1. Wstałem późno. Bliży jedenastej. Chwilę po tym, jak wstałem, zacząłem słuchać „Trzeciego Śniadania”. Jakoś tam podziwiam Jacka Bartosiaka. Za pomysł na biznes. I tego pomysłu realizację. Mój kolega, niegdysiejszy wyznawca dr. Bartosiaka, niegdyś agresywnie reagował na jakiekolwiek próby falsyfikacji Bartosiaka myśli. Dziś, po tym, jak historia myśli dr. Bartosiaka sfalsyfikowała na – że tak powiem – pełnej piździe, mówi, że nie ważne, co Bartosiak twierdzi, że ważne, iż dzięki temu ludzie zaczynają dyskutować na ważne tematy. I z tych dyskusji, z tego fermentu, może coś dobrego dla świata wyniknąć. Jest w tym jakiś sens.
Dziś, w „Trzecim Śniadaniu” problem polegał na tym, że naprzeciw siadła pani Dyner. Naprawdę jest tak, że wystarczy liznąć kwestii bezpieczeństwa, żeby rozumieć, iż mimo wypowiadania wielkiej liczby słów (w większości trudnych), dr Bartosiak nie ma na ten temat zbyt wiele do powiedzenia. Pani Dyner ma bardzo duże pojęcie na temat bezpieczeństwa. Ma też dostęp do wiedzy, do której dostęp nie jest specjalnie popularny. Ma też inny sposób na życie, niż reszta
śniadaniowych gości. Najprościej by było napisać, że rozniosła pana doktora, razem z jego wiernym Zychowiczem. Ale to tak nie działa. Zresztą i tak wyznawcy pana doktora tego nie zauważyli. I to jest zła informacja.
Nawet jeżeli się zgodzić, że pan doktor spopularyzował dyskurs geopolityczny, to niestety nie przełożyło się to jakoś specjalnie na podniesienie wiedzy na ten temat.
2. Znów właściwie cały dzień mi uciekł. I to jest zła informacja. Wyprawiłem dziewczyny do Warszawy. Spacerowałem z pieskiem, naniosłem drzewa, które wcześniej porąbałem. I zmontowałem koziołek do drzewa cięcia, co było wyzwaniem, gdyż fabryka nie dołożyła odpowiedniej liczby nakrętek.
3. Wieczorem trafiłem na jakiś twitterowy pokój o patriotycznej nazwie. Na samą końcówkę. Jakiś generał rezerwy tłumaczył kilkudziesięciu słuchaczom, że w Waszyngtonie na pewno, gdy tylko wyproszono dziennikarzy, rozpoczęto rozmowy o nuclear sharing. Mówił o tym z takim przekonaniem, że prawie uwierzyłem.
Od pół godziny nie napisałem tu ani słowa. I to jest zła informacja, bo pół godziny temu mogłem już iść spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz