środa, 16 października 2024

15 października 2025


1. Budzik zadzwonił, jak jeszcze było czarno. Dwa razy sprawdzałem, czy mu się coś nie pomyliło. Jednak nie. Po chwili wstały ranne zorze. 
Na lotnisku tłum. I tradycyjnie, najostrzejsza w kraju kontrola bezpieczeństwa. Tłum taki, że aż podstawili dłuższego embraera. 
Zacząłem czytać nowego Mellera. Dość szybko łzy mi zaczęły z oczu ciec, gdyż z początku jest to powieść pokoleniowa. Bohater jest co prawda o cztery lata ode mnie starszy, ale jakąś część doświadczeń dzielimy. Na przykład wiemy, to był Patentex Oval.

2. W Krakowie minąłem się z ojcem. Ja wychodziłem rękawem, on czekał parę bramek dalej, na podwózkę do samolotu, który go zawiezie na zimowisko do Hiszpanii. 
Mazurek rozmawiał z jakimś Suchoniem od Hołowni. Strata czasu. Nie miał nic do powiedzenia. Ciekawe chyba było tylko jak tłumaczył, że co prawda pani Myrchowa popełniła to samo przestępstwo, za które ścigany jest Mejza, ale to się nie liczy, bo Mejza jest zły, a Myrchowa dobra.

3. W autobusie do Balic przeżyłem wzruszającą chwilę. Otóż z automatem biletowym walczyła Azjatka. Poległa, gdyż automat przyjmował wyłącznie monety. Wzruszające było nie to, że poległa, tylko, że para, na oko starszych ode mnie nieco ludzi, kupiła jej ten bilet. W sumie, to sam bym to zrobił, ale też nie miałem gotówki. Świetny to w sumie pomysł – wysyłać na lotniskową trasę autobus, w którym biletowy automat nie honoruje kart kredytowych. 

Jak latać z Krakowa, to we wtorek po południu. O godzinie 17:00 do kontroli bezpieczeństwa przystępowało raptem ze dwadzieścia osób. Samolot do Warszawy wystartował bez opóźnienia. Co się przez dobre pięć razy nie zdarzyło.
Podobnie samolot do Zielonej Góry. Wystartował o czasie.

Wieczorem odsłuchałem „Taniec z ministrami” Kanału Zero. Często w sumie spotykana sytuacja, kiedy uczestnicy lepiej się bawią niż widzowie. 





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz