sobota, 17 sierpnia 2024

12–17 sierpnia 2024


1. Czytam w końcu „Klucz do Kaczyńskiego”. Jestem w połowie. Na początek dwie konstatacje. Po pierwsze, to książka bardziej o Krasowkim niż o Kaczyńskim. Po drugie, autor najwyraźniej przeczytał „Transnaród”. Każdy powinien przeczytać „Transnaród”.

2. Defilada. W bardzo porządnym, zeszłorocznym stylu. Czyli bez dziadów z dzidami i ludzi przebranych za powstańców warszawskich. 
Sprzęt jak w zeszłym roku. Coś tam przybyło. Wyjątkowo brzydki pojazd Kleszcz. Koreańskie czołgi są głośniejsze od Abramsów i Leopardów. Pożegnalny przelot Mi-24. Mam nadzieję, że te nasze ostatnie rychło trafią na Ukrainę. No i Apache. Zrobiła się awantura, że Kosiniak pierś do medali wystawia, a zasługa Błaszczaka. Niby prawda, ale po zmianie władzy po mieście chodziła plotka, że nowy rząd uwali umowę z Amerykanami, bo łatwo to można było zrobić, a piniędzy nie ma i nie będzie. I chyba coś było na rzeczy. No i Kosiniak ten kontrakt wybronił, więc trochę chwały mu się należy. 
Swoją drogą bardzo ładne miał przemówienie. Czego nie można powiedzieć o przemówieniu, które było później. Tuskowi tematy patriotyczno-historyczno-wojskowe po prostu nie leżą.

Później Arkady Kubickiego. Pierwsza z serii ostatnich takich imprez. W bardzo radosny sposób schlałem się niefiltrowanym lagerem. Ciekawi nieobecni, ciekawi obecni. Na przykład Radosław Sikorski szwendający się z pełnym nienawiści wzrokiem. Jak za najlepszych czasów państwo Żerkowie oraz docent Gibon. 
Był też Mateusz Morawiecki, do którego ustawiła się w pewnym momencie kolejka zainteresowanych wspólnym zdjęciem. 
Imprezę udało się zamknąć, jak za dawnych czasów.
Później udałem się na Pragę, gdzie z moim kolegą Grzegorzem, z użyciem narzędzi nowoczesnej łączności, prowadziliśmy rozmowy transatlantyckie. Kolega Grzegorz, słomiany wdowiec, wzruszył mnie przygotowując na moje przyjście zestaw przekąsek, sporą część z nich przesypując z plastiku do naczyń. 
Później, gdy już wróciłem na europejską stronę Wisły, z załogą „Noli” wylądowaliśmy w „San Escobar”, gdzie zaczepił mnie człowiek, mówiąc, że jestem bardzo podobny do Marcina Kędryny. Jestem. Nie da się tego ukryć. 

3. Z tego wszystkiego, cały piątek byłem nieprzytomny. Ale nie na tyle, żeby nie zauważyć premierowej deklaracji o podjęciu starań mających na celu organizację Igrzysk Olimpijskich. 

Uważam, że wielkie imprezy sportowe to zło.
To samo uważałem, gdy o organizacji Igrzysk mówił Andrzej Duda. Rozwala mnie argument: dlaczego chcemy organizować Igrzyska? Dlatego, żeby pokazać, iż możemy je zorganizować. 
Po doświadczeniu Euro2012 – mogliśmy tę samą infrastrukturę transportową zbudować bez pretekstu Mistrzostw, bez budowy wciąż generujących koszty stadionów. Po doświadczeniu Igrzysk Europejskich, które jakoś specjalnie nie wypromowały Krakowa, po doświadczeniach iluś krajów, które na organizacji wielkich imprez sportowych popłynęły. 
Podobne zdanie mam o imprezach typu Expo. Z bliska widziałem w Kazachstanie. Nie polecam. Ani zwiedzać, ani organizować. Chyba, że się jest dyktatorem i się ma taki kaprys.

Jak słyszę ludzi, którzy mówią, że przy okazji Igrzysk zbudujemy CPK i energetykę jądrową, to się zastanawiam, czy wszyscy mamy po dwanaście lat i nie rozumiemy tego, że do budowy energetyki jądrowej i CPK nie potrzebujemy pretekstu. 

Chyba, że chodzi o to, że takie imprezy służą do łatwego przepompowywania publicznej kasy do prywatnych kieszeni. Są do tego świetnym pretekstem 

Swoją drogą ile się nasłuchałem od samorządowców (*niekoniecznie PiS-owskich, właściwie wcale nie PiS-owskich), o tym jak beznadziejnym z ich punktu widzenia pomysłem są Orliki. 
Dawno temu minister kultury tłumaczył, że filharmonię można wybudować w każdym mieście. Tylko trudno ją będzie później finansować. Z Orlikami było podobnie. Kiedyś to może opiszę. 



1 komentarz: