1. Tym razem nie była to chyba śmieciarka. Raczej poczucie obowiązku. Ale – z tego wszystkiego – znowu wstałem zbyt wcześnie. Do południa byłem nieprzytomny. Później przyszedł kolega Olszański. Przeprowadziliśmy profesjonalną rozmowę, po czym przeprowadziliśmy się do Krakena, gdzie czekał kolega Jakub. Przeprowadziliśmy kolejną rozmowę. Kolega Olszański poszedł. Kolega Jakub jedzie na urlop do Włoch. Znaczy: leci. Z Krakowa do Pizy. A wcześniej idzie na mecz Cracovii. Chodziłem na mecze Cracovii w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Na drugie połowy. Posłuchać kibiców. I pooglądać. Stadion wtedy był inny niż dzisiaj. Mecze też pewnie inne, gdyż Cracovia grała wtedy w jakiejś ósmej lidze. Jeśli mam być szczery, a ja od dzisiaj chcę być szczery – nie wiem, w której lidze gra. W każdym razie szczerze jej kibicuję. Marzy mi się szalik z napisem Jude gang. Albo takie dwa. Drugi bym dał Michaelowi Schudrichowi, a pierwszy zaniósł do Polin. To, że nie–żydzi nawiązują do żydowskiej tradycji klubu, nie mieści się raczej w oficjalnej polinowej wersji stosunków polsko-żydowskich.
2. Na plac Krasińskich wiózł mnie Azamat. Słuchaliśmy – naprawdę głośno – polskiego popu. Chyba jednak wolę islamskich duchownych, nawet gdyby sugerowali, moją dekapitację.
Na placu trochę mniej ludzi. Tradycyjnie wybitna homilia biskupa Guzdka. Właściwie to już arcybiskupa. Po uroczystościach Ekscelencja wydał kolację. Jak co roku. No i wygląda na to, że to była ostatnia taka kolacja. W pamiętnikach powinienem kiedyś opisać zeszłoroczną. Pewnie opiszę.
Wróciłem do domu hulajnogą. Przez Krakowskie i Nowy Świat. Pełno ludzi.
Wypiłem piwo w barze naprzeciw domu. Dają zniżkę sąsiadom. Bardzo rozsądny pomysł. Zachwalają kuchnię. Że nowoorleańska. Cokolwiek by to miało znaczyć. Najbliżej Nowego Orleanu, to byłem nad Sabine Pass. Jedzenie tam najwyraźniej nie było warte zapamiętania.
3. Tymczasem w Rokitnicy: Silna ekipa ze Staropola zapiła i nie zgłosiła się w celu kontynuowania odgruzowywania bocznego wejścia do piwnicy. Wszyscy mają do mnie pretensje, że zapłaciłem im we czwartek część pieniędzy, przez co stracili determinacje.
Zgłosił się za to dalszy sąsiad Tomek, pracownik sąsiada Tomka, który zrobił nową klapę do piwnicy. Konkretnie – dziury, przez którą niegdyś wyciągano popiół z kotłowni. Ponoć wygląda pięknie.
Karol, syn sąsiada Tomka (bliższego sąsiada) obchodził urodziny.
Kocio pojawił się dość późno. Koło południa. Rudzia nie została zauważona. Ale można podejrzewać, że przez chwilę w domu była.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz