1. No i znowu siedziałem do czwartej. Obudziło mnie o dziewiątej. Odzwyczaiłem się od Warszawy i nie mogę się jakoś przyzwyczaić. Zanim oprzytomniałem, temperatura w domu osiągnęła 30 stopni. Wypiłem kawę w Krakenie. I potem jeszcze jedną. Spotkałem się z dawno nie widzianą koleżanką Paczką. Przyjechała dość nową toyotą C-HR, przesiadła się z hondy i nie może dojść do siebie. Nie jestem toyoty C-HR specjalnym wielbicielem. Toyota pisze, że C-HR jest napędzana zachwytem. Ja tam wolę samochody napędzane silnikami. Pozałamywaliśmy ręce nad naszym ciężkim losem. Któż nas pożałuje, jeżeli się nie pożałujemy sami. Przeszedł Antykwarysta. Zadziwiająco dużo moich znajomych zna jego służącego Polsce brata. Delikatny wietrzyk powodował, że nawet w słońcu było przyjemniej niż w mieszkaniu. Ruszyłem więc w miasto.
2. Na placu Powstańców spotkałem prawdziwego Brylanta. Poznałem go piętnaście lat temu, podczas mojego krótkiego epizodu w TVP. Był wtedy kierownikiem produkcji. Pamiętam trampki, w których biegał z kasetami z montażu na emisję. Dziś nie trzeba biegać z kasetami. A Brylant jest teraz bardo ważną postacią. W zeszłym roku miał wypadek. Poważny. Przerażająco poważny. Nic złego by się nie stało, gdyby nagle znikły sporty motorowodne. Kiedy ostatni raz o nim słyszałem – wracał do żywych. Szybko, ale bez gwarancji pełnego sukcesu. Dziewięć miesięcy później spotykam go na Placu. Cały, żywy, świetnie wyglądający. On się też nasłuchał na mój temat, choć moje przeboje, przy tych jego to małe piwo. Spotkanie dwóch, którym się kostusze udało uciec.
Później z kolegą Krzysztofem poszliśmy coś zjeść. Kolega Krzysztof jest w pierwszej piątce najciekawszych ludzi, których poznałem w ciągu ostatnich sześciu lat. Parę razy udało nam się viribus unitis zrobić parę naprawdę dobrych rzeczy. Znaczy Krzysztof robił, a ja pilnowałem, żeby mu jak najmniej przeszkadzano.
Pogadaliśmy zbowidowsko. Dostałem z tego wszystkiego ataku depresji. Przypomniała mi się adrenalina, której teraz jakby niej.
Później spotkałem się z jeszcze jedną bardzo ważną postacią. Postacią, której wagę doceniają tylko wtajemniczeni. (testuję formaty do patronite)
3. Wracałem do Krakena, żeby się spotkać z moim byłym współpracownikiem. Po drodze wpadłem do byłej Cenzury, by kupić okulary. Bóg łaskawie mnie potraktował – wzrok psuje mi się w sposób, który można wyrównywać prefabrykowanymi okularami. Później lunął deszcz. Najpierw zaczął padać. Trochę na mnie. Lunął, gdy już byłem w Krakenie. Dokładniej – w Beirucie. Były współpracownik robi karierę. Wieszczę, że to dopiero jej początek. Picie bezalkoholowego piwa to katorga.
Z naprzeciwka zniknęła flaga Palestyny.
Tymczasem w Rokitnicy Kocio nie jest pewien, czy mu się podoba, że jego koleżanka się u nas stołuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz