1. No więc obudził mnie Kocio. Chodziło mu o to, żeby wpuścić Rudzię, która siedziała na tarasie, pod drzwiami.
Przezbroiłem kuchenny piec na zimowy tryb pracy. Znaczy: wymieniłem podnoszony ruszt na ruszt ruchomy – taki, że którego można strącać popiół.
Obejrzałem samą końcówkę Rymanowskiego. Zaprosił do Interii na dogrywkę. Próbowałem się podłączyć. Złą informacją jest, że przy dwudziestej reklamie musiałem dać sobie spokój.
2. Włączyłem Piaseckiego. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk histeryzowała – Piasecki miewał problem, żeby ją opanować. Pasławska popierała mur. Artur Dziambor tłumaczył, że nie lubi PiS-u, a pomysł muru był Konfederacji. Tomczyk próbował łączyć poglądy Dziambora (zamknąć granicę) z poglądami Dziemianowicz-Bąk (nie murem – wpuszczajmy rodziny), Sellin sprawiał wrażenie, że nic go nie może wyprowadzić z równowagi. Wzruszające było zdziwienie Kumocha. Przez parę lat go nie było w Polsce, więc zapomniał o tym, że nawalanka polityczna stała się ważniejsza niż raison d'État. A się stała. I to jest zła informacja.
3. Z „Kawy…” przenieśliśmy się na Domo. „Ucieczka z miasta – Australia” zaszczepiła mnie na jakiekolwiek chęci tam emigracji. Domy brzydkie. I strasznie drogie.
Oglądamy czwartą serię „Goliata”. Chyba jest lepsza niż trzecia.
Złą informacją jest, że – podobnie, jak mojego kolegę Arka – śmieszy mnie nazwa „Amurzyn”.
Wieczorem Kocio znowu zrobił awanturę, by wymóc na nas wpuszczenie czekającej na deszczu Rudzi. Porządny jednak z niego chłop.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz