Kochany pamiętniku, dawno mnie tu nie było. A trochę się wydarzyło.
16 maja.
Pojechaliśmy do Świebodzina. Wszystko przez to, że po zimie nie udało mi się odpalić kosy spalinowej. Koło elewatora był wypadek. Garbus (nowy) z Krosna spotkał się z oplem. Opel na drzewie, garbus (nowy) na środku drogi, straż, policja, karetka. Jechać się nie da. Powstał więc samozwańczy objazd. Przez niezbyt dokładnie wyznaczone ulice, kawałek pola, i czyjś podjazd. Właściciel podjazdu nienawistnie polewał rzeczony podjazd wodą, gdyż każdy przejeżdżający przez podjazd samochód wznosił chmurę pyłu.
Nic z kosą nie załatwiłem, gdyż pana naprawiacza nie było widać. I to jest zła informacja. Zrobiliśmy zakupy. Różne, więc zeszło nam z półtorej godziny. Wracamy. Droga dalej zablokowana. Przed blokadą stoi ten sam autobus, co wcześniej. Objazd. Podjazd podlewa zraszacz. Pan od podjazdu stoi i patrzy nienawistnie.
Droga zablokowana była przez jakieś trzy godziny. Przekonany byłem, że co najmniej ktoś zginął. A tu nie. Po prostu była zablokowana.
17 maja.
Oglądaliśmy „Anatomię skandalu” na Netfliksie. Nie jest to arcydzieło, ale parę wątków zostało poprowadzonych naprawdę nieźle. No i bohater. Chwilę mi zeszło, nim rozpoznałem w nim Quinna z „Homeland”. Netflix robi coraz gorsze seriale. I to jest zła informacja.
18 maja.
Podróż do Warszawy z kotami. Trzema kotami, gdyż Kocio został na posterunku. Najbardziej zdenerwowana była Rudzia. Było o wiele mniej dotkliwie, niż się spodziewałem.
Droga w ciągu dnia zawsze trwa dłużej, więc ledwo zdążyłem do Pałacu. Złą informacją jest, że nie zadałem żadnego z dwóch pytań, na które miałem pomysł.
Wieczorem byliśmy w Bibendzie. Z trzech razy było najsłabiej.
19 maja.
https://gazetalubuska.pl/neofita-lubuski-problemy-bylego-urzednika-felieton-marcina-kedryny/ar/c1-16353683
20 maja.
Byłem w Mordorze. Później byłem w jednym z siłowych resortów.
21 maja. Przegląd audi. Coś cieknie zza skrzyni. I to jest zła informacja.
Później był ślub. Pierwszy raz byłem na przedsoborowej mszy. Nie mogę się oprzeć myśli, że gdyby nie zmiana liturgii mógłbym dłużej chodzić na msze. Dobrze, że teksty o podporządkowaniu żony mężowi były w niezbyt dziś popularnej łacinie, gdyż obecne feministki mogły by się zacząć awanturować.
Wesele. Bawiłem się tak dobrze, że trudno mi coś o tym napisać.
Złą informacją jest, że dwóch ludzi, z którymi chciałem dłużej porozmawiać, po zupie wyszło i pojechało do Kijowa.
22 maja.
Niedziela. Całą właściwie przespałem. Wieczorem zaczęliśmy oglądać „Prawnika z Lincolna”. Netflix robi coraz gorsze seriale. I to jest zła informacja.
23 maja.
Rano byłem u doktora. Właściwie: profesora doktora habilitowanego nauk medycznych. Było – jak zwykle – interesująco. Później się spotkałem z Julią, która ze Lwowa, przez Warszawę, leciała do Davos. Davos w lecie? Bez sensu.
Później pojechałem na wieś. Z kotami. Trzema. Dojechałem przed zmrokiem. Złą informacją jest, że nie zauważyłem, że powinienem wystawić kubeł z szkłem. Następna okazja będzie w lipcu.
24 maja.
Okazało się, że akumulator w Lawinie rozładował się do imentu. Znaczy tak bardzo, że ładowarka postanowiła, że jest sześciowoltowy. Użyłem sposobu, jaki podejrzałem u Jacka z JSS. Czyli podpiąłem równolegle drugi akumulator. Ładowarka ruszyła. Po paru godzinach mogłem pojechać do Świebodzina. Do naprawiacza. Z kosą. Był. Mówię, że nie mogę odpalić. Pyta, czy pompowałem. Potwierdzam. Przynoszę kosę. Pompuje. Odpala od pierwszego razu. Nie wierzę. On też. Mówi, że po prostu chciałem się przejechać. Wróciłem. Odpaliłem. Kosiłem. Złą informacją jest, że mogłem zacząć kosić miesiąc temu.
25 maja.
Najpierw Zielona, później Gorzów. Później Świebodzin. Bożena przyjechała bardzo długim pociągiem. Same chyba niemieckie wagony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz