1. Z „Kawą na ławę” wygrało „Trzecie śniadanie” Mellera. Na początku było właściwie śmiesznie, bo goście za wszelką cenę udowadniali, że nie przeszli na PiS-owską stronę. Dla niektórych ich wielbicieli występowanie w kanale Stanowskiego to najzwyklejsza zdrada, która kara musi być unfollowem, jeżeli nie wytarzaniem w smole, pierzu i wygnaniem z miasta. Później dyskusja utrzymywała poziom Karoliny Korwin-Piotrowskiej. Interesujące były badania, które przyniósł Marcin Duma, niestety Meller średnio sprawdził się jako autor pytań.
Generalnie wyszedł TVN. Ito do kwadratu, bo goście bardzo chcieli podkreślać swoją koszerność. Kiedyś, dawno temu, pytałem Mellera, dlaczego nie zaprasza kogoś spoza towarzystwa wzajemnej adoracji, odpowiedział, że mu oglądalność spada i się stacja burzy. Teraz ma szansę na innego widza. No i stacja sprawia wrażenie nieco bardziej otwartej. Mam więc nadzieję, że doczekam programu, w którym dyskusja o prezydencie nie będzie licytacją, dla kogo jest większym debilem.
Złą informacją jest, że nie wiadomo czy doczekam w jakimś realnym czasie.
2. Przez cały dzień, rzecz jasna z przerwami, słuchałem wczorajszej rozmowy z generałem bezprzymiotnikowym rezerwy. Skąd generał bezprzymiotnikowy? Otóż mamy w wojsku cztery stopnie generalskie: generał jednogwiazdkowy – brygady; generał dwugwiazdkowy – dywizji; generał trzygwiazdkowy – broni; generał czterogwiazdkowy – bez przymiotnika, po prostu generał. I takim właśnie był Rajmund Andrzejczak. Znaczy jest. W rezerwie.
Rozmowa uaktywniła groupies (obu płci), które to groupies zaczęły wzdychać, że marzy im się pozapartyjny prezydent i że Rajmund byłby świetny. Mam dla nich złą wiadomość. Napisaliśmy sobie w taki sposób konstytucję, że prezydent powinien być politykiem. I to najlepiej z własnym mocnym partyjnym zapleczem. Bez takiego zaplecza, jedyne właściwie co może robić, to blokowanie inicjatyw sejmowej większości, bo jeżeli z sejmową większością mu po drodze, robi się z niego tej większości notariusz.
Złą informacją jest, że nie chce mi się teraz tego dokładnie wyjaśniać, ale naprawdę mam jakąś wiedzę na ten temat, bo się z bliska naoglądałem prezydenta, który bardziej niż politykiem jest prawnikiem. Bardziej żołnierz niż polityk, to może być coś jeszcze gorszego.
3. „Masters of the Air” coraz lepsi, choć wciąż gorsi niż „Kompania braci”. „Stróżowie Prawa. Bass Reeves” – jakże się cieszę, że się już skończyli. Na koniec wieczoru obejrzeliśmy trzecią część „The Equalizer”. To, gdzie Denzel Washington gra emerytowanego zabójcę z CIA, który niby stary, a wciąż potrafi zabić czymkolwiek, parę osób naraz, ale tylko złych. Tym razem wszystko z pięknymi włoskimi plenerami. Washington w tym filmie bardzo jest podobny do Andrzeja Hrechorowicza. Andrzej ma wiele umiejętności, ale chyba tak nie potrafi mordować złych ludzi. I to jest zła informacja. Bo dobrze czasem znać kogoś z takimi umiejętnościami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz