1. Śniło mi się wędrowanie po Waszyngtonie, który zupełnie do Waszyngtonu nie był podobny. We śnie był zdecydowanie bardziej portowy niż w rzeczywistości. Skończyło się na jeżdżeniu radiowozem straży miejskiej. Źle mi się tym radiowozem jeździło. Słabo mi szło parkowanie. Przypomniało mi się, że jestem pijany, bo wcześniej, w jakiejś nadmorskiej knajpie piłem wódkę już nie pamiętam z kim. Knajpa była przeszklona. Widok był na falochron. Taki jakby skandynawski.
Radiowóz to był chyba Lanos. Zaparkować go próbowałem pod budynkiem, który wyglądał zupełnie jak dowództwo warszawskiego garnizonu.
Było kiedyś jakieś volvo, które przed uruchomieniem sprawdzało trzeźwość kierowcy. Ale mi się jeszcze nigdy nie przyśniło.
300polityka wrzuciła fragment rozmowy Sutowskiego z Bendykiem w KryPolu:
„TVP to nie jest na pierwszym miejscu narzędzie propagandy, tylko afirmacji kulturowej, która mówi wyborcom: wasza kultura jest tak samo prawomocna, albo wręcz bardziej prawomocna niż forma tych tam, z Warszawy. To jest niezwykle silny mechanizm i nowy moment w polityce, w którym kończy się definitywnie możliwość powrotu do tego, co było, możliwość odtworzenia dawnych hierarchii aspiracyjnych. Bo ta nowa klasa ludowa, nowi »zwykli ludzie«, nie dadzą się już zepchnąć do roli podrzędnej”.
Czekam teraz aż ktoś wpadnie na to, że w 500+ ważniejsze niż pieniądze jest wrażenie, że w końcu Państwo zauważyło zwykłych ludzi i coś konkretnego dla nich robi.
2. Kocio jest kociem polarnym. Upał pozbawia go energii.
Pojechaliśmy ostatecznie rozwiązać problem podlewania. Czyli – kupić węże. I złączki. Jeden wąż w Action, dwa inne w Tesco, złączki w Mrówce. Pakowaliśmy się do auta, kiedy dotarło do mnie, że jeszcze potrzebują nyplową–calową. Wróciłem do sklepu. Kupiłem. Pod bramą domu dotarło do mnie, że jeszcze potrzebuję calową nienyplową. I jeszcze trzy węże.
Wróciłem więc do miasta. Tym razem przez Lidla. Węże w Lidlu droższe niż w Action. Więc nie kupiłem.
Kiedy wracałem do Lawiny, usłyszałem jak zachwyca się nią dziewczynka, która właśnie wysiadła ze Sparka. –To chevrolet, ja nasz, tylko większy – powiedział jej tatuś. Cóż. Dyskutowałbym.
Wróciłem, podłączyłem węże, zaczęło się podlewać. Nie pomyślałbym ile radości taka woda może sprawiać ptakom.
3. Zjedliśmy pierwszą własną sałatę. Nie było to może tak formujące doświadczenie, jak inauguracyjne upicie się do granic przytomności własnym bimbrem ze śliwek. Ale – przyznać muszę, że to była całkiem dobra sałata.
Wieczorem oglądaliśmy australijski film, z australijskimi gwiazdami światowego kina, pod tytułem „Australia”. Bożenie się nie podobało. Ja byłem zachwycony.
Gdyby nie ten film, pewnie bym się nie dowiedział o bombardowaniu Darwin. A to nie byle jakie bombardowanie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz