1. Śnili mi się Japończycy. Uczyli obsługi pistoletu, który był japońskim Glockiem. Konstrukcja identyczna jak w Glocku, design bardziej azjatycki. Problem polegał na tym, że się nie prawie nie dało ich zrozumieć. Choć niby jeden trochę mówił po polsku.
Wszystko pewnie przez to, że w nocy miałem serię rozmów po angielsku, który to język znam zdecydowanie gorzej niż mi się wydawało. I to nie jest tak złą informacją, jak to, że za oceanem politykom bije podobnie jak naszym.
2. Byliśmy w Gorzowie. Później w Kostrzynie. W twierdzy. Byłem o krok od Niemiec. Parkiety na zamku montowane były, rosyjską modą, na lepiku. Twierdza robi wrażenie. Złą informacją jest, że nie ma pomysłu na turystyczne jej wykorzystanie.
3.Wysłuchałem dwa Hejt Parki prowadzone przez Mazurka. Bardzo mi się podobały. Rozmowa z Wróblewskim przypomniała mi początek lat dziewięćdziesiątych, kiedy był korespondentem RMF-u w Stanach. RMF miał wtedy późnym popołudniem blok publicystyki. Bardzo to było dobre. RMF wtedy był wtedy bardzo dobry. Dziś nie jest. I to jest zła informacja.
ad 1. Bez znajomości języka angielskiego można ze spokojem być politykiem, nawet głową państwa (znam nawet takie państwa). Dodatkowo będąc sowieckim agentem można zostać premierem (też znam takie państwa), nawet idąc o krok dalej można już nie być her kanclerzem a nadal być ruskim szpionem i się z tym nie kryć. Dajcie flaszkę piwa bo bez gazrurki nie wysiedzę.
OdpowiedzUsuńad. 2. Smutna to prawda ale prawda. Z resztą atrakcji turystycznych, szczególnie tych postmilitarnych bez opieki i pomysłu na zagospodarowanie jest mnóstwo. Kustrin jednak się stara i można chociaż obejrzeć ekspozycję w Bramie Berlińskiej czy bardzo fajnie pomyślaną wystawę w Bastionie Filip. Pozytyw z tego jest jednak taki, że jeżeli coś jest niezagospodarowane to można przy większym nakładzie pracy, studiowania map i książek zwiedzić to samemu "na dziko". Za to przyjemność z takiej eskapady jest kilkukrotnie wyższa.
Friend in need is a friend in dick.
OdpowiedzUsuń