rymanowskiego. Wyśmiałem to na Twitterze. 
Bardzo szybko się dowiedziałem, że Kaczyński chodzi w dwóch różnych butach. Z „Faktu” wiem, że to nieprawda. W dwóch różnych butach mnie się kiedyś zdarzyło przyjść do roboty. Niesamowity był wyraz twarzy Piotrka Nowackiego, kiedy to zauważył.

2. Pojechaliśmy mnie zaszczepić. Nie wiem kiedy położono nowy asfalt między Sycowicami a Nietkowicami. Parę lat temu tamtędy jechałem i nie było to łatwe. Teraz nowa droga pełni rolę deptaku. Młodzież na rowerach, rodziny z dziećmi. Nietkowice i Bródki, choć bardziej te drugie, wyglądają jakby nie mogły się zebrać po jakiejś wojnie. 
W Brodach trzy bociany w gnieździe. Wszystkie z rozdziawionymi dziobami wyglądały, jakby ich było dwa razy więcej.  
Płynęliśmy promem. Kiedy podjechaliśmy nad Odrę, akurat kończył się załadunek po zachodniej – choć w tym przypadku bardziej południowej – stronie. 
Na promie najbardziej lubię dźwięki. Niby cisza, bo prom bez silnika. Urywki rozmów. Radio w którymś samochodzie. Gość w A4 słuchał Big Cyca z pendrajwa wetkniętego w odtwarzacz. „Tu nie będzie rewolucji”. Nie przypominam sobie, żebym wcześniej słyszał. 

Ostatni fragment drogi do Punktu szczepień, jak z mokrego snu antyszczepionkowca. Jedziemy. Nagle zaskoczył nas drogowskaz „do punktu szczepień”, prosto w uliczkę prowadzącą na miejscowy cmentarz. 
Z uliczki można było wjechać pod salę gimnastyczną. Szczepienie bezbolesne. Bez kolejki. Szczepił ten sam człowiek na pomarańczowo, co poprzednim razem. Tym razem powiedział, żeby nie pić przez trzy dni. I wystrzegać się ostrego słońca.

Wracaliśmy przez Krosno. Po drodze zatrzymaliśmy się przy pałacu w Bogaczowie. Pani Konserwator najwyraźniej zgodziła się na rezygnację ze skrzynkowych okien. To dobra informacja. Zwiększa o prawie 50% szansę na to, że i my wymienimy nasze. Są co prawda skrzynkowe, ale zdecydowanie pochodzą z połowy lat siedemdziesiątych XX wieku. 

Za Krosnem, w Szklarce Radnickiej skręciłem do Grabina. Później, tym, co postało po drodze dojechaliśmy do Zawisza. Zabytkową aleją dębową. Gdyby nie tablica – można by nie poznać, bo między dęby wbiły się akacje i krzaki różne. Ciekawe doświadczenie. Jedzie człowiek przez las, gruntową drogą, zniszczoną przez leśne maszyny – Lawina dała radę, ale osobówka by miała problem. No i zauważa człowiek, że stoją znaki drogowe. Ograniczenia prędkości. Do trzydziestu. Może kiedyś stanie fotoradar. 

3. Po powrocie zacząłem podlewać choinki. Może im to pomoże, choć nie wyglądają dobrze. 


 

niedziela, 27 czerwca 2021

26 czerwca 2021


 

1. Jakoś się nie zdecydowałem, żeby posłuchać, co do powiedzenia Ziemcowi ma Gowin. Wysłuchaliśmy za to do śniadania „Śniadania w Trójce”. Bożenę irytował Poncyliusz. Ja tam dziękuję Bogu za splatformionych pejotenowców – wyraźnie widzę, kim nie chcę zostać. 

Po śniadaniu obejrzeliśmy wczorajszego Stanowskiego z Mazurkiem. Naprawdę przyjemnie się to oglądało. Szkoda, że Mazurek nie może być taki podczas swoich codziennych rozmów. Dużo było o nieszczęsnej Ustawie reprograficznej. Mazurek powiedział, że uważa, że Państwo powinno wspierać kulturę – ale niech sponsoruje dzieła, a nie artystów. 

2. Założyłem nowy pasek. Klinowy pasek. No i sporo wykosiłem. Kosiłem, aż strzelił pasek. Inny. Ten napędzający kosisko. Niestety w serwisowej rozpisce nie ma jego numeru. Trzeba będzie dobierać na oko. Przy okazji zauważyłem, że schną świąteczne choinki. Te, które sadziliśmy po moim powrocie ze szpitala. Będę jej jutro podlewał. Zobaczymy z jakim skutkiem. 

3. Zawiozłem sąsiadów nad kanał. Muszę kiedyś spróbować pojechać tam w ciągu dnia. Usiąść na pomoście i spróbować coś napisać Na przykład felieton do „Dziennika”. Człowiek z Krakowa wyjedzie, a Kraków w człowieku siedzi. „Dziennik” to zawsze dla mnie będzie „Dziennik Polski”, a nie DGP.

Przed północą przywiozłem sąsiadów znad kanału. Coś tam złowili, ale bez rewelacji. Kiedy po nich jechałem, koncentrując się na tym, żeby nie przejechać Luckiego (Lakiego?) – psa sąsiadów – nie zauważyłem, że biegnie za mną Karol, który chciał się zabrać na przejażdżkę po nocnym lesie. Popełnił błąd, bo zamiast biec za mną, powinien polecieć przez park i złapać mnie, gdy wjeżdżałem na asfalt. Cóż, przejedzie się następnym razem. 

Posiedzieliśmy chwilę po powrocie, wsłuchując się w odgłosy imprezy sąsiedniej ze stawkami agroturystyce. Dobrze mieć dużą działkę, na tyle dużą, by do sąsiedniego domu, w którym ktoś może otworzyć turystyczny biznes było na tyle daleko, by ryki miastowych gości nie przeszkadzały we śnie. 
Usłyszałem plotkę, że stolarz, który zrobił nam niby-taras i który miał wyjącą maszynę, sprzedał nieruchomość jakimś Ukraińcom, którzy mają otworzyć warsztat samochodowy. Cudownie by było, gdyby warsztat okazał się blacharsko-lakierniczy. 

Piszę z Kociem na kolanach. Walczą w nim dwie koncepcje wieczoru: pójść w tango lub zostać na kolanach. Wygra pewnie pierwsza.


sobota, 26 czerwca 2021

25 czerwca 2021


1. U Mazurka Muniek Staszczyk. Nigdy nie byłem jakimś specjalnym wielbicielem. Rozmowa niby nudna, jednak miejscami interesująca. Choćby dlatego, że można było odnieść wrażenie, że Staszczyk nie pozwala Mazurkowi na jego – słynne w pewnych kręgach – monologi. Ostatni był to program przed wakacjami. Cóż ja teraz rano będę do września robił…
Obejrzałem Fogla u Lubeckiej. Bronił Czarnka. Parę dni temu rozmawiałem z Mieszkiem, który odsłuchawszy dokładnie Czarnka wypowiedzi skonstatował, że z dziesięć lat temu nikt by się nią zajmował. Mieściła się w normie. Cóż, dziś normy są gdzie indziej. Aż się prosi zapytać: czy ta wypowiedź jest normalna?
Jedno jest pewne – Czarnek nie będzie miał problemów z reelekcją, a pewnie biedny Fogiel będzie jeszcze wiele razy w jego sprawie zaczepiany.  

2. Pojechaliśmy do Lubrzy zaszczepić Bożenę. Tłok był mniejszy niż za pierwszym razem. Moje szczepienie przesunięto na niedzielę. Za to do szkoły, która jest bliżej. Dwa kilometry bliżej. 
Wpadliśmy do Boryszyna. Dyzio – wilczarz mojej matki, gdyby stanął na tylnych łapach, byłby chyba wyższy ode mnie. A rok (i miesiąc) temu, kiedy go wiozłem z Warszawy na kolanach, łeb ledwo mógł opierać o kierownicę. Dzisiejszy Dyzio, Dyzia sprzed roku mógłby chyba połknąć bez gryzienia. Tylko po co?
Most na kanale przy tzw. Czarnym Bunkrze jest w remoncie. Wracaliśmy więc przez Przełazy i Niedźwiedź. Droga między Niedźwiedziem a Węgrzynicami jest straszna. Ten rodzaj dziur zupełnie nie odpowiada charakterystyce amortyzatorów lawiny. Można plomby pogubić. 

3. Rzeczony Mieszko miał dziś przyjechać. Nie przyjechał. W związku z niedoszłym przyjazdem, Bożena zmotywowała mnie do serii czynności remontowych w domu. Jeżeli Mieszko nie przyjedzie jeszcze parę razy – dom będzie nie do poznania. 




Я


 

czwartek, 24 czerwca 2021

24 czerwca 2021


1. Nie dosłuchałem, co ma do powiedzenia kandydat na prezesa PZPN. Jeżeli mam być szczery – a ja od dzisiaj chcę być szczery – zupełnie mnie to nie interesowało. Poza tym przyjechali panowie od rur, żeby zrobić kran do podlewania w ścianie stołówki. Przywieźli ciekawy patent. Opaskę, którą się na rurę zakłada. Z opaski wystawała rurka. Przez tę rurkę się wierci w rurze i tak powstaje trójnik. Ponoć można wiercić nawet, gdy w rurze jest ciśnienie, ale nie zrozumiałem jak. Ważne, by wiertarka nie była na prąd. W każdym razie mamy już kran, więc nie będzie trzeba ciągnąć stumetrowego węża. 
Panowie pojechali. Na odchodnym udzielili mi kilka rad, jak pewne rzeczy samemu zrobić. Ma to sens. Jeżeli kogoś oburzają stawki telewizyjnych gwiazd, niech zobaczy jak zarabiają dziś hydraulicy. 

2. Zauważyłem wczoraj, że spadła nam dachówka. Zauważyłem, bo wyszedłem do parku i popatrzyłem na dach. A popatrzyłem na dach, bo odezwał się człowiek. (Ech, ludzi tylu, a człowieka spotkać…) Człowiek, który mając dość Warszawy postanowił szukać domu gdzieś indziej. No i gdzieś indziej znalazł. Na Warmii. Pałacykowatą willę z początku wieku ubiegłego. Za rozsądne pieniądze. No i się chciał skonsultować. Zaczęliśmy dyskutować o kosztach. Remontu – na przykład – dachu. Wtedy popatrzyłem na dach i zobaczyłem w rynnie dachówkę. I ubytek obok dachowego okna. Choć to nie okno, tylko wyłaz. (Rożnica ma znaczenie, gdy się rozmawia z konserwatorem zabytków) Wyszedłem dziś na strych, wystawiłem łeb przez wyłaz (przez okno by było trudno), no i się okazało, że nie jednej brakuje, tylko dwóch. Konkretnie: jednej całej i drugiej połówki. Dziura spora. Pani Konserwator Lubuskiej się nie podobało, że przy remoncie założono membranę – wiatroizolację paroprzepuszczalną (czy jak się to nazywa) Mówiła, że przez to nie widać, że się coś z dachówkami złego dzieje. Miała rację. Od środka nie było widać. Z drugiej strony – dzięki tej folii woda nie lała się do środka, tylko po niej spływała. 
W każdym razie udało mi się dziurę załatać. Największym wyzwaniem było krojenie dachówki na pół. Ale dałem radę. 
Dach ma pięć lat. Myślałem, że będzie jeszcze z dziesięć spokoju. A się okazuje, że niekoniecznie. 

3. Dyrektor Ołdakowski skomentował wczoraj przeboje nasze z Kociem. Powiedział, że się Kocio zachowuje, jakby poszedł do liceum. Ja tam – muszę przyznać – tak się prowadzić zacząłem dopiero pod koniec liceum. Zdecydowanie pod koniec. Pamiętam sąsiada, który wychodził na szóstą do roboty. Kiedyś się tak złożyło, że przez kilka dni się mijaliśmy w bramie. On wychodził, ja wracałem. I z dnia na dzień był coraz bardziej na mnie – excusez le mot – wkurwiony. Od trzeciego razu przestał odpowiadać na dzień dobry. 

Kocio dziś wpadał trzy razy coś zjeść. Nawet jakoś mu się udawało omijać największe ataki deszczu. Na koniec, gdy się pogoda poprawiła, pojawił się w promieniach zachodzącego słońca. Zjadł i poszedł spać. Wstał, poszedł, wrócił, zjadł, poszedł. Sytuacja jest rozwojowa. 

Bogdan Krężel zbiera na zrzutka.pl pieniądze na druk katalogu wystawy, którą otworzy 16 lipca w Gliwicach. Bogdan to jeden z lepszych polskich fotografów jakich znam. Każdy widział jego Lema. Każdy widział jego Pilcha. Dzisiejsze fotograficzne gwiazdy tak nie potrafią. 




 

23 czerwca 2021


1. Kocio spał w domu. Całą noc. Do rana. I to ja go obudziłem, a nie odwrotnie. Wcześnie, gdyż musiałem do szpitala do Gorzowa na kontrolę pojechać.

2. Zawsze, kiedy jadę do szpitala pada na S3. Prawie zawsze. Tym razem nie padało. Za Skwierzyną minęło mnie porsche 911 ze złożonym wózkiem inwalidzkim na tylnych siedzeniach. Da się? Da się.
U Piaseckiego Gawkowski Krzysztof objawił się jako kolejny specjalista od cyberbezpieczeństwa. Oburzony, że posłowie dostali dopuszczenia do niejawnych po piętnastominutowym szkoleniu. Mnie tam się wydaje, że posłowie dopuszczenie mają – jako posłowie – z automatu. Ale pewnie się nie znam. 
Kidawa nie przyznała się Mazurkowi ile wyłożyła na milionową kaucję Nowaka. 
Jak ktoś zauważył na Twitterze: dali milion na Nowaka, a mogli na onkologię.


3. W szpitalu zmiany. Oddano dzienną chemioterapię, OIOM i coś tam jeszcze. Podobną dzienną chemioterapię widziałem w MD Anderson. Czekając na tomograf obejrzałem wczorajszą „Kropkę nad I”. Coraz częściej goście Moniki Olejnik mają robić za tło do jej tyrad. Andrzej Zybertowicz niestety nie stanął na wysokości tego zadania. 
Tomograf wykazał, że mam wciąż mam mózg. Reszta wyników zadziwiająco dobra. 
Gdy wracałem, dwa razy skontrolowano moją prędkość. Raz w Gorzowie, raz w Lubogórze. Laserem. Mieściła się w normie. Lawiną jednak jeździ się dostojnie.

W międzyczasie panowie od rur znaleźli wyciek. Zatkali dziurę w rurze i zasypali dziury w ziemi. W stołówce jest więc woda. 



 

środa, 23 czerwca 2021

22 czerwca 2021


1. Z trzydziestu sześciu stopni zrobiło się osiemnaście. Kocio przyszedł niezupełnie rano. Czysty nie był. Zjadł. Przez chwilę się integrował. I poszedł. Poszedłem za nim. Okazało się, że przechodzi na drugą stronę ulicy. Znika za drewnianym płotem. Pojawił się jeszcze dwa razy. Za drugim razem nawet specjalnie nie jadł. Zasnął na kwadrans na kanapie. W pewnym momencie się zerwał i tyle go widzieli. 

2. Przyjechali rano panowie od rur. Najpierw jeden. Później drugi. Z koparką. Rura z wodą do stołówki chyba pękła. Jeżeli się wodę w nią puści, robi się kałuża na betonie. 
Rury nikt na mapkę nie wrysował. Przez przedpołudnie odbywały się jej poszukiwania. Koparką, młotem udarowym, szpadlem. Swoją drogą, dopiero tu się dowiedziałem, że łopaty się dzielą, a po podziale noszą nazwy. Ja tam, na przykład najbardziej lubię szpadel. Niestety nie potrafię się nim tak umiejętnie posługiwać, ja panowie od rur. W każdym razie, na razie odnaleziono hydrant. Rury właściwej się nie udało. Lunął deszcz i już nie można było się bawić. Panowie od rur zostawili koparkę i dwie dwumetrowe dziury. Przyjadą jutro.
Przypomniały mi się szczęśliwe czasy kopania kanalizacji w 2014 roku. Ech, jak wtedy się świat wydawał prosty. 

Mnie się udało – a przynajmniej mam taką nadzieję – zamurować dziurę w kominie. Wybić dziurę w kominie. Połączyć – za pomocą rury czarnej – dziurę w kominie z dziurą w piecu. I wszystko – mam nadzieję – uszczelnić. 
Przy okazji przypomniało mi się, że muszę podłączyć do innego komina piec na pellet. A to wymaga zamówienia specjalnych rur. 

3. Równo rok temu byłem w Waszyngtonie. Ciekawe doświadczenie. Najpierw apokaliptycznie puste Dulles, na którym przy odprawie więcej było funkcjonariuszy imigracyjnych niż nas przyleciało. Później sam Waszyngton, przypominający miasto, w którym zegarki stanęły o czwartej nad ranem. Jakieś samochody, jacyś ludzie, czasem autobus. Ale pusto i cicho. Błąkaliśmy się po tym mieście, jak te knajpiane niedobitki, co to o czwartej na ranem, szukają otwartego sklepu czy baru. 
Witryny pozasłaniane paździerzowymi płytami, nad nimi wielkie napisy, że urzędująca w budynku korporacja jest przekonana, że BLM.

Afroamerykańscy pracownicy służb miejskich sprzątający przy hotelu Hay-Adams ulice ze śladów pozostawionych przez afroamerykanskich wojowników o supremację czarnej rasy, których niedobitki zalegały wciąż nieprzytomne w parku Lafayette. Opłotkowany po zasmarowaniu Kościuszko, który – co prawda – nie miał czarnych niewolników, ale przecież mógł mieć. 
Nie zdecydowałem się wybrać tam w nocy, żeby oglądać z bliska rewolucję. Pewnie jestem na to za stary. 



 

poniedziałek, 21 czerwca 2021

21 czerwca 2021


1. U Piaseckiego występował były szef Agencji Wywiadu. Janerka śpiewał piosenkę pod tytułem „Wszyscy inteligentni mężczyźni idą do wywiadu”. Tekst nie był długi, więc zacytuję:
Wywiad będzie uczył swych agentów,
Jak się cieszyć z twych wdzięków.
I że kiedy komuś sprytnie stanik zdjąć,
Tak bez użycia rąk to błąd.
To wielki błąd.
Ogromny błąd.
Niewybaczalny,
Bo komuś stanik zdjąć
Tak bez użycia rąk to błąd

Ale to chyba nie ten przypadek. Pan Pułkownik opowiadał oczywiste mądrości. Przetykając je nieoczywistymi niemądrościami. Stwierdził na przykład, że to, iż rząd stara się jak najszybciej reagować na sytuacje różne to błąd, spowodowany tym, że Morawiecki przyszedł z korporacji i przyniósł ze sobą korporacyjne zwyczaje. 
Według pana Pułkownika najwyraźniej Rząd powinien reagować powoli. A może nie reagować? I że kiedy komuś sprytnie stanik zdjąć, tak bez użycia rąk to błąd. Więc to chyba jednak ten przypadek. 
Mam wrażenie, że nikt, kto nie popracował chwilę w centralnej administracji nie zrozumie, jak całe to związane z mejlami oburzenie jest oderwane od rzeczywistości. 
Już tu chyba kiedyś pisałem, że przez kilka lat prezydentury Bronisława Komorowskiego, komórka jego łączyła się poprzez BTS umieszczony na terenie ambasady rosyjskiej. I co? Po jakimś czasie udało się ten problem rozwiązać. 

Bortniczuk u Mazurka. Piąte dziecko w drodze. Zastanawialiśmy się przy śniadaniu, czy miałby szanse w wyborach prezydenckich. Bortniczuk. Nie Mazurek. No i stwierdziliśmy, że nie. Od paru dni mam swój typ. Ale głośno nie mówię. Sprawdził mi się poprzedni. Więc konkurencja by jakieś brudne gierki mogła zacząć. 

2. Od rana się na burzę zanosiło. Myślałem, że jak lunie, to sobie siądę jak człowiek i pooglądam telewizor. Niestety – jak to się mówi w naszej okolicy – zabrali prąd. Jak już się pogodziłem, że będę musiał oglądać telewizor wyłączony – oddali. 
Radar burzowy zasugerował, że zawierucha przejdzie na zachód od nas. I tak się stało. Popadało przez chwilę. Temperatura spadła o jakieś osiem stopni, ale się zrobiło wilgotno i nie było czym oddychać. No i się od razu namnożyło miniaturowych komarów. 

3. W środku burzy przyszedł Kocio. Mokry. Na lewą wręcz stronę. I umorusany jak nieboskie stworzenie. Rzucił się na jedzenie. Zwykle je metodycznie. W rozsądnym tempie. Tym razem jadł łapczywie. Zjadł. Po czym wyszedł na ganek i zaczął się wydzierać wniebogłosy. Bożena pod parasolem odprowadziła go w miejsce, gdzie zwykle pojawia się jego koleżanka. Tam przeskoczył przez płot i zniknął u sąsiada, który ma gołębie i dwa psy w miniaturowych kojcach. 
Bożena podejrzewa, że Kocio może być zaangażowany w ojcowskie obowiązki. Niby różni specjaliści mówią, że u kotów tak się nie zdarza. Z naszych doświadczeń wynika, że wręcz przeciwnie. Stary się swoimi kociętami zajmował.

 

niedziela, 20 czerwca 2021

20 czerwca 2021



1. Ciepło. Choć da się wytrzymać. W takim Houston mają gorzej – jest wilgotno. 
Chwila Wandy Nowickiej u Stankiewicza wystarczyła, bym zaczął szukać innej niż oglądanie publicystyki śniadaniowej rozrywki. Zwłaszcza, że zza Nowickiej wystawała Jachira. 
Na TVP Kultura szedł „Arsene Lupin”. Ten z lat siedemdziesiątych. Dziwiło mnie, że jest kolorowy. Dziwiło, aż zrozumiałem, że poprzednim razem widziałem go w czarno-białym telewizorze юность. Telewizor był czerwony. I – jak na przenośny – dość ciężki. Co to jest: nie dzwoni i nie mieści się w dupie? Ruska maszyna do dzwonienia w dupie. „Arsena Lupina” też się nie dało oglądać. Teraz muszę trafić na „Brygady Tygrysa” i sprawdzić, czy dadzą radę. 

2. Udało mi się zebrać siły i przenieść jeden (lekki) piec do mojego pokoju, inny (ciężki) (bardzo) na miejsce tamtego lekkiego. Teraz potrzebuję kominiarza, by mi powiedział, w którym miejscu u mnie w pokoju przechodzi wolny przewód. I determinacji, by (ciężki) (bardzo) piec podłączyć do komina, który wiem gdzie jest. 

Upał, nie upał – kosić trzeba. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że temperatura robi niedobrze baterii. Znaczy kosiarka sygnalizuje, że już nie można kosić wcześniej, niż gdy jest chłodniej. Wyjęta bateria nie chce się też od razu ładować. Musi najpierw wystygnąć. 
Gdy kosiłem kawałek przed stołówką przypomniały mi się „Czerwone krzaki” zespołu One Million Bulgarians. 
Maj, to wtedy kwitną kwiaty, pachnie gaj, 
to wtedy czarne diabły zjedzą was, 
to wtedy runie w dół fala i jazz, 
to wtedy pękną kwiaty, spłynie krew

Nie ma na Spotify. Jest płyta. Nagrana w 1987, wydana w 2004. W '87 zablokowała cenzura. Jak widać – skutecznie. 

3. Odkryliśmy „Kupcie sobie zamek” na Domo+ (czy jak się to teraz nazywa). Miło zobaczyć ludzi, którzy mają podobne do nas problemy. A tak naprawdę, to jeszcze milej zobaczyć, że ich problemy są większe. 

23:55. Na zewnątrz 27, w środku 24. Kocia nie ma. Wyszedł wczesnym popołudniem i tyle go widzieli. 

 

19 czerwca 2021


1. Śniło mi się wędrowanie po Waszyngtonie, który zupełnie do Waszyngtonu nie był podobny. We śnie był zdecydowanie bardziej portowy niż w rzeczywistości. Skończyło się na jeżdżeniu radiowozem straży miejskiej. Źle mi się tym radiowozem jeździło. Słabo mi szło parkowanie. Przypomniało mi się, że jestem pijany, bo wcześniej, w jakiejś nadmorskiej knajpie piłem wódkę już nie pamiętam z kim. Knajpa była przeszklona. Widok był na falochron. Taki jakby skandynawski. 
Radiowóz to był chyba Lanos. Zaparkować go próbowałem pod budynkiem, który wyglądał zupełnie jak dowództwo warszawskiego garnizonu.
Było kiedyś jakieś volvo, które przed uruchomieniem sprawdzało trzeźwość kierowcy. Ale mi się jeszcze nigdy nie przyśniło. 

300polityka wrzuciła fragment rozmowy Sutowskiego z Bendykiem w KryPolu:

„TVP to nie jest na pierwszym miejscu narzędzie propagandy, tylko afirmacji kulturowej, która mówi wyborcom: wasza kultura jest tak samo prawomocna, albo wręcz bardziej prawomocna niż forma tych tam, z Warszawy. To jest niezwykle silny mechanizm i nowy moment w polityce, w którym kończy się definitywnie możliwość powrotu do tego, co było, możliwość odtworzenia dawnych hierarchii aspiracyjnych. Bo ta nowa klasa ludowa, nowi »zwykli ludzie«, nie dadzą się już zepchnąć do roli podrzędnej”.

Czekam teraz aż ktoś wpadnie na to, że w 500+ ważniejsze niż pieniądze jest wrażenie, że w końcu Państwo zauważyło zwykłych ludzi i coś konkretnego dla nich robi. 

2. Kocio jest kociem polarnym. Upał pozbawia go energii. 
Pojechaliśmy ostatecznie rozwiązać problem podlewania. Czyli – kupić węże. I złączki. Jeden wąż w Action, dwa inne w Tesco, złączki w Mrówce. Pakowaliśmy się do auta, kiedy dotarło do mnie, że jeszcze potrzebują nyplową–calową. Wróciłem do sklepu. Kupiłem. Pod bramą domu dotarło do mnie, że jeszcze potrzebuję calową nienyplową. I jeszcze trzy węże. 
Wróciłem więc do miasta. Tym razem przez Lidla. Węże w Lidlu droższe niż w Action. Więc nie kupiłem.
Kiedy wracałem do Lawiny, usłyszałem jak zachwyca się nią dziewczynka, która właśnie wysiadła ze Sparka. –To chevrolet, ja nasz, tylko większy – powiedział jej tatuś. Cóż. Dyskutowałbym. 

Wróciłem, podłączyłem węże, zaczęło się podlewać. Nie pomyślałbym ile radości taka woda może sprawiać ptakom. 

3. Zjedliśmy pierwszą własną sałatę. Nie było to może tak formujące doświadczenie, jak inauguracyjne upicie się do granic przytomności własnym bimbrem ze śliwek. Ale – przyznać muszę, że to była całkiem dobra sałata. 

Wieczorem oglądaliśmy australijski film, z australijskimi gwiazdami światowego kina, pod tytułem „Australia”. Bożenie się nie podobało. Ja byłem zachwycony. 
Gdyby nie ten film, pewnie bym się nie dowiedział o bombardowaniu Darwin. A to nie byle jakie bombardowanie było. 


 

sobota, 19 czerwca 2021

18 czerwca 2021


1. Jest ciepło. Znaczy, w domu jest super. Ciepło jest na zewnątrz. Zbyt ciepło. 

Mazurek zarzucił Kwaśniewskiemu brak patriotyzmu. Bo nie chciał stawiać pieniędzy na zwycięstwo Polski w piłce kopanej. Później z Mazurka zeszło powietrze i stał się Mazurkiem kieszonkowym, łykającym wszystko, co mu Kwaśniewski łyżeczką podawał. Inna sprawa, że Kwaśniewski to wybitny specjalista. Teraz już takich nie robią. 

Wyjąłem z Kocia dwa kleszcze. Strasznie szybko zleciały te cztery tygodnie, podczas których miał być przed kleszczami zabezpieczony. 

2. Kosiarka. Traktorek – kosiarka. Zrekonstruowałem coś, co służy do podwiedzenia kosiska. Sprężyna i linka. Mogłem kupić oryginalne części za jakieś cztery stówki, wybrałem drogę Adama Słodowego. Konstrukcja na razie działa. Zobaczymy jak długo. 
Skosiłem spory kawał parku. Kosiłem aż rozleciał się pasek klinowy łączący silnik z kołem pośrednim. Najpierw się rozciągnął. Pewnie z gorąca. Później zaczął ślizgać. Ślizgając rozgrzał tak, że się zaczął dymić. Podymił, podymił, i się rozpadł. Część wkręciło pod pasek napędzający kosiko, Reszta wylądowała w trawie. 
Nowy pasek będę miał najwcześniej we wtorek. Szukając paska odkryłem, że kosiarka jest z 1994 roku, czyli to teraz najstarszy pojazd w rodzinie. 

Kiedy szukałem – padł mi internet. Wyglądało na to, że zmarł router. Prawie go pochowałem. W ostatniej chwili coś mnie tknęło – no i się okazało, że to nie tyle router, co UPS, który go zasilał. UPS wyglądał dobrze, świecił zieloną lampką, tylko nie wypuszczał z siebie prądu. Świntuszek. 

3. Kiedy poprzednim razem składałem moduł ABS lawiny, nie miałem pasty termicznej. Takiej, przez którą ciepło z elementów elektronicznych przechodzi na obudowę, która w tym przypadku pełni rolę radiatora. Odkręciłem. Gdzieś mi poleciała jedna z mocujących moduł śrubek. Nie mogłem jej znaleźć. Poszedłem do sąsiada Tomka po wykrywacz metalu. Nie pomogło. 
Najdłużej zajęło mi zdrapywanie sylikonu, którym skleiłem moduł. Zamontowałem. Zgubiona śrubka tkwiła między przewodami hamulcowymi.
Leżąc pod Lawiną zauważyłem delikatny wyciek oleju. Chyba z simeringu wałka sprzęgłowego.

Znowu trafiłem na teleturniej prowadzony przez kolegę Nowickiego. Tym razem dwie panie poległy na Rembrandcie. Myślały, że to nazwisko. Nie znały nikogo, kto by miał tak na imię. W sumie ja też nie znam. Poza Rembrandtem. Ale – z drugiej strony – czy można powiedzieć, że go znam. Coś tam widziałem w Ermitażu. Ale tak właściwie, to było ciemno. 




 

piątek, 18 czerwca 2021

17 czerwca 2021


1. Kocio spał w domu. Po szczepieniu trochę jest zmarnowany. Oko mu jedno zaropiało tak, że się nawet zastanawialiśmy, czy nie pojechać reklamować do weterynarza. Dostał przecież w ręce kota wzorcowo zdrowego. W każdym razie Kocio spał w domu. O siódmej wstał i postanowił wyjść. Udawałem, że mnie to nie dotyczy przez dobry kwadrans. Jednak przegrałem i musiałem wstać. Poszedł. Wrócił. I cały dzień przespał. Szczepionkosceptyków muszę poinformować, że nie będzie to woda na ich młyn, gdyż zaszczepiony był nie na COVID, tylko wściekliznę. Znaczy, nie tylko wściekliznę, bo też na inne kocie choroby. Ale nie na COVID. 

2. Jak jest Gdula, to zaraz będzie Chwedoruk – zauważyła Bożena. Zobaczymy. Kiedyś świat był prosty. Jeżeli był poniedziałek, to u Moniki Olejnik był Palikot. Albo Giertych. A teraz – nie wiem kto, gdyż oglądam z rzadka. 
Mazurek Gdulę orał w kwestii składki zdrowotnej/leków za prawie darmo. Gdula ma subaru, które pali osiem litrów. Ma, ale nim nie jeździ. Outback z 2005 roku, który ponoć pali osiem litrów. Chyba bez uruchamiania silnika. 
Niewiadomo z czego zrobił się upał. I to od razu taki, jakby postanowiono użyć całe zaoszczędzone w maju ciepło. Cały dzień podlewając różne rzeczy płukałem studnię. Sąsiad Tomek twierdzi, że trawa najlepiej rośnie, gdy jest rzęsiście podlewana w pełnym słońcu. Ta jego rośnie. Zobaczymy, jak poradzi sobie trawa normalna. 

3. Szkło zabierają u nas raz na dwa miesiące. Nie trzeba być jakimś specjalnie zaangażowanym pijakiem, żeby wypełnić pustymi butelkami kubeł. Można wtedy pchać butelki w worki, albo je – wbrew zasadom – tłuc. Można też wieść do Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych. Tak, czy inaczej jest kłopot. No i niewiele brakowało, żebym przeoczył jutrzejszy termin przyjazdu szkłowej śmieciarki. Oświecił mnie sąsiad Gienek. 
Dawniej, w Warszawie, szkłowa śmieciarka przyjeżdżała co noc. Tak po drugiej. Zbierając co tam wystawiły okoliczne knajpy. Nie robiła tego dyskretnie. Zdarzało mi się ją przeklinać, choć generalnie uważam, że jeżeli się chce mieszkać w centrum miasta, to należy się liczyć z tym, że cicho nie będzie. Ktoś wysłuchał mych przekleństw i teraz zdarza mi się czekać na szkłową śmieciarkę jak na wybawienie. 

Daleko od miasta” – zastanawiałem się, czy wszyscy wyprowadzający się na wieś ludzie są podobni, czy jedynie powtarzają odcinki. Dziś powtarzali. W „Kropce nad i” wystąpił profesor Grodzki. W niebieskich skarpetkach. Miał też na sobie inne części garderoby, ale niebieskość skarpetek zauważyłem. Później oglądałem przez chwilę nowy program Polsatu o spłacaniu długów. To może być sukces. Później przez chwilę odcinek jakiś „Pitbulla”. Wciąż uważam, że to wybitny serial był. O Polsce, której już nie ma. I na koniec – teleturniej, który prowadzi kolega mój Nowicki. Dwóch rozsądnych braci poległo w finale, na pytaniu co było wcześniej: lot kobiety w kosmos, czy ukończenie przez kobietę maratonu. Nie słyszeli o Tierieszkowej. 

Godzin kilka wcześniej zadzwonił dawno nie słyszany fotograf Krężel. Zgadaliśmy się, że jako dziady mamy wiedzę i umiejętności, których młodsze pokolenia mieć raczej nie będą. Pochowają nas z tą wiedzą i umiejętnościami. O ile tylko będą potrafili. 











 

czwartek, 17 czerwca 2021

16 czerwca 2021


1. Co RMF ma z tą Szwajcarią. Rano w serwisie reporter stwierdził, że to poza sezonem narciarskim senne miasto. Mazurek w przerwie w spijaniu z dziubka Libickiego przeprosił nas, w znaczeniu: słuchaczy, za wczorajszy błąd w szwajcarskich językach. Ciekawe, czy przeprosił biednego Sachajkę. Libicki powiedział, że gdyby Grodzkim, to by się zrzekł immunitetu. Choć raczej chodziło o to, że gdyby Grodzki był nim, to by się tego immunitetu zrzekł. Nie jest. Jest Grodzkim. Jak mawia pani dr Fedyszak-Radziejowska: nie ma nic gorszego niż mężczyzna–profesor. Pani Doktor nie ma racji. Istnieje przecież mężczyzna-profesor-chirurg-operator-polityk (w jednej osobie). 

W „Super Expressie” fotoreportaż z wizyty Pawła Kowala z małżonką w krzakach. Paweł Kowal kupił wino za 50 złotych i plastikowe kieliszki. Miał też ze sobą egzemplarz „Super Expressu”. Co ciekawe, „Super Express” Paweł Kowal przeglądał w bluzie, która na pozostałych zdjęciach miał zarzuconą na plecy. Kieliszki rozmiaru były wódczanego. Polityk KO pił więc robiąc charakterystyczny dzióbek. Na jednym ze zdjęć pojawił się czarny kot. W tekście o kocie nie ma ni słowa, więc nie wiadomo, czy w krzakach pojawił się przypadkiem, czy był kolejnym rekwizytem – obok wina, kieliszków i „Super Expressu” przywiezionym do tej sesji. 

2. Nad Rokitnicą rozpuścili chemitrailsy. Pojechałem więc do Zielonej. Tym razem audi. Wahacz przestał ukrywać, że nadaje się do wymiany. Trafiłem na godziny szczytu. Ulice, które wczoraj były puste, dziś pustymi by nazwać nie można. Tym razem zaopatrzyłem się w krocie monet do parkomatu. Niestety, gdy zaparkowałem, żadnego nie było w zasięgu wzroku. Pojeżdżę jeszcze kilka razy i w końcu ogarnę na czym ten system polega. 
Wracałem S3 przez Świebodzin. Truskawki pod Tesco po 8,50. W Warszawie ponoć taniej. Po osiem złotych. 
Na budynku Amazonu napisali już „Amazon”. Nie wygląda za to, na to, żeby rychło skończyli remont drogi i – co za tym idzie – skończył się czas ruchu wahadłowego. Trzeba chwilę postać i popodziwiać budynek Amazonu z napisem „Amazon”.
Z drogi do Skąpego widać budowę kolejnej wiertni. Wiem, że wieża wiertnicza, to wiertnia, bo kiedyś, jako żurnalista prasy regionalnej byłem na jakiejś imprezie PGNiG. I mi to panowie górnicy naftowi i gazowi wyjaśnili. Opowiadali też, że mieli zawsze dobrze płatną pracę, ale im nie starczało, bo wszystko zżerały alimenty. Bo przyjeżdżali gdzieś. Drążyli. Wyjeżdżali, a w najbliższej drążeniu miejscowości zostawiali powody alimentów. Przyjeżdżali gdzie indziej. Drążyli. Wyjeżdżali, a w najbliższej drążeniu miejscowości zostawiali powody alimentów. Ale mowa o latach siedemdziesiątych. Dziś to już chyba tak nie działa. 
W każdym razie, siedzimy tu na gazie. Co nie znaczy, że jesteśmy zgazyfikowani. 

3. Na TVN24BiS obejrzeliśmy powtórkę „Tak jest”. Kostrzewa-Zorbas i jakaś dziwna pani komentowali spotkanie Biden–Putin. Dziwna pani wstawiała w swe dziwne wypowiedzi angielskie słowa. Kostrzewa-Zorbas co jakiś czas łypał na nią, jakby nie wierząc uszom własnym. 
Później oglądaliśmy film. Sensacyjny. Z tym panem, co to grał w Netfliksowym filmie o zombie, tego reżysera, co to jest taki modny. Grał też Pierce Brosnan. Film był tak zły, jakby grał w nim Steven Seagal. A nie grał. Czyli da się zrobić tak zły film bez Stevena Seagala. 





 

środa, 16 czerwca 2021

15 czerwca 2021


1. Mazurek z zaangażowaniem wartym lepszej sprawy pastwił się nad kukizowym posłem Sachajką. W pewnym momencie zaczął go egzaminować ze znajomości Szwajcarii. Zapytał o liczbę języków urzędowych. 
Cztery, wydaje mi się, że cztery – odpowiedział niepewnie Sachajko.  
Ma pan rację, wydaje się panu – odpowiedział Mazurek. 
Trzy? – zapytał Sachajko.
Tak – błysnął Mazurek. I zaczął z Sachajki szydzić. No i na koniec mu wyjaśnił, że to francuski, niemiecki i retroromański. Retoromański – wg Mazurka – niesłusznie nazywany włoskim, choć włoskim nie jest, a jest podobny. 
Sachajko miał rację. Urzędowych języków jest cztery. Francuski, niemiecki, retoromański (romansz) i włoski. Czym Mazurka z równowagi wyprowadził? Nie wiem. Może tym, że był Sachajką a nie kimś innym?

2. Pojechałem do Zielonej Góry. Do Sulechowa, później S3. Zieloną znam punktowo. Jestem na etapie łączenia tych punktów. Ciekawe doświadczenie. Parkometry nie są zainteresowane kartami kredytowymi. Apple Pay i mObywatel spowodowały, że poruszam się wyłącznie z telefonem. Więc miałem kłopot. Czyli – przed wizytą w Zielonej Górze – warto zebrać kolekcję monet. 
Zasadniczo, to pojechałem rozmawiać. Ale skoro już w mieście byłem, to w Castoramie kupiłem listewki, do których przywiąże się pomidory, które zdążyły wyrosnąć z bambusowych kijaszków, do których przywiązane zostały dwa tygodnie temu. 

Pod Auchanem zaczepił mnie pan w chyba Viano. Powiedział, że też miał Avalanche'a. Ale go dwudziestotonowa ciężarówka walnęła. Na Śląsku. I by kupił. Ja nie sprzedaję. Ale kciuki trzymam. 

Wracałem promem. Wciąż mnie fascynuje fakt, że prom płynie, bo do pcha prąd rzeki. Znaczy, że nie trzeba motoru, żeby płynął. No i dotarło do mnie, że bardzo bym chciał mieć odblaskową kamizelkę z napisem „Obsługa promu”. Tłumaczyłbym zainteresowanym, że to pamiątka z przylądka Canaveral. 

3. Wróciłem. Wyciągnąłem z kocia trzy kleszcze. Zmotywowało nas to, by pojechać z nim do weterynarza. Zaszczepić go na różne rzeczy. I nasmarować zajzajerem na pchły, kleszcze i pasożyty jelitowe. Czynności te wykonał pan weterynarz (ten, który mówi z identycznym akcentem, jak mój świętej pamięci dziadek). Wcześniej Kocia przejrzał i stwierdził, że zdrów jest on jak ryba. Nie licząc gojących się ran, po nocnych eskapadach. Przy okazji, sugerując po raz kolejny kastrację, przyznał, że w przypadku kota, który lat ma tyle, co Kocio, kastracja może nie przynieść spodziewanego efektu. I Kocio dalej będzie wychodził w noc, tłuc się z innymi kotami. 





 

wtorek, 15 czerwca 2021

14 czerwca 2021


1. Wstałem lewą nogą. Jakoś się ostatnio nie mogę wyspać. I przez cały dzień chodzę nieprzytomny. Tak jak wczoraj nie chciało się mojej osobie zajmować poranną publicystyką. Tak i dzisiaj poprzestałem na Suskim u Mazurka. 
Żeby była jasność, ja też ją kupiłem – powiedział Mazurek, o swojej, przywiezionej z Azji koszuli – żeby nie było, że ją komuś zdarłem z pleców. Tam nie ma takich grubych ludzi, żebym mógł im zdzierać z pleców. 
E, nie, na pewno są – odpowiedział Suski. 

2. Zatrawianie parku. Zatrawianie przez rozwijanie. Wczoraj, sąsiad spod dębniaka, ładowarką Manitou przywiózł kolejną porcję trawy. W pocie czoła założył był trawnik. Później żona stwierdziła, że chce rabatki. Jemu szkoda było trawy z w pocie czoła założonego trawnika. Więc wyciął ją ostrożnie, zrolował i przywiózł. Tym razem w większych rolkach. Takich dwuosobowych. Rozwijaliśmy te rolki. Nie wyszła nam raczej murawa stadionowa ale i tak coś lepszego, niż chabazie, co rosły tam wcześniej. To już trzeci raz. Najpierw, na jesieni rozwijaliśmy trawę sąsiada Tomka. Później, ze dwa tygodnie temu, pierwszą partię od sąsiada spod dębniaka. Obie przyjęły się świetnie. Rosną. Nawet się dały ostatnio skosić. 
Dawno temu wpadłem na pomysł, żeby kupić trochę murawy z Narodowego. Okazało się, że nie jest to takie proste. 

3. Rano przeczytałem w Rzepie (jeśli mam być szery – a ja, od dzisiaj chcę być szczery – to najpierw w 300polityce, później w Rzepie), że administracja amerykańska zauważyła piątkowy wywiad profesora Raua. I że jest możliwe, że Amerykanie będą organizować spotkanie Biden–Duda „na marginesie szczytu NATO”. Później, przez cały dzień czytałem, że polska dyplomacja leży, że Polski nikt nie szanuje i że tego dowodem jest brak spotkania Biden–Duda na szczycie NATO. Później, Szczerski poinformował na Twitterze, że spotkanie Biden–Duda się odbyło. Później różnej maści medialni celebryci pisali, że spotkanie się na pewno nie odbyło, że się tylko przypadkiem mijali. Później Biały Dom poinformował, że spotkanie się odbyło. Później różnej maści medialni celebryci pisali, że nawet jeżeli się odbyło, to nie było wystarczająco ważne. Dyskusja przykryła właściwie cały szczyt. 
Cóż, żyjemy w kraju, w którym jednym z większych autorytetów w kwestii dyplomacji jest dr Sibora.


 

poniedziałek, 14 czerwca 2021

13 czerwca 2021


1. Zrobiło się zimno. Kocio koleżanki dziś nie przyprowadził. Wyciągnąłem za to z niego trzy kleszcze. Jak mu te kleszcze wyciągam, to potem czuję, że coś po mnie łazi. 

2. Zmarnowaliśmy pół niedzieli oglądając ma Prime osiem odcinków serialu „Panic”. Rzecz się dzieje w miasteczku w Teksasie. Chyba bliżej Luizjany, bo jest woda i ktoś się do Baton Rouge wybierał. Miasteczko nazywa się Carp. I ma być – w pełnym tego słowa znaczeniu – beznadziejne. Tak bardzo, że młodzież – tracąc życie – bierze udział w grze, w której można wygrać dolarów kilkadziesiąt tysięcy, dzięki którym można z Carp wyjechać. Niby tak jest beznadziejnie, a szkoła wygląda nieźle, ma orkiestrę – fałszującą, ale zawsze orkiestrę. Co chwile coś się dzieje, jak nie parada z okazji dnia niepodległości, to jakieś demolition derby. 
Za to drogich mają mechaników. Skrzynia biegów do geo Metro za trzy tysiące dolarów to jednak przegięcie. Na ebay.com chodzą po trzysta. 
W każdym razie serialu – nie polecam. 

Za to zdecydowanie polecam „Mythic Quest”. O ile pierwszą serią się nie zachwycałem, to druga pełna jest smaczków.  

3. Po zwycięstwach w Warszawie i Gdańsku opozycja bierze Rzeszów. Tego marszu nikt nie zatrzyma. (Drę łacha z jutrzejszych tytułów).
Z innej beczki: ministra Warchoła w exit polls przeskoczył nawet performer Braun. Dawno, dawno temu, kiedy po Warszawie zaczęła chodzić opowieść, że Ziobryści samo się podatkują na fundusz wyborczy. I że ten fundusz zaczyna być ośmiocyfrowy, ktoś – nie powiem kto – powiedział, że w takim razie będziemy świadkami najdroższych przegranych kampanii w historii polski. Prorok?




 

niedziela, 13 czerwca 2021

12 czerwca 2021


 

1. Ledwo się człowiek położył, już musiał wstać. Kocio zalegał na tarasie, a wyglądało na to, że zaraz lunie. Wszedł cośtam zjadł, po czym władował się do łóżka i zaczął drzemać w typowej dla siebie przedziwnej pozie.
Długo nie podrzemał, gdyż wzywało nas śniadanie. Wyszedł na deszcz, szybko wrócił i zasnął na zaanektowanym przez siebie fotelu. 

Jedząc śniadanie oglądaliśmy przez chwilę „Nasz nowy dom”. Pani Dowbor podzieliła się z nami mądrością: „kwiaty cięte dobrze wyglądają w wazonach”. Później oglądaliśmy „Ucieczkę na wieś”. Tłumacząca serię postać próbuje do polszczyzny wprowadzić określenie „pokój zabaw”. Najwyraźniej nie słyszała – ta postać – słowa „bawialnia”. 
Nadzorowałem kiedyś tłumaczenie serii historycznych filmów „Discovery”. Ciężki kawałek chleba. W pewnym momencie chciałem się z rozpaczy nauczyć angielskiego. Kwiatek, który zapamiętałem, to o Rosenbergu, który służył Signal Corps. Przetłumaczono że pracował w rozgłośni radiowej. Kiedy zaprotestowałem – usłyszałem, że się mymandrzam. 

Później mignęło mi „Drugie śniadanie mistrzów”. Bez Stanowskiego, na którego się nie zgodziła stacja. Za to z Saramonowiczem i Pawłem Wrońskim. Była też pani o czerwonych włosach i mój kolega Michał Okoński. Coś mówili o piłce. Nie słuchałem. O Michale Okońskim kiedyś mówiono, że kiedyś się będzie o nim mówić, że się zapowiadał na niezłego brydżystę. 

2. Pojechaliśmy na poprawiny. Poprawiny są fajniejsze niż wesela. Ludzie są trochę jak towarzysze broni. Łączy ich dotkliwość rzeczywistości. Mniej-więcej pamiętają co razem przeszli we wcześniejszy wieczór. Impreza nad jeziorem, więc pływano. Ja nie. Za to zobaczyłem pływającego zaskrońca. Pierwszy raz w życiu. Jestem też mądrzejszy w kwestii gołębi hodowlanych. Trzysta kilometrów w dwie godziny czterdzieści. 

3. Wracaliśmy uciekając przed ulewą, którą zgubiliśmy za Ołobokiem. Dogoniła nas chwilę po tym, jak weszliśmy do domu. 
Chwilę później do drzwi zaczął dobijać się Kocio. Precyzyjniej – zaczął się wydzierać żądając wpuszczenia. W każdym razie inaczej się jego wrzasków nie dało się zinterpretować. Wszedł mokrzusieńki. Po chwili się okazało, że nie jest jedynym kotem w domu. Przez uchylone drzwi na taras musiała wejść wcześniej jego koleżanka. Zauważyliśmy ją, jak próbowała wyjść przez zamknięte drzwi. Można było odnieść wrażenie, że Kocio obserwuje te próby z pewnym rozbawieniem. Przestała. Wlazła pod stół. Kocio próbował jej coś wytłumaczyć. Nie wiadomo z jakim skutkiem. W każdym razie przeniosła się pod szezlong. Bożena wywabiła ją jedzeniem. Zjadła dwie saszetki tzw. mokrego z Rossmanna. Kocio jej w tym sekundował. Głaskać się nie pozwoliła. Póżniej przeniosła się pod kanapę. Spod kanapy do kuchni, gdzie zaczęła rozmawiać ze swoim w lustrze odbiciem. Wróciła pod kanapę. Kocio zaordynował otwarcie drzwi na taras i sobie poszli. 
Wiele wskazuje na to, że będziemy mieć nowego kota. 


sobota, 12 czerwca 2021

11 czerwca 2021


1. Śniło mi się, że leciałem z Mateuszem Morawieckim śmigłowcem Mi-17. Takim, jak latał GROM, bez tylnych drzwi. Leciałem trzymając się barierki, która jest tam z tyłu. Ten Mi-17 był właściwie wielkości Herculesa. Wcześniej z Morawieckim długo rozmawiałem. Nie pamiętam o czym. Leciałem. Ręce mnie zaczęły boleć. Chciałem się jakoś dostać do środka, ale po zastanowieniu się obudziłem. 
U Mazurka po prostu Jacek Gmoch. W Grafitti Zbigniew Ziobro to już nie było takie proste. 

2. „Zastosujemy wszelkie dostępne środki w obronie Gazety Wyborczej, filaru polskiej demokracji” napisali naczelni Wyborczej. Tym razem nie chodzi o obronę Gazety przed krwiożerczym PiS-em. Tym razem filar polskiej demokracji musi broni się przed swoim właścicielem. Wyborcza vs Agora. 
Może pora na to, żeby redakcja wybrała wolność, porzuciła złe korpo i założyła jakieś niezależne medium. 

Bożena zaczęła przeprowadzać biblioteczkę z warszawskiej sypialni. Znaczy – przywiozła parę paczek książęk. Do jednej się załapał świąteczny Magazyn Wyborczej. Dwudziestoletni. Ech, jak to było porządnie robione. I edytorsko. I fotograficznie. Ze wszystkich autorów, w Gazecie został chyba tylko Andrzej Kublik (o ile został).


3. Ślub. Edyty – córki sąsiada Gienka. Z Christianem. Niemcem. Ołobok, kościół św. Bartłomieja. Ufundowany przez ostatnią opatkę klasztoru cysterek w Trzebnicy. Z witrażu „Heilige Hedwig bitte für uns” patrzy na nas św. Jadwiga Śląska – patronka pojednania polsko-niemieckiego. Christian powtórzył całkiem niezłym polskim przysięgę małżeńską. Czasem potrafimy zwyciężać kulturowo.
Ksiądz podczas kazania powtarzał, że prawdziwa miłość to poświęcenie życia. Nie jestem pewien o co mu chodziło. 
Wesele. Leśniczówka w Złotym Potoku. Niezłe miejsce. Za komuny ośrodek chyba MSW. Taki mniejszy Arłamów. Nad czystym jeziorem, nad którym nic więcej nie ma. 
Jechaliśmy na skróty przez las. Niestety źle w tym lesie skręciłem i z jazdy na skróty przez las została jazda przez las. Drogą, która jakiś czas temu postanowiła rozpocząć nowe życie jako ścieżka. W każdy razie – dojechaliśmy.
To prawda, można się bawić bez alkoholu. Tylko po co?
Może po to, żeby później porozwozić gości. 
Wilki ponoć przeniosły się gdzieś bliżej Odry, na drodze zaczęły się więc pojawiać sarny. Zachowują się jak piesi na przejściach po wejściu w życie nowych przepisów. Problem polega na tym, że nikt im chyba nie powiedział, że przepisy dotyczą oznaczonych przejść. 



 

czwartek, 10 czerwca 2021

10 czerwca 2021


1. Mazurek z puszki, gdyż pojechaliśmy odwieźć Józkę na berliński pociąg. Rozmowy z Niedzielskim zawsze są przyjemne. Na Dworcu żywego ducha. Zwykle na pociąg czeka kilka osób. Byliśmy my. Później się pojawiła jakaś para. 
Chwilę przed przyjazdem berlińskiego, z przeciwka przyjechał pociąg składający się z samych pustych podczołgówek. Choć może to były bardziej podkołowetransporteryopencerzonówek. 
Wracając odwiedziliśmy targ zwany rynkiem. I Lidla. W Lidlu kupiliśmy biały oleander, który był tak zaniedbany, że się go nam żal zrobiło. I jakoś nie wypadało go zastawić na uschnięcie. 

2. Wczoraj wieczorem obejrzałem (dla mnie przypadkowy) odcinek serialu „Schtisel”. Jednym okiem oglądałem. Bardziej słuchałem. Od słowa, do słowa. Odkryłem, że wiem, jak jest po hebrajsku sznycel. Parę słów jeszcze było, ale tylko שׁנִיצֶל zapamiętałem. 
O ile życie by było prostsze, gdyby w Izraelu mówiono w jidysz. 

Biden w Europie. „Fakty”. Radość w głosie Kasi Kolendy przypomniała mi się wieczór po wylocie z Warszawy Trumpa. Na Placyku siedziała ekipa z TVN-u. Młodsza część była szczerze uradowana kawałem dobrze wykonanej roboty, część starsza wyglądała jakby jej listonosz rowerem ulubioną żabkę przejechał. Cóż, przez dwa dni musieli się zachwycać stosunkami polsko-amerykańskimi. 
Wolność mediów kończy się zwykle w miejscu, gdzie zaczynają się interesy ich właścicieli. 

3. Bożena znalazła mysz. Na podłodze, na środku salonu. Nieruchomą. Podejrzewaliśmy Kocia, że złapał, przyniósł, utłukł i zostawił. Jednak oddychała. Kiedy wynosiłem ją na zewnątrz, okazała się całkiem sprawna. W sumie ciekawa strategia. Położyć się na środku podłogi domu z kotem i udawać, że się nie istnieje. A może to raczej taktyka? 

Kocio większość dnia spędził na tarasie. Ruszył się dopiero, gdy wieczorem zacząłem podlewać rośliny.  


 

9 czerwca 2021


 

1. Mazurka przespałem. Znaczy – się obudziłem, włączyłem, zasnąłem, obudziłem i się skończyło. Więc nie wiem, czy Naumann mówił coś na temat profesora Terleckiego.  
Minister Buda powiedział Piaseckiemu, że smak w polityce nie ma znaczenia. Moja pani doktor, kiedy przyszła mnie poinformować, że będzie dobrze, choć gdy mnie przywieźli podejrzewała, że nic z tego nie będzie, powiedziała, że prawda w medycynie jest przereklamowana. Znaczy – że prawdę pacjentom mówi, gdy jest już po wszystkim. Wydawać by się mogło, że tego rodzaju podejście powinno być popularne wśród polityków. Jak widać – nie wszystkich. 

2. Cały dzień oglądałem „Startup”. Robiąc przy okazji inne rzeczy. Na przykład postawiłem buraki – na barszcz. W znaczeniu – żeby się kisiły. Poddałem się w kwestii tostera – padła sterująca elektronika, której się niestety nie da ominąć. Wymieniłem kółka w szafce, która ma stanąć obok pompy ciepła. Były takie, które się mogą kręcić we wszystkie strony, założyłem zamocowane na stałe. Ograniczyłem wolność szafce. Teraz może jechać do do przodu i do tyłu, wcześniej mogła w strony wszystkie. Jeżeli istnieje światowy ranking wolności ruchu szafek, Polska spadła w nim właśnie przeze mnie. 
Przerwałem oglądanie, by chwilę pokosić. Aplikacja Polskiego Radia sama się zatrzymuje, co jest potwornie irytujące. Trzeba zatrzymać kosiarkę, wyjąc telefon z kieszeni, uruchomić odtwarzanie, wsadzić telefon do kieszeni, uruchomić kosiarkę. Po chwili znowu trzeba zatrzymać kosiarkę, wyjąc telefon z kieszeni, uruchomić odtwarzanie, wsadzić telefon do kieszeni, uruchomić kosiarkę. I tak dziesięć razy. Przeczytałem rano na WirtualnychMediach, że Rada Programowa Polskiego Radia odrzuciła sprawozdanie nadawcy z realizacji misji publicznej. Może też probowali słuchać kosząc. 

3. Wybuchła mnie opona w rowerze. Ciekawe doświadczenie. Huk był taki, że aż mi uszy przytkało. Musiałem wczoraj przesadzić z ciśnieniem. 
Znowu nie będę jeździł rowerem. A tak się dobrze zapowiadało. 




środa, 9 czerwca 2021

8 czerwca 2021


 

1. Kocio, wieczorem awanturował się z jakimś kotem, który wszedł do parku. Postanowiłem Kocia wesprzeć. Obecnością swoją wywarłem na intruzie presję. Czmychnął. Kocio poleciał za nim. Rano spał na poduszkach rozłożonych przez Bożenę na tarasie. Nieco poraniony. 

Mazurek tym razem chciał, żeby o profesorze Terleckim wypowiedział się doktor Giżyński. Jutro będzie chciał, żeby wypowiedział się w tej sprawie Sławomir Naumann. Ja się chyba w tej sprawie wypowiem w sobotę. Wcześniej zdąży się wypowiedzieć cała Polska. 
Z Polsatu się dowiedziałem, że wybory będą 10 października. Po krótkim śledztwie wiem, że niekoniecznie. Pewne jest, że paru opozycyjnych polityków to opowiada. 
Po dziewiątej, w TVN24, prowadzącemu pomylił się Terlecki z Banasiem. Banasiem ojcem. Z Banasiem synem wywiad można było poczytać w DGP. Mocna rzecz. 

2. W Ołoboku postawili paczkomat. Niestety koło Dino, do którego wielbicieli nie należę. Do paczkomatu trafił śrubokręt. Widełkowy. Potrzebny mi do rozebrania tostera. Postanowiłem nie ruszać samochodu. Ruszyłem rower. 
Mam kolegę, który na czterdzieste urodziny kupił sobie porsche, ja kupiłem sobie rower Giant. Używany. Pojechałem tym rowerem do pracy na Pragę. Przez most Poniatowskiego. 
Jazda rowerem po moście Poniatowskiego nie jest fajna. Powinna powstać tam kładka. Powstaje na wysokości Portu Praskiego. Chyba tylko po to, żeby mieszkania tam zyskały na wartości. 
No więc było na tyle niefajnie, że rower został w pracy. Stał tam z pół roku. Może dłużej. W końcu wróciłem na nim na europejską stronę Wisły. Postał chwilę w mieszkaniu, w końcu trafił na wieś. Goszcząca młodzież używała go do jeżdżenia nad jezioro. Ja się raz przejechałem do mechanika w Radoszynie. No i tyle. 
Nadmuchałem opony. Ustawiłem siodełko. Usunąłem połamane fragmenty osprzętu – na przykład uchwyt na iPhone 4. I ruszyłem. Daleko nie zajechałem, bo się okazało, że coś się dziwnego dzieje z przerzutkami. Wróciłem. Zdjąłem koło. No i się okazało, że to nie przerzutki, tylko kaseta się rozkręciła. I tryby zaczęły chodzić bez żadnego trybu. 
Skręciłem, ruszyłem, dojechałem, wyjąłem śrubokręt (widełkowy) w paczkomatu. Żeby go nie trzymać w kieszeni – co by było niezbyt wygodne – umieściłem śrubokręt (widełkowy) w uchwycie na latarkę. Pasował, jakby stamtąd był. Ruszyłem. Dojechałem. Wyjąłem śrubokręt (widełkowy) z uchwytu na latarkę i zająłem się kosiarką. 
Jazda na rowerze poszerza horyzonty. Zza kierownicy samochodu nie zauważyłbym ile interesujących rzeczy leży na poboczu. Na przykład chromowana nakrętka z tych, co mocują koło. Albo plastikowa owiewka montowana na drzwiach, czy plastikowa osłona silnika. 

3. Kosiarka. Najpierw odkręciłem nie tę co trzeba śrubę. I o mały włos kosiarka nie rozpadła się na dwie części. Udało mi się proces dezintegracji zatrzymać i odwrócić. Później odkręciłem śrubę dobrą. Rozebrałem napinacz. Łożysko zrobiło się mniej kulkowe. Po konsultacji z Józkiem – ojcem sąsiada Tomka (rodzaj łożyska poznaje się po napisie na gumce), ruszyłem auto, by się udać się do sklepu po łożysko japońskie. Kupiłem, wróciłem. Próbowałem wymienić. Nie udało się – miałem problem z pierścieniem Segera. Udałem się więc do Józka – ojce sąsiada Tomka. On problem z pierścieniem Segera rozwiązał podszlifowując końcówki szczypiec. Zamontowałem skompletowany napinacz i trochę skosiłem. Trochę, gdyż więcej mi się nie chciało. Po za tym komary – cytując klasyka – zaczęły rypać. 

Śrubokrętem (widełkowym) rozkręciłem toster. Niestety jest to nowoczesne urządzenie, prosty elektryczny układ uzupełniony został elektroniką. Na razie nie rozumiem jak to ma działać. 






wtorek, 8 czerwca 2021

7 czerwca 2021


1. Rano w serwisie przed Mazurkiem ktoś się pomylił i powiedział, że dochodzi dziewiąta. Mnie tam rybka, ale sądzę, że parę osób to zimny pot oblał. 
Mazurek obraził się na Dworczyka, że ten nie chciał gadać o Terleckim. Też bym nie chciał. Fascynujące teorie można na temat tamtego tweeta przeczytać. Choć tak właściwie, to nie wiem, czy określenie „fascynujące” pasuje do sytuacji. Należę do elitarnej grupy, która słysząc zdanie „w polityce nic nie dzieje się przez przypadek” wybucha śmiechem. 
Piasecki wypominał Nowackiej, że kiedyś była w lewicy i hejtowała Tuska. 
Gowina w „Graffiti” nie chciało mi się słuchać. Ciekawe dlaczego? 

Edward Lucas napisał w „The Times”: „The Biden team seems to be repeating the errors of the Obama administration, which snubbed loyal allies, launched a gimmicky, counterproductive »reset« with Russia and performed a fruitless »pivot to Asia«. Donald Trump's reputation for foreign policy incoherence, by contrast, looks increasingly undeserved. He was right on China (exemplified by the Biden administration's continuation of his policy). He correctly castigated Germany for its stingy, incompetent and complacent approach to defence. He also boosted the US military presence in Europe from its perilously skinny level.
To fascynujące, że wystarczyło sto dni Bidena, żeby najwięksi krytycy Trumpa zaczęli dostrzegać pozytywy jego polityki. Ciekawe, kiedy dotrze to do naszych kieszonkowych Talleyrandów. 

2. Listonosz przyniósł klocek Lego. Płytkę 10x4, dzięki której mogłem porządnie zrekonstruować mój pierwszy zestaw.
Kurier przyniósł sprężynę napinającą pasek napędzający kosisko. Założyłem. Zacząłem kosić. Zbyt długo to nie trwało. Okazało się, że łożysko rolki napinającej pasek napędzający kosisko wybrało nową drogę życia. I zamiast ułatwiać obracanie się tej rolki – zablokowało ją. Pasek zaczął się topić. Nici z koszenia. Muszę teraz jakoś tę rolkę odkręcić, co proste nie będzie. 

3. Pojechałem do paczkomatu. Jak już byłem w Świebodzinie, to pojechałem do myjni na Jeziorową. Z myjni do wulkanizatora – wyważyć koła. Od wulkanizatora do Tesco. Wulkanizator dokręcając koło przednie lewe zauważył, że problem z wahaczem jest. Trudno się nie zgodzić. W Tesco, pani od kas automatycznych tłumaczyła komuś, że nie rozumie, jak ludzie młodzi, którzy mogą mieć dzieci, chcą się szczepić. Przecież wiadomo, że ci zaszczepieni są najbardziej narażeni na COVID. Dlatego ich trzeba będzie jeszcze jedną – trzecią – dawką szczepić. Taki profesor to mówił w telewizji. A jak wyszedł z tej telewizji, to od razu miał wypadek i zginął. Za dużo powiedział. 

Fascynujące jak łatwo dziś ludziom robić sieczkę w głowie. 


 

niedziela, 6 czerwca 2021

6 czerwca 2021


1. Złapałem Kocia na jedzeniu zwłok pisklęcia. Siedział pod drzewem i coś jadł. Podszedłem sprawdzić co. Łypnął na mnie i jadł dalej. Nie był to na pewno ten dziwny ptaszek, którego zauważyłem parę dni temu. To, co Kocio jadł było mniejsze. I nie dlatego, że już większą część zjadł. 

My, w Pałacu Prezydenckim żałujemy, że Donald Tusk nie wystartował w wyborach prezydenckich, bo dostałby łomot – powiedział u Rymanowskiego Łukasz Rzepecki. Szczery chłopak. 
Z porannej publicystyki wynika, że raczej nikt na Tuska nie czeka. Poza dziennikarzami. 
Nie doczekałem do momentu, w którym Stankiewicz wyrzucił Brauna. Cóż, jest to dobry znak. Wciąż uważam, że Stankiewicz bez gości byłby lepszy. 

2. Wyprawiłem rodzinę do Warszawy. I Łodzi (to najpierw). Przy okazji, wyprowadzając Lawinę, zamknąłem Kocia w stołówce. Coś mnie tknęło. Poszedłem sprawdzić. Gdyby nie to, pewnie by do jutra tam – biedaczek – siedział. Wrócił do domu i poszedł spać. Przespał cały dzień. 
On spał, ja – na Netfliksie – oglądałem „Startup”. Nawet mnie wciągnęło. Oglądałem póki nie zadzwonił kolega. Zadzwonił, by opowiedzieć, że trzeba kupować kosę Stihla. Czterosuwową, bo prawie nie ma wibracji. I – ogólnie – lepiej kosi niż inne, nawet większej mocy. Jak już zadzwonił, to się chwilę pokręciłem po obejściu. Coś tam pograbiłem, posadziłem dwie magnolie z Lidla. I podlałem pomidory. 

3. Magnolie koło domu to nieszczęście – skomentowała Kamila (córka sąsiada Gienka). Może dlatego posadziłem je niezbyt blisko domu.
Sąsiad Gienek ze swoim szwagrem, przez cały długi weekend odświeżali dom. Malowali, szpachlowali, oklejali, choć w innej kolejności. Tłumaczyłem, że w porządnych domach w Krakowie nie maluje się częściej niż raz na sto lat. U koleżanki mojej z podstawówki, kiedy się przesunęło Kossaka widać było oryginalny kolor ścian. Kossak, zamówiony u autora, zawisł chwilę po malowaniu. 

W mieszkaniu naszym przy Filareckiej szyby o oknie pokoju były z dwóch kawałków, bo – gdy Niemcy wysadzili most Dębnicki wyleciały szyby w połowie miasta – szkło w większych kawałkach było trudne do zdobycia.

Zauważyłem, że ten rodzaj konserwatyzmu nie jest popularny w reszcie Polski. 

Kocio, gdy się wyspał – zniknął. A ja zauważyłem, że wkręcony przeze mnie w miejsce kranu korek nie stanął na wysokości zadania. Cieknie, więc będę musiał go wykręcić. I wkręcić. Może tym razem nie z tą białą taśmą, tylko z klasycznymi pakułami. 





 

5 czerwca 2021


 

1. Różne się rzeczy dzieją w weekendy z twitterami – powiedziała Beata Michniewicz. Trudno się nie zgodzić. 

Po śniadaniu pojechałem na targ zwany rynkiem. Po buraki. Wszyscy mieli młode. Jeden pan, z wąsem, miał stare ale dziwne. Takie podłużne. Nie było wyjścia. Mam więc trzy kilo podłużnych buraków. Kupiłem też dwa kilo truskawek. Po 12 złotych. Gorszych, niż te zeszłotygodniowe z Santoku. 
Zaparkowałem na nieczynnym parkingu płatnym-niestrzeżonym. Nieczynność uczyniła go bezpłatnym. Niestrzeżoność pozostała. Na targ zwany rynkiem przechodzi przez posesję zielonoświątkowców. Leżały tam przez jakiegoś pewnie zielonoświątkowcę rozłożone religijne broszury. Zauważyłem „Biblię motocyklisty”. W życiu nie jechałem motorem. Sam nie jechałem, kiedyś wiózł mnie swoim sąsiad Gienek.

2. Uruchomiłem kosę spalinową. Myślałem, że będzie trudniej. A odpaliła od razu. Wykosiłem zielsko koło tarasu, trochę koło studni i zabrałem się za odzyskany w zeszłym roku kawałek parku. Koszenie w krótkich spodniach nie jest najmądrzejszym pomysłem. Tyle dobrze, że wiek wyposażył mnie w okulary, bo ochronnych, czy przyłbicy pewnie by mi się nie chciało szukać. Musiałem wymienić głowicę (to z czego wystaje żyłka), gdyż się wykrzywiła i zaczęła wibrować. Że tak powiem – sakramencko wibrować. 
Kosa kosztowała z trzysta złotych. Jest chińska. Mocna, lecz byle jak wykonana. Chyba kupię sobie kiedyś stihla, albo przynajmniej ten element, który mocuje uchwyt. I porządne szelki. 
Odzyskany w zeszłym roku kawałek parku długo jeszcze nie będzie się nadawał do tego, by wjeżdżać tam kosiarką. 

3. Porozmawiałem chwilę ze szwagrem sąsiada Tomka. Specyficzny sposób mówienia ludzi po ciężkim COVID-zie. Ciszej, jakby ważąc każde słowo. Leżał w Torzymiu, naoglądał się śmierci. I to wcale nie tak dawno. 
Wygląda na to, że następna fala pandemii będzie żąć antyszczepionkowców. Istnieje prawdopodobieństwo, że kilku z nich zarazi się na koncertach Kultu. 








sobota, 5 czerwca 2021

4 czerwca 2021


1. Wczoraj wyglądało na to, że w końcu przyszła wiosna. Dziś znowu było ciemno, zimno i mokro. Może nie tak znowu zimno ale słonecznego światła było cztery razy mniej niż wczoraj. 

Zostałem felietonistą „Dziennika Polskiego”. Muszę przyznać, że Wojtek Mucha wykazał się w tym przypadku sporą odwagą. 


2. Paczkomat wymógł wizytę jazdę do Świebodzina. Tośka po zwiedzeniu Lidla wyszła zadziwiona. W Berlinie człowiek z maseczką pod nosem natychmiast by był ze sklepu wyproszony. A bez maseczki? No i oni wszyscy muszą nosić FFP3. Opowiedziała przy okazji zasłyszaną historię, że niemieckie media prawie nie piszą o przypadkach łamania ograniczeń, żeby tego rodzaju zachowań nie promować. 
W Rossmanie, niedaleko półki z wibratorami leżą komunijne guest books (hand made in Europe), za 16,99. 

Odsłuchałem piąte przez dziesiąte poranne „Jeden na jeden”. Donald Tusk powiedział Agacie Adamek, że podejmował również niemądre decyzje. Trudno się nie zgodzić. 

3. Obejrzeliśmy grupowo dwa pierwsze odcinki „Lisey's Story”. Bardzo ładne obrazki. Historia – jeszcze nie wiem. Jak na razie – bardziej się mojej osobie podobał „Outsider”. Z godzinę po tym, jak skończyliśmy oglądać, Stephen King napisał na Twitterze, że „LISEY'S STORY is now streaming on Apple+”. Strasznie jesteśmy światowi. 



 

piątek, 4 czerwca 2021

3 czerwca 2021



1. Wygląda na to, że czerwcowy marzec ma się ku końcowi. Kocio przyszedł rano, zjadł i poszedł spać. Przespał parę godzin. Wyciągnęliśmy mu kleszcza. Z policzka. Nawet nie protestował. Żaden z nich nie protestował. Ani kleszcz, ani Kocio. Kleszcz zakończył karierę na kuchennej blasze, potraktowany miniaturowym gazowym palnikiem. Normalne pająki mi nie przeszkadzają. Kleszcze staram się eksterminować. Z różną – niestety – skutecznością.

Ściągnąłem sobie z pacjent.gov.pl certyfikaty. Unijne Certyfikaty COVID. Dwa. Jeden ozdrowieńca, drugi zaszczepionego. Kolejna cyfrowa rzecz, która działa. 

2. Zawiesiła mi się nawigacja w audi. Chce mnie prowadzić wyłącznie do Warszawy na Bora-Komorowskiego. Jedyne, co mogę zmienić to numer budynku. Już kiedyś coś takiego przerabiałem. Niestety nie pamiętam jak rozwiązałem ten problem. Może sam się rozwiązał. Jest to problem poważny, bo audi ma podwójne szyby pokryte czymś, co utrudnia penetrację falom radiowym. Zwłaszcza tym, nadawanym przez satelity GPS. Nawigacja fabryczna korzysta z anteny zamocowanej na klapie bagażnika. 

3. Byłem w Sulęcinie. Zawiozłem Tośkę na szczepienie. Do dentysty. Przyjechaliśmy, było pusto. Chwilę później się zaroiło. Raczej młodzi ludzie. Wracając zabrałem trójkę młodzieży znad Buszna do Wielowsi. Stali kawałek za skrętem do sowieckiej bazy, w której trzymano atomówki dla LWP. Po bazie już ponoć śladu nie ma, bo z niewiadomych przyczyn ktoś postanowił zrównać ją z ziemią. Pokręcona droga pomiędzy Wielowsią a Zarzyniem jakby bardziej się zrobiła dziurawa. A ruch jak na Marszałkowskiej. Długi weekend.
Na cmentarzu w Boryszynie, na półce ze zniczami do ponownego użytku stał znicz-zając. Bardzo – w idei – meksykański. Obok znicz z głową Dzieciątka Jezus. Czarną. BLM.

Obejrzeliśmy rodzinnie (niektórzy z nas po raz kolejny) „Once Upon a Time… in Hollywood”. Cudowny film. 

 

czwartek, 3 czerwca 2021

2 czerwca 2021



1. Audi jest przytarte. Nie wygląda to dobrze. Zwłaszcza, gdy się je umyje. Właściciele świebodzińskiej myjni wysłali mnie do Sulechowa. Bo dobry lakiernik. Gdy tylko usłyszałem adres: Wiejska 10, naszło mnie przeczucie, że nic z tego nie będzie. Jednak pojechałem. I nic z tego nie było, gdyż właścicielom myjni coś się pomyliło i wysłali mnie do mechanika, który lakiernikiem nie był. Mechanik wysłał mnie do lakiernika na drugi koniec miasta. Lakiernik – kombinat. W biurze spał kot. Na wersalce. Wszedł jakiś młodzieniec, chcąc dostać się do skrzyni pod materacem obudził kota. Kot niechętnie wstał i poszedł do miski. Przyszedł właściciel. Rzucił okiem na audi, powiedział, że trzeba będzie na drzwiach cieniować, a zderzak zedrzeć do gołego plastiku. Dwa i pół tysiąca. Za miesiąc dzwonić, żeby się umawiać. I nie wie jak to będzie, bo w lipcu ma przerwę technologiczną. 
Wracałem przez Lidla, gdyż musiałem coś odebrać z paczkomatu. Oba parkomaty nie działały. Na każdym napisane było, by skorzystać z drugiego. Przy parkometrach, ci, którzy przyszli bo ten drugi nie działał, mówili tym, którzy właśnie mieli do drugirgo ruszać, że nie warto. 
Już nawet nie sprawdzałem, czy w Lidlu są buraki. W Tesco też już nie ma. 

2. Po parku chodzi ptaszek. Jakiś dziwny. Zachowuje się, jakby się nie bał. Tylko się gapi. Czasem przeleci kawałek, więc na pewno nie jest młodym pingwinem. Dobrze, że Kocio ma inne rzeczy na głowie, bo mogłaby się ta historia tragicznie skończyć. 

Zadzwonił czytelnik. W innej sprawie. Kiedy ją omówiliśmy, powiedział, że nie chce czytać o Kociu. Kociu, którego szanuje, ale nie chce czytać. Rozmowie przysłuchiwała się jego żona. I ona chce czytać. Zresztą on też się zainteresował, gdy opowiedziałem mu o tym, że Kocio ma teraz marzec. I na czym to polega. 
Uruchomiłem w końcu pompę głębinową. Po prawie dziewięciu miesiącach bezczynności. Działa. Pompuje. Jest woda. Tyle, że trzy razy musiałem poprawiać złączkę na calowym wężu. Czyli musiałem iść do piwnicy, żeby wyłączyć pompę, wracać do węża, mocować złączkę, iść do piwnicy, żeby wyłączyć pompę, wracać do węża, mocować złączkę, iść do piwnicy, żeby wyłączyć pompę, wracać do węża, mocować złączkę. W końcu się udało. Czekam na pana od pompy, który podłączy głębinową do hydroforu i będzie nieco normalniej. 

3. Polska dyplomacja wyciągnęła z wiezienia trzy białoruskie Polki. Jedni mówią, inni robią. A jak zrobią, to ci, którzy mówili – milkną. Niestety tylko na chwilę milkną. 


 

środa, 2 czerwca 2021

1 czerwca 2021

 


1. Kocio wpadł na sposób – jak nie musieć czekać na tarasie, aż ktoś się obudzi, wstanie i go wpuści. Otóż stanął pod otwartym oknem sypialni i się zaczął drzeć. Wstałem, wpuściłem. Zjadł. I nie poszedł – jak zwykle – spać, tylko wypruł na zewnątrz. 
No i później go zdybałem z jego trójkolorową koleżanką. Na środku drogi do stołówki. Ech ta dzisiejsza młodzież. Za grosz skrępowania nie ma. 
Cóż, czerwiec to jednak nowy marzec. 

2. Wczoraj zapowiadano u Mazurka Szułdrzyńskiego (tego, który się uczciwą robotą zajmuje – doktora). A pojawił się Ryszard Petru. Cóż, mamy dziś dzień dziecka. Pan Ryszard mówił dużo. Nazwał PiS partią narodowo-socjalistyczną. Po jęku Mazurka zrobił autopoprawkę – socjalistyczno-narodową. wPolityce.pl i tak zrobiło o tym tekst. Mnie rozbawiło, jak mówił, że się nauczył, że w polityce nie można nikomu ufać. Parę lat temu – pewnie z pięć – rozmawiałem z jednym ze sponsorów pana Ryszarda. Sponsorów bardziej w amerykańskim znaczeniu. Bo nie tylko finansowo pana Ryszarda wspierał, ale też organizacyjnie i intelektualnie. Wspierał do czasu. Kiedy po – jakby na to nie patrzeć – sukcesie w wyborach, tłumaczył panu Ryszardowi, że trzeba natychmiast budować struktury, by – jakby na to nie patrzeć – sukces w wyborach przekuwać w sukces nowej siły politycznej. Usłyszał, że pan Ryszard nie będzie budował struktur, bo nie można mieć zaufania, bo nie wiadomo, kto by te struktury miał budować. I, że raczej pan Ryszard sam to będzie robił. Tłumaczono, że jest moment na tworzenie dużej partii, że Platforma ledwo zipie i sporo z niej można wyciągnąć. Pan Ryszard nie miał zaufania. Dziś też nie ma.

3. Dzień koszenia. Odkryłem, że maksymalne obniżenie kosiska zwiększa efektywność, a aż tak bardzo nie wpływa na bezpieczeństwo noży. Kosiłem słuchając „Biesów”. 
Lat temu z siedem, w Sopocie piłem wódkę z Rosjaninem, który przez chwilę kierował w naszej części Europy dystrybucją jednej z marek samochodowych. Siedzibę miał na Węgrzech, centralę w Paryżu. Narzekał, że strasznie go trzepią na lotnisku w Budapeszcie. A w Paryżu nie. Wyjaśniłem mu to w prosty sposób. Zapytałem, w którym roku rosyjskie wojsko ostatnio było w Paryżu. 
Dwa wieki temu – odpowiedział. 
A kiedy w Budapeszcie? 
W 1945. 
Którym? 
Eeee… 1956
Widzisz, istnieje szansa, że babcia tego pogranicznika opowiadała mu co się wtedy działo. 
Rozmawialiśmy też o literaturze. Powiedział, że Rosjanie dziś wolą czytać Tołstoja niż Dostojewskiego. I że to nie jest dobrze. 



wtorek, 1 czerwca 2021

31 maja 2021


1. Kocio przyszedł mocno złomotany. Długo nie pobył. Zmył się. Potem jeszcze wpadł na chwilę. Wygląda jakby prowadził jakąś wojnę. Rozważamy ograniczenie wolności, by się mógł z ran wylizać.

2. Odtworzyłem sobie niedzielną debatę o mediach Konrada Piaseckiego. 
Ewa Ewart wystąpiła jako powracająca z zagranicy, jakaś pani z fundacji helsińskiej czy Batorego jako przedstawiciel zatroskanych NGO-sów, profesor Dudek jako głos rozsądku no i special guest star – Tomasz Lis jako himself. Do tego studenci dziennikarstwa. Właściwie śmieszni. Jeden, który marzy o tym, żeby komentować mecz piłkarski. Inna, która skoro jest w TVN24, korzystała z okazji, żeby mówić, że chce w TVN24 pracować, jeszcze jedna, która właściwie to jest z PR-u, ale to ma wiele wspólnego z mediami. I jeszcze ktoś. 
Z takim składem zabiłbym się własną pięścią. Ale pewnie dlatego nie prowadzę debat w telewizji. W każdym razie Piasecki wypadł bardzo rozsądnie. Debaty mają być kontynuowane. 

3. Profesor Sadurski napisał na Twitterze: „Przez propagandę NS2 jest prezentowany jako kolejny rosyjsko-niemiecki zamach na Polskę. Nasz koszt to strata zysków z obecnego rurociągu. Nieuniknione Ale nie lepiej domagać się udziału w korzyściach z przedsięwzięcia, które pasuje wszystkim innym?
Trudno od profesorów wymagać, by byli mądrzy. Dla dobra Nauki Polskiej (w tym przypadku nie tyle polskiej, co wręcz światowej) dobrze by było, gdyby swoją niemądrość ukrywali.

„Mare of Easttown” – jeżeli ktoś jeszcze nie zauważył – warto.