1. Otóż spałem, w porywach, ze trzy godziny. No i miałem przez to bardzo długi dzień. Gospodarz mój Misza, szedł z wnuczką na Israel Day Parade. Misza nie jest chyba jakoś specjalnie politycznie zaangażowany, jednak poszedł, bo wnuczka.
Izrael używa argumentu, że antyizraelskość to antysemityzm. Choć nie każda krytyka Państwa Żydowskiego jest krytyką Żydów jako takich, więc się nie powinno nazywać jej antysemityzmem. Ale jak nazwać sytuację, kiedy w szkole, nakręceni przez lewicowe media i pewnie lewicowych rodziców, no i też arabskich kolegów, uczniowie, pastwią się nad kimś z klasy. Kimś, kto nie ma nawet izraelskiego obywatelstwa, ma tylko żydowskie pochodzenie. Dla mnie jest to regularny antysemityzm.
Wrzuciłem walizkę do hotelu, mojego kolegi Marcina i poszedłem oglądać paradę. Znaczy, oglądać, co się wokół parady działo. Tłum. Blokujący spory kawałek Manhattanu. Ludzie wyraźnie cieszący się z tego, że jest ich tylu.
Swoją drogą wiele słyszałem o rozpoznawaniu żydów. Że po nosach, że po uszach. Po włosach. Po nazywanej jarmułką kipie. A to wszystko nie działa. W dzisiejszych czasach żydów w Nowym Jorku poznać można po T-Shircie. I to, dla naszych rodzimych judeosceptyków może rodzić pewien problem, bo gdyby 2/3 Polaków przenieść na Manhattan i przeprać w odpowiednie T-Shirty, niczym by się nie odróżniali. I to jest zła informacja. Nie dla mnie. Dla judeosceptyków, choć większość z nich jest po prostu, excusez le mot, chamskimi antysemitami.
2. Podróżowaliśmy z przystankami. Pierwszy w Chinatown. Przechodziliśmy obok sądu, gdzie skazano Trumpa. Człowiek musi przylecieć do Stanów, żeby usłyszeć, że ta sprawa wcale nie jest tak oczywista i niewiadomo, co się wydarzy w apelacji, gdyż prokurator zastosował sztuczkę. Nowojorskie prawo stanowe stanowi, że fałszowanie ksiąg jest przestępstwem, tylko w sytuacji, gdy prowadzi do tego, że ktoś zostanie okradziony, bądź do innego przestępstwa. Trump fałszować księgi miał, by oszukać głosujących na niego wyborców. Czyli nielegalnie wpłynąć na wynik wyborów. Co zasadniczo jest przestępstwem federalnym. Stan niby też ma swoją ordynację wyborczą, bo jakoś wybory prezydenckie przeprowadza. W każdym razie sąd twierdził, że Trump chciał nielegalnie na wybory wpłynąć, mimo iż tego zasadniczo nie badał. I ot może być problem.
Złą informacją jest niekoniecznie ten problem zrozumiałem. Pewnie też niekoniecznie rozumie ten problem większość Amerykanów. Wiedzą tylko, że jest problem. Wysyłają więc kolejne dolary na Trumpa kampanię. Problemu nie widzi CNN, w który za każdym razem, przy nazwisku Trump pojawiało się określenie „convicted”. Zupełnie jak u nas. Różnica jest taka, że u nas gdy ktoś Wąsika, czy Kamińskiego nazywa skazanymi przestępcami, łamie prawo. Gdyż wyroki mają zatarte. Czyli w rozumieniu prawa jest tak, jakby ich nie było.
Im bardziej CNN będzie pisał o przestępcy Trumpie, tym bardziej Trumpa wyborcy będą chcieli na niego głosować, bo w tutejszej demokracji ludzie bardzo są przywiązani do wagi własnego głosy w wyborach i nie podoba im się, gdy ktoś im chce to prawo ograniczyć. Swoją drogą prezydent Biden, komentując wyrok, bardzo dobrze o tym pamiętał. Napisał, że wybory wygrać można jedynie przy urnie.
Byliśmy w Yardley. To w Pensylwanii. Podano zacną cytrynówkę. Kiedyś były kremy, które się nazywały Yardley. Tak, ze czterdzieści lat temu.
Przejeżdżaliśmy obok Wilmington. Teraz tam trwa proces Huntera Bidena. Każdy kraj ma swojego Jakuba Banasia. Stany większe, to mają bardziej. Dzieci nie odpowiadają za rodziców. Rodzice za dzieci też nie powinni. Przynajmniej za te po czterdziestce. A jednak odpowiadają.
Historia z młodym Bidenem jest jedną z tych, których by nie wymyślił żaden scenarzysta. Otóż Hunter miał brata, Beau. (Skąd ta predylekcja do niechrześcijańskich imion) Brat się był udał. Zasadniczo mógłby zostać kiedyś prezydentem. Jednak dostał raka i umarł. Brat miał żonę, którą gdy umarł, pocieszać zaczął Hunter. Pocieszanie skończyło się w sposób spotykany w naszej kulturze. Hunter miał problem narkotykowy, który martwił żonę jego ś.p. Brata. Przyjechał kiedyś do domu i zasnął. Ta żona postanowiła sprawdzić w samochodzie, czy nie ma tam aby narkotyków. Nie było, ale znalazła broń palną. Colta Cobrę. Taki rewolwer, jak ze starych policyjnych filmów, tyle że zrobiony z lekkich stopów. Swoją drogą, kto normalny, w XXI wieku używa krótkolufowych rewolwerów? Znalazła broń palną, więc się – jak na demokratkę przystało – przeraziła. Zabrała, pojechała pod supermarket, gdzie zwykle zrobiła zakupy i wrzuciła do kontenera na śmieci. Wróciła do domu. Hunter oprzytomniał. Opowiedziała mu, co zrobiła. Można się domyśleć, że z dumą mu to opowiedziała. Ten oprzytomniał na tyle, żeby się za głowę złapać i wysłać ją z powrotem, by rewolwer znalazła. Ta nie znalazła. Zwróciła się o pomoc do ochrony sklepu, ochrona powiadomiła policję, policja przyjechała, żona ś.p. brata opowiedziała całą historię policji. Łącznie z tym, że w samochodzie szukała narkotyków. Policja sprawdziła, że rewolwer kupiony był legalnie. Ale Biden, by dostać pozwolenie, musiał odpowiedzieć na pytanie o to, czy używa narkotyków. Odpowiedział twierdząco. Znaczy niekoniecznie twierdząco, gdyż stwierdził, że nie używa. A tu żona ś.p. brata stwierdziła, że używa. Czyli skłamał w dokumentach. A skoro skłamał, to broń kupił nielegalnie. I za wszystko mu się należy nawet 25 lat więzienia. W Stanach nie wolno kłamać. Zwłaszcza w dokumentach. Prokurator, który się sprawą zajmował, zgodził się na ugodę, w ramach której Hunter miał ponieść jakąś minimalną karę. Jednak sędzie stwierdził, że nic z tego nie będzie. Zaczął się więc proces. Przedziwny kraj , ta Ameryka.
Do tego jeszcze trwa grilowanie dr Fauciego, tego który twierdził, że chiński ślad w COVID-zie to wymysł prawicowych zjebów. No może nie używał takich słów, ale taki był sens jego wypowiedzi. A się właśnie okazuje, że dobrze wiedział, co się w Wuhan działo. I niekoniecznie mówił w tej sprawie prawdę.
3. A najgorsze jest to, że wciąż nie wiem, jaki jest dzień i która godzina. Byłem na tym kontynencie już parę razy, ale nigdy mnie tak długo nie trzymało.
Obejrzałem posiedzenie komisji chyba ds. „Afery wizowej”. Przypomniało mi się, że jej przewodniczący dał się rozpoznać szerszej publiczności, gdy na forum w Krynicy omijając kolejkę wbił się do toalety tłumacząc, że jest posłem i mu się należy. Węższa publiczność znała go z innych sytuacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz