1. Ledwo zasnąłem, już musiałem wstawać. I to jest zła informacja. Wsadziłem głowę do V Liceum. Pan chyba woźny (bo przecież odźwiernym go nie nazwę) oglądał „Park Jurajski” (bo przecież chyba nie słuchał tylko muzyki z tego filmu). Ze Studenckiej, przez plac Sikorskiego i Jabłonowskich poszedłem na Sarego. Przez Sebastiana na Miodową. Bożego Ciała, chwilę Dietla, mimo wczesnej pory przy tej samej ławeczce, co wczoraj, urzędowała ta sama grupa panów. Flaszki nie widziałem. Stradom, Grodzka, Szewska, Karmelicka, Królewska, pod Biprostal.
2. Spotkałem się tam z kolegą W. Udaliśmy się do miejsca, w którym cztery dekady temu sprzedawno pizzę włoską. Wciąż sprzedają. Złą informacją jest, że razem przypaloną.
Stamtąd przez Karmelicką, Batorego, Asnyka, św. Tomasza, na Mikołajską, gdzie się z kolei spotkałem z niedawno poznanym Ł.
Ł. podwiózł mnie później w okolice Jubilata. Miałem się tam spotkać z K. Nic z tego nie wyszło, gdyż dotarło do mnie, że samolot mam godzinę wcześniej, niż się mi wydawało. Zamówiłem więc Bolt i pojechałem do Balic. Na miejscu się okazało, że nie ma kolejki do kontroli bezpieczeństwa, więc mam ekstra godzinę. Poprzednim razem tłum był taki, że ledwo dało ruszyć. Tym razem nawet było gdzie siedzieć.
3. Samolot. W Warszawie podłączyli nas na samym końcu terminala. Przeczytałem na tablicy, że bramkę mam po przeciwnej stronie. No więc przeszedłem cały terminal, by się dowiedzieć, że przy mojej bramce stoi opóźniony parę godzin Budapeszt. No i przeczytałem, że Zielona ma nową bramkę. Po przeciwnej stronie. Wróciłem więc przez cały prawie terminal. Samolot. Samochód. Dom.
Zła informacja jest taka, że jestem nieprzytomny. Będę musiał wstać o świcie i zrobić całą robotę, której dziś nie zrobię, bo zasypiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz