1. Wstałem chwilę przed tym, jak budzik zaczął się awanturować. Śpimy teraz na piętrze. No i na korytarzu na piętrze wpadłem na Rudzię. Z Kocięciem. Kocię próbowało się integrować, ze swoim odbiciem w stojącym na podłodze lustrze. Na parterze nie było Kocia. Jedzenie kocie wyżarte było do imentu. Miska z suchym, nie dość, że wyjedzona, to jeszcze przewrócona. Nowe – słowem – porządki.
Kocio przyszedł chwilę później. Trochę się od Rudzi i Kocięcia dystansował. Złą informacją jest, że musiałem się szybko zebrać i ruszyć do Zielonej. Nie mogę więc zrelacjonować późniejszych kocich sytuacji.
2. Autopilot skierował mnie na prom. Do Brodów. Przez Bródki. Na promie – nie licząc obsługi promu w kamizelkach z napiem obsługa promu – byłem sam. Do redakcji wjeżdżałem od zupełnie innej niż zwykle strony. Jeszcze parę lat i zrozumiem układ zielonogórskich ulic.
Z moim nowym szefem przeszliśmy deptakiem do hotelu za sądami. W hotelu odbywało się sympozjum przedstawicieli mojej nowej korporacji poświęcone nowej strukturze. Przysłuchując się prelegentom próbowałem napisać felieton do „Dziennika”, ciśnięty w tej sprawie przez siedzącego obok nadredaktora Muchę. Szło mi tak źle, że nie napisałem. I to jest zła informacja. Jestem na tyle odpowiedzialny, że zawczasu przygotowałem materiał rezerwowy. Na taką właśnie okazję. No i od razu wymyśliłem, że następny tekst będzie o nadwiślańskich siewcach insajderskich, waszyngtońskich niusów. Prześmiewczy.
3. Jutro w Gazecie będzie o proteście ratowników, gadających tablicach informacyjnych, kieszonkowych ogrodach, będzie też historia Antoniego Palucha, jednego z pierwszych poległych we wrześniu 1939 roku.
Pojechaliśmy wieczorem do winnicy pod Nową Sól. Miły właściciel niedobre wino. Za to drogie. A może dobre. Tyle, że się nie znam.
Urwałem się przed końcem imprezy, zabierając całe auto uciekinierów. Zawiozłem ich do Zielonej. Złą informacją jest, że się znowu nie wyśpię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz