środa, 17 stycznia 2024

16 stycznia 2024


1. Zaspałem w jakiś niemożebny sposób. I to jest zła informacja, bo miałem spore poranne plany. 

2. W piękne wczesne popołudnie, piękne, gdyż było i słońce, i śnieg, poszliśmy z psem do lasu. Napatoczył się Lucky, więc wydarzyła się tradycyjna bitwa pod bramą. Lucky i pies sąsiada zza bramy próbowały się przez bramę zjeść. Drach koniecznie chciał, wziąć w tym udział, co mu, za pomocą resztek z dwóch związanych ze sobą chińskich smyczy, utrudniałem. Było trudniej niż zwykle, gdyż śnieg na poniemieckim bruku wyraźnie ograniczał moją trakcję. A Drach jednak napęd ma 4x4. Bitwa skończyła się jak zwykle. Lucky się znudził i poszliśmy dalej. 
Doszliśmy do lasu. Nie miałem serca trzymać Dracha na uwięzi, w sytuacji, gdy Lucky latał wkoło niego w odległości ciut większej niż długość smyczy. No więc go spuściłem. Pognali gdzieś razem. Później do mnie wrócili. Szliśmy jeszcze kawałek, aż w pewnym momencie dogadali się, że wolą wracać do wsi. Wyraźnie to było widać. Dali mi szansę, bym poszedł z nimi. Kiedy zobaczyli, że się ociągam, poszli sami. I to jest zła informacja, bo musiałem za nimi lecieć. I potem gonić Dracha po cudzych obejściach. No i wróciliśmy do domu, po drodze zaliczając kolejną bitwę pod bramą. Z tym, że tym razem włączył się właściciel psa zza bramy, więc bitwa była krótsza. 

3. Odśnieżyłem Lawinę i ruszyłem w podróż. Złą informacją jest, że szlag trafił chińskie urządzenie, które przenosiło Lawinę z czasów Busha juniora, w czasy Trumpa. Albo bardzo późnego Obamy. Czyli CarPlay z dźwiękiem w fabrycznym audio i dużym ekrane, Do tego kamera cofania, do której zdążyłem się przyzwyczaić. Pech, i to kolejny w tym tygodniu, gdyż w poniedziałek rozbiłem pełną butelkę wody toaletowej. Zresztą rugą w przeciągu miesiąca, z tym, że ta pierwsza nie była pełna. Przez ćwierć wieku coś takiego mi się nie zdarzyło. To chyba starość, bo rano, bez okularów mało co widzę, więc trącam. Następną wodę toaletową okleję taśmą, tą szarą, grubo. I wtedy niech sobie spada. 
Pojechałem pod Wrocław, kupić fotele do Lawiny. Poprzedni właściciel był tak za czterdzieści kilo ode mnie cięższy, więc fotel kierowcy nie jest bardziej przypomina taki z jakiejś toyoty, niż amerykańskiego auta. 
Sprzedawca, przez telefon, sprawiał wrażenie, jakby był sześćdziesięcioparolatkiem. Na miejscu okazał się połowę młodszy. Dostał w prezencie fotele od cadillaca, które chciał wsadzić do swojego Tahoe. Jednak Tahoe było sprzed liftingu, więc wtyczki nie pasowały. Więc mi fotele sprzedał. 
Wycieczka zajęła mi sześć godzin. Po powrocie zabrałem się za wykuwanie dziury w kominie, by jutro była jak zamontować nowy piec. Uroki wiejskiego życia. Można sobie robić dziurę w murze koło północy i nikomu to nie przeszkadza. 
Na koniec dnia wyjąłem z Lawiny siedzenie kierowcy. Znalazłem przy okazji jednocentówkę, którą musiał zgubić pierwszy właściciel auta. Ten z Florydy. Może to znak, że wyrobiłem już normę pecha. 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz