1. Problemem przyjazdów moich do Warszawy są spotkania, o których nie za bardzo mogę pisać. Dzisiaj dwa. Ciekawe. Długie. Zajęły pół prawie dnia. Podjechałem później na chwilę do Jacka do JSS, wymyśliłem, że mu wstawię Suburbana. I on – jak już kiedyś – odkryje na czym polega problem. I się okaże, że to jakaś – jak już kiedyś – bzdura. Niestety plac miał zastawiony arcydziełami japońskiej motoryzacji. Mitsubishi 3000GT, dwa nissany 300zx, jakiś lexus, do tego nissany 240, jakieś audi, chyba porsche (zarośnięte), wielki, zardzewiały Sprinter. I nie pamiętam co jeszcze. Więc z pomysłu wstawienia Suburbana nici. Jacek pokazał mi motor. V6, chyba 1500 pojemności. Jakże się cieszę, że mnie motory nie kręcą. Jakże się boję, że mnie kiedyś kręcić zaczną.
2. Kiedy wracałem do domu, najpierw się zrobił na Wilczej korek, poźniej się okazało, że ktoś zaparkował pandę w sposób tak nieszczęśliwy, że nie da się naraz skręcić do bramy. Musiałem więc zrobić kółko przez Poznańską i Hożą.
Dwie panie mieszkające pod byłym Ministrem Spraw Zagranicznych najpierw jadły coś na balkonie, później wywiesiły palestyńską flagę. Flagę zwykle wywieszał były Minister Spraw Zagranicznych. Z tym, że on akurat Polską.
Pojechałem do Pałacu oglądać mecz. Większość oglądających była za Włochami. Ja byłem za Cracovią. Mam wrażenie, że nie straciła ani jednej bramki. W 2012 roku byłem na meczu Irlandia–Włochy. Cracovia też nie straciła ani jednej bramki.
3. Wróciłem z Pałacu do domu. Flaga dalej wisi. Panda w bramie dalej stała. Zaparkowałem na podwórku i poszedłem pod Krakena/Beirut, a tam sensacya. Parę minut wcześniej miał miejsce policyjny pościg ze strzelaniną. Poznańską pod prąd. Najpierw uciekający wyskoczył na – umieszczonym niewiadomo po co, bo ulica wystarczająco dziurawa – zwalniającym progu. Wyskoczył, że aż iskry poszły. Później na tym samym – umieszczonym niewiadomo po co, bo ulica wystarczająco dziurawa – zwalniającym progu wyskoczył radiowóz undercover. Też z iskrami. Radiowóz normalny zwolnił, więc nie wyskoczył. Z przeciwka jechała kobieta w aucie jakimś, by się czołowo nie zderzyć z uciekającym walnęła w barierki ogródka greckiej knajpy, tej, co to ją w COVID-zie otwarli w tym przeklętym lokalu, gdzie padł najpierw „Grizzly”, później rodzimy Tajlandczyk. No i wtedy policjanci zaczęli strzelać. Z pięć ponoć razy. Ale nieskutecznie, bo uciekający uciekał dalej. Historię znam od naocznego świadka Sławka (ochroniarza), który opowiadanie jej przerywał na gonienie wychodzących z alkoholem z powrotem do środka. Znaleźliśmy później łuskę 9 mm (parabellum), która historię uprawdopodobniła. Później ktoś przyszedł i powiedział, że uciekających złapano na wspólnej. Później przyjechała Policja. Poznańską pod prąd. Czegoś szukali. Nie wiem, czy łusek. Tę znalezioną Sławek (ochroniarz) im oddał.
Tusk przyjeżdża, nocuje przy Poznańskiej i od razu się takie rzeczy zaczynają. Przyjdzie chyba do Krakena/Beirutu w kamizelce chodzić. Niestety swoją niestety zostawiłem na wsi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz