1. No i znowu musiałem wcześnie wstać. Co jest oczywiście złą wiadomością.
Podczas poprzedniej wizyty na lotnisku w Babimoście, usłyszałem dlaczego trzeba być nie później niż o 8:20. Więc się starałem na lotnisko zdążyć. I zasadniczo się udało. Lotnisko pełne młodzieży. Znaczy: studentów. Początek roku. Nigdy chyba nie leciałem tak aż pełnym bombardierem. Było chyba tylko jedno wolne miejsce. Akurat obok mnie.
Podczas abordażu, uwagę mą zwróciło dziecko na półce. Niby plastikowe, ale jednak.
2. Kiedy wyglądam przez okno, zwykle po chwili się okazuje, że rozpoznaję miejsce gdzie jesteśmy. Zwykle koło Konina.
Z Okęcia do miasta pojechałem pociągiem. Nie jest on najszybszy na świecie, lub chociaż w środkowej Europie. I to jest zła informacja. Wysiadłem na Ochocie, przesiadłem się w tramwaj, podjechałem dwa przystani, wysiadłem i udałem się do dyrektora Ołdakowskiego, z którym poplotkowaliśmy trochę.
Z Muzeum Mykoła zawiózł mnie na Wilczą. Chwilę mi zajęło wyprowadzenie z podwórka Lawiny.
Pojechałem nie powiem gdzie na plotki. Nie powiem gdzie, bo jeszcze ktoś nie taki przeczyta i ktoś będzie miał kłopot. Usłyszałem, w każdym razie, że się przy przekazywania dowództwa nie macha sztandarem.
3. No i stamtąd ruszyłem na spotkanie z kolegami podstawówki. No i zadzwonił z nich jeden. No i poprosił, bym kupił baterie R14. No i się zrobił problem, gdyż musiałem zboczyć na poszukiwania. Nie było łatwo. Trafiłem dopiero w piątym sklepie. Rossmannie. Przez te wszystkie mecyje dotarłem na miejsce po zmroku.
Złą informacją jest, że nie mam pojęcia, co jutro tu napiszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz