czwartek, 29 lipca 2021

28 lipca 2021


 

1. Ledwo wstałem, a już musiałem jechać do pracy do Zielonej. Za Skąpem dognałem ciężarówkę z drewnem. Sosnowym. W metrach. Kierowca dał migaczem sygnał, że można go wyprzedzać. Rzadko ostatnio spotykana sytuacja. Wielki magazyn, który urósł przy Sulechowie to będzie TK Maxx. 
Na S3 ruch jak zwykle. Coraz szybciej dojeżdżam na miejsce. Zebrania, szkolenie, rozmowy i do domu. Tym razem bez badania piekarnio-cukierni.

2. Wracałem tą samą trasą, tyle że przez Ołobok. Ponieważ paczkomat. Jechało mi się całkiem dobrze. I trochę agresywnie. Gdy skręcałem na parking przy paczkomacie, coś chrupnęło. I Audi zaczął jechać w sposób niezdecydowany. Niezdecydowany co do kierunku jazdy. Przejechałem parę metrów. Stanąłem. Wsadziłem głowę za przednie koło. Wahacz-banan odczepił się od zwrotnicy. A konkretnie było tak: zwrotnica jest aluminiowa, więc żeby sworzeń wahacza nie robił w niej dziur, wsadzony jest w stalową tuleję. No i ta tuleja, razem ze sworzniem wzięła i wypadła. Z wypadniętą tuleją się nie pojedzie. Strasznie dużo ludzi chciało pomóc. W pewnym momencie przyjechali i sąsiad Gienek, i sąsiad Tomek, i Bożena Lawiną. Auto nie jedzie trzeba mechanika. I lawetę. Do nikogo się nie dało dodzwonić. W końcu sąsiad Tomek namówił mnie, żeby do Łąk podjechać, bo tam mechanik jest z lawetą. Podjechaliśmy. Laweta nie jeździ, gdyż nie działa. Mechanik z Łąk popatrzył na zdjęcie, co żem je zrobił telefonem i zdiagnozował: nowy wahacz (banan) przyszedł ze złą śrubą. Za mała średnica, więc nie łapie trzyma tulei w zwrotnicy. Normalna sprawa. Laweta nie jeździ, bo nie działa. Audi nie jeździ, bo mu się koło może odpaść. Sąsiad Tomek namówił mechanika z Łąk, by ten wziął dwa klucze, młotek, żabę, dobrą śrubę i podjechał do Ołoboku. No i się tak stało. Naprawa zajęła w porywach siedem minut. 
Mogę jutro Audim jechać do Warszawy. Wniosek jest jeszcze jeden. Ktoś ma najwyraźniej związane ze mną plany, bo nie ma żadnego innego logicznego powodu tego, że się wahacz (banan) odseparował od zwrotnicy przy prędkości 10 km/godz w Ołoboku, a nie przy prędkości ze czternaście razy wyższej na S3. Przepraszam, dwanaście razy, bo przecież szybciej nie wolno. 


3. Wróciłem do domu i zająłem się zdalną pracą. Powoli się wciągam. Ciekawe doświadczenie. 
Szwagier sąsiada Tomka, ten którego przeczołgał Covid, wrócił z rehabilitacji. I jest w dużo lepszym niż przed nią stanie. Pełen dumy biegał za dzieciakami. Ja już – dzięki Bogu – zapomniałem jak to jest. Z tego wszystkiego nie wykonałem planu. Nie skończyłem felietonu do „Dziennika Polskiego”. Jutro skończyć muszę do południa. A pisać pod presją czasu naprawdę nie lubię. 

Kocio. Mało dziś mieliśmy kontaktu. Rano przyszedł i się zaczął bez specjalnego powodu awanturować. Chyba mu chodziło o to, że w nocy zmókł.
No i wieczorem przyszli z Rudzią. Ale tylko na chwilę. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz