środa, 7 sierpnia 2024

6 sierpnia 2024


1. Najbardziej moją osobę zadziwiły głosy, że Stanowski wykazując hipokryzję mediów robi źle. Abstrahując od tego, że wykazanie hipokryzji mediów było skutkiem ubocznym wkręcenia Stonogi, sam pomysł, by głośno mówić, że wykazywanie prawdy jest złe, jest dość odważny. 

Najpierw zebrany wątek Bianki Mikołajewskiej:
„Wczoraj, gdy pojawiło się nagranie z rzekomego kolegium Kanału Zero, rozmawialiśmy z @M_Jaloszewski o tym, że to musi być jakaś ustawka. Niemożliwe żeby 5 lat po kompromitacji T. Machały, który tłumaczył na kolegium WP dlaczego dziennikarze mają nie pisać o M. Sprawiedliwości, ktoś powtórzył to niemal 1:1. Wypowiadając wszystkie te frazy, które tak pięknie nadają się do cytowania. I na dodatek, by to wszystko trafiło akurat w ręce Z. Stonogi. Oboje uznaliśmy, że jeśli to sam K. Stanowski spreparował tę historię, sprawa jest może nawet poważniejsza, niż gdyby nagranie było prawdziwe. Bo to jest już historia o tym, czy w dobie wszechogarniającej dezinformacji, gdy za naszą granicą toczy się wojna, ludzie cieszący się milionami widzów i odsłon, tworzący media informacyjne (a takim jest w części Kanał Zero) mają prawo robić eksperymenty wiarygodności innych mediów i osób publicznych. Zaczynając z innej strony: Nie ma silniejszej broni niż informacja i bardziej bezbronnych ludzi, niż pozbawieni wiarygodnych informacji. Ogromne wysiłki wszelakiej propagandy skupiają się od lat na tym, by niepotwierdzonymi informacjami siać zamęt i niepewność, by ludzie nie wierzyli już nikomu i w nic. Zwłaszcza, by nie ufali mediom i dziennikarzom. Eksperyment KS to kolejna w ostatnim czasie w mediach społecznościowych akcja, która – chcąc, nie chcąc – idzie w tym samym kierunku. Ktoś może powiedzieć: «po co nam zaufanie do mediów i osób publicznych, które publikują fejki nie potwierdzając ich prawdziwości?» I trudno z tym dyskutować. Tyle, że taki eksperyment osłabia wiarygodność WSZYSTKICH dziennikarzy, także tych, którzy codziennie starają się nie dać nabrać rozmaitym manipulatorom, dezinformatorom i fejkotwórcom. Ktoś powie: «może media i dziennikarze czegoś się dzięki temu nauczą i wyjdą z tego mocniejsze, a ludzie dzięki temu zaczną bardziej im wierzyć». Niestety, jak na razie, to tak nie działa.”

Obawiam się, że w Polsce mamy problem ze WSZYSTKIMI dziennikarzami. Któryś raz z kolei powtórzę myśl, którą prawie dekadę temu wygłosił, pracujący wówczas w „Newsweeku” Wojtek Cieśla. Powiedział, że dla połowy czytelników to, co napisze jest prawdą, bo napisze to w „Newsweeku”, a dla drugiej nie jest prawdą, bo napisze to w „Newsweeku”, więc jego praca dziennikarza śledczego traci sens, bo w ten sposób drugorzędnym się staje, czy to, co napisze, jest prawdą, czy nie. 
Otóż nasze gwiazdy dziennikarstwa świetnie się w tej sytuacji odnalazły. Wychodzą naprzeciw potrzebom czytelników. Czytelnicy ich za to kochają. Nie za pisanie prawdy, tylko za wychodzenie im naprzeciw. Efekt jest taki, że jak któryś napisze coś, co nie pasuje kochającym go czytelnikom, kończy się to internetowym linczem. Bo czytelnik nie kocha za rzetelność, wiarygodność, profesjonalizm, tylko za pisanie tego, co czytelnikowi pasuje. 

Pani Bianka napisała, że eksperyment Stanowskiego „osłabia wiarygodność WSZYSTKICH dziennikarzy”. Czy aby na pewno? Mnie się wydaje, że nie osłabia wiarygodności Kanału Zero. Wręcz przeciwnie. Wzmacnia ją. 

Tweet Marcina Kędzierskiego:
„Stanowski jest geniuszem mediów społecznościowych. Sęk w tym, że kompromitując «tradycyjne media» wzmacnia procesy, które w ogóle zabijają debatę publiczną. To taki trochę szatański plan – nie zawsze dobro (pokazanie hipokryzji mediów – nikt nie będzie płakać) prowadzi do dobra.”

Ewangelia ma nieco inne zdanie na ten temat, mianowicie i świętego Jana napisane jest: Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli.”


2. „Tradycyjne media” i ich pracownicy żyją w przekonaniu, że nie ma odpowiedzialności za słowo. Muszą też mieć jakoś zredefiniowane znaczenie słowa „wiarygodność”. Jeżeli utytułowany dziennikarz, bez najmniejszej próby weryfikacji podaje dalej film, udostępniony przez Zbigniewa Stonogę, człowieka o wiarygodności (w znaczeniu słownikowym) mocno dyskusyjnej, to skąd mam wiedzieć, że jego następny materiał, który będzie opisywał jakieś bardzo ważne sprawy, powstał z zachowaniem warsztatu. Skąd mam wiedzieć, czy ktoś utytułowanego dziennikarza nie wkręcił?

Na początku lat 90. Urbanowe „Nie” wkręciło „Wyborczą”. Doprowadziło do tego, że w „Gazecie” ukazał się materiał śledczy o zmyślonym przez Urbana biznesmenie. Nie pamiętam dokładnie, była wtedy jakaś afera z dowiezieniem weteranów na Monte Cassino, Urban wysyłając faksy do „Wyborczej” doprowadził do tego, że nieżyjąca już autorka (swoją drogą patronka nagrody dla dziennikarzy) połączyła tę aferę z przemytem narkotyków. W każdym razie, po tym jak się teksty ukazały, Urban opisał dokładnie, w jaki sposób „Wyborczą” wkręcał, gdzie powinny się zapalić czerwone lampki. 
Historia ta została wyparta, wiadomo Urban to zło, „Wyborcza” to dobro. 
Gdyby nie została wyparta i gdyby była omawiana przez trzydzieści ostatnich lat, może nasi dziennikarze zachowywaliby się inaczej. 


3. Modna przed laty trylogia Stiega Larssona „Millenium”, zaczyna się od tego, że bohater Mikael Blomkvist wychodzi z więzienia, w którym siedział za to, że napisał tekst, którego prawdziwości nie mógł udowodnić przed sądem. W więzieniu. Nie w Rosji. Nie na Białorusi. W Szwecji. U nas tak nie ma. Może i dobrze, bo wiarygodność naszego wymiaru sprawiedliwości podobna jest do wiarygodności naszych mediów. 


 

1 komentarz:

  1. Trylogia Larrsona, nie zaczyna się od wyjścia Blomquista z więzienia, tylko od skazania go w procesie. Do więzienia idzie w trakcie pierwszej powieści, i tam tworzy tekst o tym szemranym biznesmenie, w oparciu o materiały które Lisbeth hakersko pozyskała.

    OdpowiedzUsuń