1. Piesek nawet wrócił do domu, więc się mogłem położyć spać jeszcze przed świtem. Złą informacją jest, że nie mogłem spać do południa. Ucieczkę z objęć Morfeusza umilał mi audiobook. „Dług Honorowy” Tom Clancy'ego. To ta prorocza książka, z 1994 roku, w której odbywa się zamach z użyciem Boeinga 747. Tyle że mądrzej wymyślony, niż te siedem lat później, gdyż samolot uderza w Kapitol podczas posiedzenia obu izb, z udziałem prezydenta, gabinetu, sędziów Sądu Najwyższego. Istnieje oczywiście szansa, że autorzy koncepcji ataku na WTC, przeczytali następne książki z serii, z których wynika, że wymiana elity politycznej USA, zdecydowanie wzmocniło to państwo, więc na wszelki wypadek wybrali przemoc bardziej symboliczną.
W książce jest jeszcze jeden zrealizowany później scenariusz. Zielone ludziki i referendum w sprawie zmiany państwowości. Tyle, że za Krym robi archipelag Marianów. No i w książce Rosja jest OK, zresztą w większości książek autora Rosja jest OK. W przeciwieństwie do, w tym przypadku, Japonii.
Muszę przyznać, że uwielbiam książki Clancy'ego. Prostolinijny Jack Ryan, o twarzy Harrisona Forda, wzrusza mnie do łez. Podobnie opisy amerykańskiej polityki. I polityki międzynarodowej. Im więcej człowiek na własne oczy widział, tym bardziej by chciał, żeby świat wyglądał jak w książkach Clancy'ego. Swoją drogą, do końca życia będę pamiętał niesmak, który zobaczyłem w oczach małżeństwa pracowników Departamentu Stanu, zaprzysiężonych demokratów, kiedy się przyznałem do znajomości dzieł tego autora.
2. Odsłuchując debatę o aborcji w kanale Zero, wykonałem serię prac przydomowych. Kultywowałem kultywatorem fragment parkowego trawnika, porżnąłem i porąbałem pewną ilość drewna. Od debaty odpadłem w połowie. Być może było coś interesującego później. Ciekawe, czy niechęć diw lewicy do referendum bierze się stąd, iż jakoś dociera do nich, że każdy ich występ, każde propagowanie idei „pro choice” tak naprawdę odrzuca centrystów. Człowiek, który by nawet się zgodził, że ostateczny wybór powinna mieć kobieta, słysząc jak kobieta mówi, że płód to zasadniczo pasożyt, dochodzi do wniosku, że może jeszcze nie pora na to, żeby coś zmieniać, że może lepiej zostawić, jak jest.
To coś, co się chyba nazywa koziołek do cięcia drewna, sprawdza się świetnie. Złą informacją jest, że producent przyoszczędził i blaszka, z której to coś jest zrobione, się odkształca. Na razie da się odginać, ale istnieje spora szansa, że kiedyś przestanie i się urwie.
3. Spacerowaliśmy z pieskiem. Poszło nam całkiem szybko. Choć piesek bardzo chciał – któryś raz z kolei chciał – spenetrować pewien młodnik. Może kiedyś go ze sznurka spuszczę i zobaczymy, co z tego młodnika wygna. Ale jeszcze na to nie pora. Wcześniej, na kupie ziemi, którą wysypali budujący chodnik panowie, zauważyłem butelkę (tę małą, co to ma swoją nazwę, której nie pamiętam, gdyż preferuję objętość 0,7) po wódce polskiej. Czarnobiałe, odpowiednio ziarniste zdjęcie miałoby szansę na nagrodę „Press”.
Byłem w świetlicy wiejskiej, na spotkaniu przedwyborczym z wójtem. I dwiema kandydatkami. Do rady gminy i rady powiatu. Ludzi było więcej niż na wyborach sołtysa. Stoły były ustawione w U. Po prawej stronie siedziały panie, po lewej panowie.
Po przemówieniach była dyskusja. Od dziur w drodze, po geopolitykę. Raz nawet padło nazwisko Andrzejczak. Swoją drogą muszę gdzieś znaleźć NATO-wski dokument, który stwierdzał, że jestem członkiem. Z generalskim własnoręcznym dopiskiem potwierdzającym, że tym członkiem na pewno jestem.
Wójt nie ma kontrkandydata, ale tak jak dwie panie, startują z list Samorządowców. Firmowanych przez starostę. Starosty Szumskiego jestem wielbicielem. Ma wielki polityczny talent do pozyskiwania funduszy. Widziałem go parę razy w akcji. Widziałem, jak wykorzystuje możliwości. No i widzę, jak i w jakim tempie się zmienia powiat. W swoim dobrze pojętym interesie, będę głosował na jego ludzi. Złą informacją jest, że w związku z brakiem kontrkandydatów nie będę mógł zagłosować na wójta. Inaczej mógłbym go zaszantażować, że nim flagi przed urzędem gminy nie zawisną w ustawowej kolejności nie ma szans na mój głos.
Józka na Szaserów. Po operacji. Lekko ponoć nie było. Cztery i pół godziny. Ważne, że z sukcesem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz