1. Dziennikarka TVN24 próbowała rano wymusić na wiceburmistrzu Michałowa stwierdzenie, że mieszkańcy źle znoszą stan wyjątkowy. Wójt mówił, że większym problemem jest sytuacja na granicy. Dziennikarka TVN24 cisnęła, że mieszkańcy będą musieli nosić ze sobą dowody osobiste. Wiceburmistrz, że większym problemem jest sytuacja na granicy, że zdarzały się sytuacje, że ktoś znajdował migrantów w stodole swojej. Dziennikarka sugerowała, że to internetowe plotki, że ludność będzie pozbawiona informacji znad granicy, bo dziennikarze tam nie wejdą. Wiceburmistrz odpowiedział, że mieszkańcy wiedzę czerpią bezpośrednio.
Obserwacja TVN24, do której to czynności wróciłem niedawno po dłuższej przerwie, prowadzi do wniosku, że większość pracujących tam ludzi uwierzyła, że stacja zostanie za chwilę zamknięta. I mają więc ostatnią szansę, by zrobić cokolwiek. Z tym, że to cokolwiek, nie jest wcale czymkolwiek w celu uratowania stacji przed zamknięciem, tylko czymkolwiek w ogóle.
Teraz więc zajęli się walką z ochroną wschodniej granicy Unii Europejskiej. Walką dla walki. Bo – mimo wszystko – trudno sobie wyobrazić, że chodzi im o to, by polski Rząd przepuścił falę migrantów przez granicę. By dotarli oni do Niemiec. Niemiec, do których gdyby by dotarli, Alternative für Deutschland zyskała by trochę ekstra punktów. Co by mogło przesunąć układ polityczny w Unii Europejskiej. Przesunąć w stronę, która raczej nie jest chyba ulubioną dla większości gwiazd stacji.
Cóż, od polityków, którzy uwierzyli w swoją propagandę – śmieszniejsi są wierzący w swoją dziennikarze. Choć właściwie wcale nie są śmieszni. I to jest zła informacja.
2. Byłem gapiem. W znaczeniu oglądałem uroczystą zmianę warty pod GNŻ. Z okazji Święta Kawalerii. Przemawiał minister Kasprzyk – nazywany, przez przyjaciół zupełnie jak Hans Kloss – Jankiem. Zacytował chyba Wieniawę-Długoszowskiego. Że dyplomaci mogą robić świństwa ale nie mogą robić głupot, zaś kawalerzyści mogą robić głupoty, ale nie mogą robić świństw.
Złą informacją jest, że podczas apelu pamięci nie przypomniano nazwisk żołnierzy dzisiejszych jednostek kawalerii, którzy zginęli na misjach. Jedne, co im możemy teraz ofiarować to pamięć.
3. Dykteryjka sprzed lat. Do Londynu przyjeżdża leningradzka orkiestra. Kapelmistrz z Leningradu rozmawia ze swoim londyńskim odpowiednikiem
–Mówią, że w Związku Radzieckim panuje antysemityzm, a u nas w orkiestrze gra czterech żydów. Jeden nawet pierwsze skrzypce! A ilu jest żydów u was?
–Nie wiem – odpowiada spokojnie Brytyjczyk.
Dykteryjkę tę przypomniała mi dzisiejsza dyskusją o homofobii. Przypomniała mi też historię o pewnym państwowym urzędniku, który na pytanie o jego preferencje seksualne zwykł odpowiadać: spierdalaj.
Złą informacją jest, że dziś mało kto rozumie i tę dykteryjkę, i tę historię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz