piątek, 12 lipca 2024

11 lipca 2024


1. Kraków niby sezon, a trochę flauta. Wieczorem pustki w knajpach dla turystów. Zwierzyniecka wciąż rozkopana. Mam wrażenie, że od poprzedniego razu, kiedy nią szedłem, niewiele się zmieniło. Mam wrażenie, że poprzedni jej remont, taki gruntowny, był siedem–osiem lat temu. Przedziwnie to miasto jest zarządzane. Wyobraźmy sobie człowieka, który po poprzednim remoncie inwestuje w biznes przy Zwierzynieckiej. Po remoncie, więc powinien być spokój przez przynajmniej ćwierć wieku. A tu taka niespodzianka. 


2. Zjadłem dobre śniadanie w Żonglerce przy Syrokomli. Szakszukę. Z odpowiednio niezciętymi żółtkami. Usłyszałem dykteryjkę o grupie Słowaków na ciężkim kacu, którzy zamówili śniadania, dostali szakszukę, a później w komentarzu na googlu napisali, że dziesięć dolarów za surowe żółtka to jednak przegięcie. 

Przed czwartą zakończyłem wszystkie obowiązki. Postanowiłem komunikacją miejską udać się na lotnisko. Miałem grubo ponad dwie godziny, co – wydawać się mogło – gwarantowało odpowiedni margines bezpieczeństwa. Jednak spod Biprostalu, pod AGH jechałem godzinę. Korki warszawskie przy korkach krakowskich nie są korkami.

Zdążyłem, bo autobus (drugi, ten który jechał na lotnisko) przyjechał niezupełnie zgodnie z rozkładem. A na kontroli bezpieczeństwa ruch był wyraźnie ograniczony. 

„Żydzi są jak Polacy, tylko bardziej” – Szewacha, potwierdziło się po raz kolejny. Kiedy wylądowaliśmy na Okęciu, zaczęła klaskać wycieczka izraelskich dziewczynek.

Wcześniej samolot wystartował później. Do tego trzymali nas w środku przez dobry kwadrans, z autobusu wysiadłem na dziesięć minut przed planowym odlotem. System jednak zadziałał. Przesunięto boarding. I spokojnie zdążyłem.


3. Odezwał się do mnie Michał Rachoń, zaprotestował przeciwko tezie, że TVN24 przejął widzów TVP Info. Pewnie ma rację. Pamiętam jednak badania na temat tego, co oglądają wyborcy Koalicji Obywatelskiej i PiS-u. Otóż ci pierwsi oglądali tylko TVN24, a ci drudzy TVP Info i TVN24.

Szczyt NATO w Waszyngtonie. Pół internetu ekscytuje się zdjęciami Prezydenta z siłowni. Niektóre memy naprawdę śmieszne. Kiedy je oglądałem, przypomniał mi się dowcip, znaczy mi się nie przypomniał, przypomniała mi się sama jego końcówka. Wyznawcy trzech religii licytowali się, który z bogów jest najmocniejszy. Pierwszych dwóch nie pamiętam. Trzecim był żyd, który szabat znalazł portfel. Jako że był to szabat, to nie mógł się schylić, by ten portfel podnieść. Pomodlił się więc do Pana i ten wkoło żyda zrobił wtorek. 

Ktoś, kto wpadł na sesję z siłowni w „Fakcie”, prawdopodobnie pomodlił się o to, żeby wokół niego i Prezydenta był rok 2009. I w sumie nieważne, czy modlitwa została wysłuchana, czy nie – uwierzył, że jest rok 2009 i że tego rodzaju materiały ocieplają wizerunek. Problem polega na tym, że wokół jest rok 2024 i takie materiały nie ocieplają wizerunku, tylko pozbawiają powagi. Dziś oczywiste jest, że każdy polityk biega, ćwiczy, dba o formę. Jest to tak oczywiste, że jeśli się tym chwali, ludzie, zamiast patrzeć na to dobrze, zaczynają się zastanawiać o co chodzi. 

Mamy rok 2024, Barack Obama nie jest bożyszczem tłumów, raczej kojarzony jest niezbyt szczęśliwym czasem w amerykańskiej polityce. 

Człowiek, który wpadł na ten kuriozalny pomysł, albo wciąż uważa, że jest 2009, albo chodziło mu o coś innego. O to, żeby kilku ludzi przeczytało, że jest najbliższym współpracownikiem prezydenta. Mimo wszystkich klęsk, których ostatnio był sprawcą. 

Smutne to w sumie. Powinny istnieć granice wykorzystywania powagi urzędu do prywaty. Zwłaszcza, gdy interesy urzędu i prywaty stoją w sprzeczności. Ale oczywiście, może nie ma tam złej woli, jest jedynie wiara w to, że mamy 2009 rok. 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz