1. Śniadanie z Ekscelencją Ministrem.
Ekscelencja Minister proponował w nocy, bym przyszedł, przyniósł kebab i oglądał olimpiadę. Wybrałem jednak śniadanie. Jajka po benedyktyńsku.
Jak rok temu, Miasto poskładało pod powstańczymi tablicami wieńce ze sztucznych kwiatów. Ciekawe, czy to te same.
2. Z Andrijem na Powązki. Nie pamiętam czego słuchaliśmy.
Kura spóźnił się z pięć minut. Wyjątkowo nie był jednak ostatni. Po nim przyszedł Czarzasty. Zresztą stali chwilę obok siebie. Padał deszcz i grzało słońce. Na raz. Powinna być tęcza.
Dyrektor Habilitowany Dariusz powiedział, że dyrektor Ołdakowski wylądował w szpitalu. A ja gotów się byłem założyć, że go przy Gloria Victis widziałem. Wychodziłem z cmentarza ze świeżo mianowanym prezesem IPN-u. Później wpadłem na niegdysiejszego Ministra Zdrowia. Powiedział, że dymisja oddała mu możliwość normalnego celebrowania 1. sierpnia.
Doszedłem pod kościół św. Karola Boromeusza. Tam znalazłem hulajnogę, na której dojechałem do domu. Gdzieś w okolicach Karcelaka zaczepił mnie człowiek twierdzący, że się urodził 1. sierpnia 1956 roku.
3. Śpiewanki. Za rok może będą na placu Piłsudskiego. I dobrze, bo w Muzeum to jednak nie to. Kiedy wszyscy już pojechali, ze szpitala wrócił Janek. Jak na parę godzin wcześniej zabranego przez pogotowie wyglądał całkiem nieźle.
Dyrektor Habilitowany Dariusz poprosił mnie, bym nie pisał o tym jaką przygodę mieli z wieńcem na placu Krasińskich. Więc nie napiszę. Dyrektor zaś Zydel próbował wszystkich wkręcać mówiąc, że jest w stanie upojenia alkoholowego. Nie był. Chyba, że się na tyle sprofesjonalizował, iż nie widać wcale, że wypił. W instytucjach kultury to przydatna umiejętność.
Później był teatr. Nie był o Powstaniu, ale było coś o złych Niemcach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz