1. Obudziłem się zadziwiająco świeży. I to jest wbrew pozorom zła informacja, gdyż można z tego wysnuć wniosek, że bym się czuł świeży, powinienem wypijać co wieczór cztery piwa.
2. Pan naprawiacz kosiarki czekał na kolejkę u męczygumy, by zmienić opony w traktorku. Kolejka stąd, że wszyscy właśnie zmieniają opony na letnie. Pan Adam, od skrzyni biegów Suburbana nie odbierał telefonu.
Obrobiwszy się z zawodową robotą, postanowiłem się przyjrzeć kompresorowi klimatyzacji w Lawinie. Zdjąłem ten dziwnego kształtu kawał plastiku, łączący obudowę filtra powietrza z kolektorem dolotowym, zdemontowałem osłonę wentylatora chłodnicy. No i mi się przypomniało, że powinienem zdjąć wentylator. Niestety, potrzebny do tego jest klucz płaski 36 mm. A takiego nie mam. Postanowiłem więc wleźć pod auto, by sprawdzić, jak kompresor klimatyzacji wygląda od spodu. Wyglądał nieźle. W przeciwieństwie do paska, który okazał się urwanym. Kupiłem kiedyś taki pasek. A nawet dwa. Szukałem więc go przez jakąś godzinę. Bezskutecznie. Pojechałem do miasta. W Świebodzinie nikt nie miał. Dojechałem do Zielonej. Były. Wziąłem dwa. Na wypadek, gdyby się ten nowy też urwał. Wracając, zacząłem się zastanawiać dlaczego właściwie się urwał, skoro kompresor się kręci. Koło napędowe na wale też. Wyszło, że napinacz. No i napinacz. Stał. Próbowałem go nawet zdemontować, jednak, od góry bez zdjęcia wiatraka nie szło. Od spodu, bez kanału też. Stanęło na tym, że pan mechanik z Wilkowa zamówił napinacz i jak mu jutro przywiozą, to jest szansa, że się uda założyć. Kiedyś w samochodach nie było klimatyzacji i nikomu to nie przeszkadzało. Teraz jest. I jak jej nie ma, to jej brak przeszkadza. I to jest zła informacja.
Byłem z pieskiem na spacerze. Nie licząc wczorajszej ucieczki, chłopak nie spacerował od dobrego tygodnia.
3. Obejrzeliśmy pierwszy odcinek serialu „Fallout”. Nie mam na razie zdania. W grę nie grałem, więc nie wiem, co Amazon spieprzył, a że spieprzyć potrafi, wiemy po czarnoskórym elfie.
Nie mogąc się zabrać za pisanie, zajmowałem się analizowaniem muzyki na mojej spotifyowej plejliście. Pierwszy tam utwór nazywa się „Chaiyya Chaiyya”. Trafiłem na niego w filmie o napadzie na bank. Nie pamiętam dokładnie, o co chodziło, ale na pewno było coś o Holokauście i zemście. Spodobał mi się, bo przypominał bolero.
No więc wpadłem na pomysł, żeby z pomocą Chata GPT przetłumaczyć treści tego utworu na polski. Jest o miłości. I przyjacielu, który mówi w Urdu.
Chat mi przypomniał, że film był Spike'a Lee i nazywał się „Inside Man”. Co ja bym bez niego zrobił.
Ale jak już się dowiedziałem o czym jest ta piosenka, znalazłem teledysk. I to było naprawdę mocne przeżycie. Złą informacją jest, że istnieje oczywiście szansa, że moc tego przeżycia wynika z mojego ograniczenia, zamknięcia na inne kultury.
piątek, 12 kwietnia 2024
11 kwietnia 2024
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz