1. Nie zdecydowałem się na słuchanie Tajnera u Mazurka. Przypomniała mi się za to historia z jakichś skoków w Zakopanem, kiedy w namiocie Lotosu rzeczony trener, dzielił się doświadczeniem życiowym z jednym z moich kancelaryjnych kolegów. Opiszę to kiedyś we wspomnieniach. Złą informacją jest to, jak wysoki jednak poziom osiągnęła moja autocenzura. Kiedyś bym tę historię opowiadał na prawo i lewo.
2. Amerykański ambasador zaprasza w czwartek na imprezę pod hasłem: „Celebrating Renewal in Poland: a Reception to Honor the New Parliament”.
Ekscelencja jest żywym dowodem na to, że nie tylko PiS-owski reżim nie miewał ręki do ambasadorskich nominacji, że zdarza się to również towarzyszom amerykańskim. Kiedyś we wspomnieniach opiszę, zasłyszane od bezpośrednich świadków, historie o jego występach. Historie właściwie niewiarygodne, choć z czasem, przez samego ekscelencję, uwiarygadniane.
Przy stole, przy którym teraz siedzę, usłyszałem, jak MSZ szukał sposobu, by rozwiązać problem z jego obywatelstwem – zupełnie inaczej to brzmiało, niż to, co pisali w mediach specjaliści od polityki zagranicznej. I o tym, jak w końcu jakiś geniusz (tym razem to nie sarkazm) wynalazł umowę między PRL a Czechosłowacką Republiką Socjalistyczną, dzięki której udało się ten problem rozwiązać.
Zamieszczony niżej opis stosunków polsko-amerykańskich to moja osobista opinia, zbudowana na podstawie rozmów z ludźmi stąd i stamtąd oraz własnych obserwacji. Nie zapraszam do dyskusji.
Po radości, która zapanowała w Waszyngtonie 15 października ubiegłego roku, przyszła refleksja, że po zmianie władzy, sytuacja w Polsce się zmienia i że niekoniecznie będzie tak, że interesy robi się łatwo, tyle że z fajniejszymi partnerami, gdyż fajniejsi partnerzy mają swoich kolegów, z którymi mogą woleć robić interesy. Do tego przecięte zostaną budowane przez lata bezpośrednie połączenia pomiędzy ludźmi i instytucjami. Spora część transoceanicznej komunikacji odbywała się bez udziału ambasady. Ludzie po prostu do siebie dzwonili i załatwiali sprawy. Teraz się to miało zmienić. Później pojawiły się wyraźne sygnały, że z amerykańskimi interesami może wcale nie być dobrze. Dyskusje o lokalizacji elektrowni jądrowych, wizyty Francuzów, dziwne sygnały w sprawie kontraktów zbrojeniowych. Ekscelencja uspokajał. Tłumaczył, że wszystko jest w porządku, bo przecież już dawno nawiązał kontakty z nową władzą. Centrala cisnęła. Stąd jego obchód i zdjęcia, które ministrowie robili sobie jak z gubernatorem. Niestety, coś musiało nie pyknąć. Zdjęcia nie wystarczyły. Ekscelencja postanowił więc szukać sojuszy wśród parlamentarzystów. Organizuje czwartkowe spotkanie. Nikt mu nie powiedział, że polski parlament mniej ma do gadania, niż parlament amerykański. Nasi posłowie przyjdą, zjedzą, zrobią sobie zdjęcia, które wrzucą na fejsa. I tyle z tego będzie dobrego, gdyż nowa władza ma inny pomysł na sojusze, niż miał ancien régime.
I to jest zła informacja, bo IMHO tylko towarzysze amerykańscy mogą realnie pomóc nam w sprawach bezpieczeństwa.
Towarzyszy amerykańskich wziąłem od jednego z wiceministrów, zatrudnionego jeszcze za poprzedniego ministrowania męża pani Applebaum (tak mówi się o naszym ministrze za oceanem). O tym, jak go (wiceministra) poznałem, kiedyś napiszę we wspomnieniach.
Napisałem o tym – oczywiście krócej – na Twitterze. Wyznawcy obecnej władzy wylali na mnie wiadra pomyj. Nie skarżę się, gdyż właściwie nieźle się ubawiłem. Nie zauważyli, że wystawiam nowemu rządowi laurkę, miało nie być murzyńskości i nie ma murzyńskości, mimo iż Ekscelencja rozdaje paciorki i lusterka.
3. Za Koninem montują na A2 odcinkowy pomiar prędkości. Jak żyję, nie widziałem tam żadnego wypadku, a jeżdżę tą drogą od kiedy powstała, ostatnio bardzo nawet często. Chciałbym wierzyć, że ustawianie fotoradarów (i odcinkowych pomiarów prędkości) służyć ma poprawie bezpieczeństwa, a nie zmniejszaniu dziury budżetowej. Chciałbym, a nie wierzę. I to jest zła informacja.
Ubawiłem się słuchając twitterowego pokoju, prorazemkowych lewicowców. Jeden, znany z imienia i nazwiska, powiedział, że ma nadzieję – mimo iż nienawidzi PiS-u – że komisja ds Pegasusa w żaden sposób nie zbuduje Krzysztofa Brejzy, gdyż to nie jest dobry człowiek.
Nie jest to dobry człowiek, powiedział z użyciem słów powszechnie uważanych za obelżywe. I nie było to tylko jedno zdanie.
Smaczków zresztą było wiele. Najważniejsza była nadzieja na to, że gdy już Tusk wchłonie Nową Lewicę z przyległościami, z Razem powstanie porządna lewicowa partia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz