czwartek, 15 lutego 2024

14 lutego 2024

 


1. Jakoś ubawił mnie brak wiary Mazurka w to, że człowiek Masta nie rozmawiał z prezydentem Dudą o Pegasusie. Kiedyś, z kimś tam, rozmawiałem o niejawnych dokumentach. Akurat byłem świeżo po szkoleniu i mogłem cytować przepisy. Nie pasowało to, do jego wizji wszechświata, więc ciągle mnie pytał: no dobra, to przepisy, ale jak jest naprawdę. A kiedy mu powiedziałem, że nie widziałem tajnej notatki na oczy, się obraził, przekonany, że go okłamuję.
Ludzie sobie dali wmówić, że Pegasus to coś wyjątkowego i nic ich od tego nie odwiedzie, bo gdyby odwiodło, to by się okazało, że sobie dali wmówić. A nikt nie lubi wychodzić na naiwniaka. 
Mnie tam najbardziej by interesowało obejrzenie uzasadnień, które trafiały do sędziów wydających zgody na inwigilacje. Złą informacją jest, że ciekawość moja nie będzie zaspokojona. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że ujawnianie takich rzeczy osłabia państwo. Po drugie, bo politycznie raczej nie będzie to w interesie inwigilowanych. 

2. Zrobiłem 60% warszawskiego planu. I tak nieźle. Co się nasłuchałem, to moje. Na przykład, że jest przynajmniej jedna osoba, której szczerze się podobał występ Samuela u Stanowskiego. To Samuel. Że kwestia przejmowania mediów przejmującym będzie wychodzić bokiem. A dla niektórych może się naprawdę nieciekawie skończyć, gdyż sędziowie, tyle się przez lata nasłuchali o niezależności, że biorą tę niezależność do siebie. I stosują prawo. Zahartowanym w walce z pomysłami Zbigniewa Ziobry Adam Bodnar wcale nie musi być tak straszny. Przez ostrożność procesową nie napiszę, z czym mi się będzie kojarzył nowy przewodniczący delegacji PiS w Parlamencie Europejskim. I to jest zła informacja, bo kiedyś jednak bardziej tu kozaczyłem.

3. Wracaliśmy przez Łódź. Mam nadzieję, że pani Zdanowska będzie tam prezydentem po wsze czasy, bo ktoś inny mógłby naprawić drogi i skąd wtedy człowiek by wiedział, że jest w Łodzi. 
Za Łodzią zaczęliśmy słuchać wczorajszych Dębskiego i Andrzejczaka. Wyraźnie lepsze niż za pierwszym razem. Jeżeli progres (tak się nazywają – swoją drogą – postradzieckie statki kosmiczne) będzie w tym tempie, to jeszcze dwa tygodnie i będziemy mieć do czynienia z arcydziełem. Złą informacją jest, że kiedy Andrzejczak używa słowa atencja, umiera jakieś małe puchate puchate zwierzątko. Jeszcze gorszą, że po dwóch godzinach, kiedy się zrobiło naprawdę interesująco, dojechaliśmy do domu. Więc nie wiem, co było dalej.



Na zdjęciu: brak bezwonnego pisuaru w Beirucie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz