1. Odwilż. Ciemno. Mokro. Beznadziejnie. I to jest zła informacja.
2. Wtorek, dzień pięciu zebrań. O jednym właściwie zapomniałem. Przez zebrania wydłużył się proces żegnania znakomitego gościa. Do gościa zresztą co chwile dzwonił ktoś, by się dowiedzieć, o jaką realizację w ostatnich „Panach G.” mu chodziło. Ja – nie wiem. Piszę na wypadek, gdyby ktoś chciał do mnie w tej sprawie dzwonić.
Listonosz przyniósł paczkę, w sprawie której dzwonił parę dni temu inny listonosz. Znaczy poczta działa. Amerykański sklep z częściami – niekoniecznie, gdyż niewiadomo skąd wzięli Rokitnicę spod Strykowa, o której istnieniu wcześniej nie wiedziałem. Przyszły elementy tylnych lamp do Suburbana. Opłaty celne podwoiły ich wartość. I to jest zła informacja, bo powinienem był zamówić coś jeszcze.
Gość zachwycił się buraczanym kwasem. Przepis mojej śp. babci, nieco zmodyfikowany: słój pięciolitrowy. Trzy, trzy i pół kilograma buraków, pół selera, dwie marchewki, dwie pietruszki, główka czosnku. Buraki i jarzyny obieramy, kroimy w plasterki (w poprzek). Wypełniamy słój (może się okazać, że tych buraków trzeba trochę więcej). Łyżka soli. Zalewamy przegotowaną wodą. Może być wrzątek, ale lepiej nie – pękłem sobie kiedyś wrzątkiem porządny słój. Odstawiamy. Po tygodniu można zacząć kosztować. Ważne: do przepisu (proporcji) można podchodzić dość lekko. Można dołożyć cebulę, można pora, można dać więcej selera, można mniej, czego by nie zrobić – wychodzi dobrze.
3. Wieczorem obejrzeliśmy „The Ice Road”. Popłuczyny po „Cenie strachu”. Dobrzy jeżdżą fordami F150 i F350, źli jakimś GMC i nissanem. Ale przede wszystkim grają kenworthy. Piękne pojazdy. Ale bardzo zły film. I to jest zła informacja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz