1. Po lotnisku w Babimoście chodził francuski żandarm. Nie miał kepi. Ogólnie nie wyglądał, jak archetyp francuskiego żandarma. No i jeszcze mówił po polsku.
Pociąg z Balic do miasta miał coś z popsutej wieży Babel. Wieży Babel, bo w promieniu kilku metrów słyszałem niemiecki, francuski, hebrajski, ukraiński, polski i chyba hiszpański. Zepsutej, bo kiedy przychodziło co do czego, jakoś potrafiono się dogadać.
Złą informacją jest, że nagle zauważyłem, iż konduktorzy są młodsi ode mnie, co kiedyś było nie do pomyślenia. Jestem dziadem.
2. Namówiłem się Easy Riderem na rozmowę po wyborach. Pan doktor z niechęcią podchodzi do występów w mediach. I to jest zła informacja, bo działałby na te media odświeżająco.
W Krakowie kampania na całego. Z plakatów wynika, że z listy Trzeciej Drogi startuje do Sejmiku były wojewoda Pilch. Gość wrył się w moją pamięć w sposób nieodwracalny. W Oświęcimiu to zrobił. Konkretnie w hotelu, którego nazwy nie pamiętam. To była rocznica wyzwolenia Auschwitz. Przy której okazji PAD spotykał się tzw. Kolindą. Czyli prezydent Chorwacji.
W hotelu nie było pokoju, w którym by się mogli spotkać w sposób normalny. Wszystko działo się więc w sali zaprojektowanej by odprawiać w niej obrzędy weselne. W jednym rogu, przy okrągłym stole trwało spotkanie głów państw. Potem było parę metrów przerwy. I w reszcie sali kłębiły się obie delegacje. I wśród tych dwóch delegacji miotał się wojewoda Pilch. Czerwony na twarzy pokazywał na swoim telefonie fejkowe zdjęcie pani prezydent w czerwonym stroju kąpielowym. Pokazując drugą ręką (w pierwszej trzymał telefon) to na telefon, to w kierunku okrągłego stołu, przy którym trwało spotkanie.
Nie wiem jak to się stało, że Pilch przestał być wojewodą. I chyba nie chcę wiedzieć. Jego następcą został Piotr Ćwik. Późniejszy mój kolega z Kancelarii. Teraz obaj się biją o miejsce w Sejmiku. Niech wygra lepszy. Następny wojewoda jest posłem. On z kolei chce zostać prezydentem Krakowa. W każdym razie startuje. Plotki głoszą, że ponoć idzie mu zadziwiająco dobrze. Albo chodzi o to, że kandydat Platformie nie do końca się udał. Obaj się biją o drugie miejsce i ponoć różnica jest o włos.
À propos plotek. Usłyszałem przezabawną historię o tym, że pomysł małego reaktora na terenie huty imienia niegdyś Lenina urodził się w głowie wymienionego wyżej wojewody Pilcha. Jak już zdecydowanie nie był wojewodą, tylko pracował w energetyce. I jak usłyszał o SMR-ach, to postanowił, że by chciał przy takim pracować. No i zaczął opowiadać, że taki stanie w hucie. Media podchwyciły. I kiedy Mittal (właściciel huty) stwierdził, że nic o tym nie wie, zaczęto pisać o porażce Orlenu. Historia zbyt świetna, by móc był prawdziwa.
W Krakowie kampania na całego. Grzegorz Lipiec na rondzie Mogilskim rozdawał żurek. Porozmawiałem z nim chwilę. I w tym czasie przyszedł jakiś inny kandydat i też się zaczął rozstawiać z żurkiem. Z tego, co zauważyłem ż żurku największy pożytek mieli okoliczni menele. Ale może to i dobrze.
3. Na Okęciu wpadłem na generała Różańskiego. Bardzo w sumie ciekawa rozmowa.
No i przez cały dzień odsłuchiwałem rozmowy Mazurka z księdzem profesorem Franciszkiem Longchamps de Bérier. Jakież to było przyjemne. Stanowskiemu najbardziej jestem wdzięczny za to, że stworzył miejsce, gdzie Mazurek może przeprowadzać takie dwugodzinne rozmowy. Ponaddwugodzinne.
Wróciłem do domu. Zaczęliśmy oglądać „Problem Trzech Ciał”. Złą informacją jest, że rodzinnie nie udało się ustalić, czy to dobre jest, czy złe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz