1. Kocio, wieczorem awanturował się z jakimś kotem, który wszedł do parku. Postanowiłem Kocia wesprzeć. Obecnością swoją wywarłem na intruzie presję. Czmychnął. Kocio poleciał za nim. Rano spał na poduszkach rozłożonych przez Bożenę na tarasie. Nieco poraniony.
Mazurek tym razem chciał, żeby o profesorze Terleckim wypowiedział się doktor Giżyński. Jutro będzie chciał, żeby wypowiedział się w tej sprawie Sławomir Naumann. Ja się chyba w tej sprawie wypowiem w sobotę. Wcześniej zdąży się wypowiedzieć cała Polska.
Z Polsatu się dowiedziałem, że wybory będą 10 października. Po krótkim śledztwie wiem, że niekoniecznie. Pewne jest, że paru opozycyjnych polityków to opowiada.
Po dziewiątej, w TVN24, prowadzącemu pomylił się Terlecki z Banasiem. Banasiem ojcem. Z Banasiem synem wywiad można było poczytać w DGP. Mocna rzecz.
2. W Ołoboku postawili paczkomat. Niestety koło Dino, do którego wielbicieli nie należę. Do paczkomatu trafił śrubokręt. Widełkowy. Potrzebny mi do rozebrania tostera. Postanowiłem nie ruszać samochodu. Ruszyłem rower.
Mam kolegę, który na czterdzieste urodziny kupił sobie porsche, ja kupiłem sobie rower Giant. Używany. Pojechałem tym rowerem do pracy na Pragę. Przez most Poniatowskiego.
Jazda rowerem po moście Poniatowskiego nie jest fajna. Powinna powstać tam kładka. Powstaje na wysokości Portu Praskiego. Chyba tylko po to, żeby mieszkania tam zyskały na wartości.
No więc było na tyle niefajnie, że rower został w pracy. Stał tam z pół roku. Może dłużej. W końcu wróciłem na nim na europejską stronę Wisły. Postał chwilę w mieszkaniu, w końcu trafił na wieś. Goszcząca młodzież używała go do jeżdżenia nad jezioro. Ja się raz przejechałem do mechanika w Radoszynie. No i tyle.
Nadmuchałem opony. Ustawiłem siodełko. Usunąłem połamane fragmenty osprzętu – na przykład uchwyt na iPhone 4. I ruszyłem. Daleko nie zajechałem, bo się okazało, że coś się dziwnego dzieje z przerzutkami. Wróciłem. Zdjąłem koło. No i się okazało, że to nie przerzutki, tylko kaseta się rozkręciła. I tryby zaczęły chodzić bez żadnego trybu.
Skręciłem, ruszyłem, dojechałem, wyjąłem śrubokręt (widełkowy) w paczkomatu. Żeby go nie trzymać w kieszeni – co by było niezbyt wygodne – umieściłem śrubokręt (widełkowy) w uchwycie na latarkę. Pasował, jakby stamtąd był. Ruszyłem. Dojechałem. Wyjąłem śrubokręt (widełkowy) z uchwytu na latarkę i zająłem się kosiarką.
Jazda na rowerze poszerza horyzonty. Zza kierownicy samochodu nie zauważyłbym ile interesujących rzeczy leży na poboczu. Na przykład chromowana nakrętka z tych, co mocują koło. Albo plastikowa owiewka montowana na drzwiach, czy plastikowa osłona silnika.
3. Kosiarka. Najpierw odkręciłem nie tę co trzeba śrubę. I o mały włos kosiarka nie rozpadła się na dwie części. Udało mi się proces dezintegracji zatrzymać i odwrócić. Później odkręciłem śrubę dobrą. Rozebrałem napinacz. Łożysko zrobiło się mniej kulkowe. Po konsultacji z Józkiem – ojcem sąsiada Tomka (rodzaj łożyska poznaje się po napisie na gumce), ruszyłem auto, by się udać się do sklepu po łożysko japońskie. Kupiłem, wróciłem. Próbowałem wymienić. Nie udało się – miałem problem z pierścieniem Segera. Udałem się więc do Józka – ojce sąsiada Tomka. On problem z pierścieniem Segera rozwiązał podszlifowując końcówki szczypiec. Zamontowałem skompletowany napinacz i trochę skosiłem. Trochę, gdyż więcej mi się nie chciało. Po za tym komary – cytując klasyka – zaczęły rypać.
Śrubokrętem (widełkowym) rozkręciłem toster. Niestety jest to nowoczesne urządzenie, prosty elektryczny układ uzupełniony został elektroniką. Na razie nie rozumiem jak to ma działać.
środa, 9 czerwca 2021
8 czerwca 2021
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
W Dino zawsze są buraki.
OdpowiedzUsuń